Nadszedł dzień spotkania rodziców Poli i Nandi. Pan Roman odśnieżał cały dzień wielkie zaspy śniegu, który leżał przed ogromnymi schodami. Nawet miotelką zamiatał je z głów niedźwiedzi i lwów, pilnujących wejścia domu. Harry to chyba człowiek zaboboniasty. Wszędzie na jego zamku były dziwne i strasznie wyglądające gargulce. Podobno kiedyś miały odstraszać od domu demony i złe duchy, ale teraz? Teraz tylko przerażały swoją obecnością.
James jeszcze nie mógł wychodzić na dwór, bo nie pozwalał mu Percy. Mówił, że jest zbyt słaby na wystawianie się na takie zimno. Do tego nawet chciał zamontować w jego pokoju elektryczną nianię, bo miał koszmary, a on się bał, że zatrzyma mu się serce. Ojciec zaśmiał się, że sam mu taką zamontuje jeśli się nie uspokoi i że zgodzi się jedynie na coś co nazywał holterem. To użąfzonko, które miał przyklejone do klatki piersiowej, a monitorek do paska od spodni. Trochę mu przeszkadzało, ale wolał to od jakiejś elektrycznej niani dla noworodków. Przez chwilę przemknęła mu myśl, że jest traktowany jak małe dziecko, jak mała dziewczynka, ale kiedy Will zaczął opowiadać o swoim dzieciństwie to chyba zrozumial, że Percy to człowiek nadopiekuńczy. Może czasem nawet za bardzo przesadzał, ale Percy podobno wszystko musiał mieć pod kontrolą i zgodnie z planem. Inaczej leciały talerze...
Eliot z Jasperem powoli odzyskiwali siebie. Nawet zaczęli ćwiczyć w przydomowej siłowni. Przygotowywali się zawodów, ale do nich było jeszcze duuużo czasu.- Chłopcy! Muszę wam mówić o podstawowych normach dobrego smaku i zachowania? Rozplątać mi to ! Już!- mruczał ojciec.
- No co!? Mam po prostu warkoczyki!
- To nie elegandzkie, synu. Chyba muszę was ogolić, bo denerwują mnie te wasze warkocze.- westchnął ojciec.
- Nie elegandzkie! Słyszałeś, Jaspi?- zaśmiał się Eliot.
- A James sobie może mieć długie włosy!- od razu wzbronił się młodszy.
- Bo James o nie dba, nie to, co Ty.- zgasił go ojciec, odkręcając go w stronę schodów- Nie chcemy wypaść na nieelegandzkich ludzi, Jaspi. Rozplątać mi to różowe i czerwone i jakieś fiolety.- mruknął, goniąc ich na górę.Ojciec na prawdę się stresował się spotkaniem z rodzicami dziewczyn. James tam się cieszył, ale może trochę smucił? To dzięki dziewczynom żył, ale też one przechodziły przez niego koszmar...Okropne uczucie! Brrr.
Ogromna brama do zamku otworzyła się o godzinie czternastej w punkt. Ojciec dał Eliotowi i Jasperowi kwiaty, aby wręczyli je dziewczynom, a sam z Percym miał wręczyć matkom przyjaciółek syna.
Za dość ładnym nissanem w kolorze śniegu, wjechało zwykłe, srebrne auto. Było jednak tak wypucowane, że wręcz się świeciło.
- Witamy w naszych skromnych progach- ukłonił się Harry z wdziękiem, otwierając im drzwi.
James nie wiedział co oni mają do uroczystych powitań i w ogóle co oni mają z tym szeroko pojętym savoir-vivre, ale nie zamierzał się z tym kłucić. Kolejna nowa tradycja na którą nie był gotowy.
Na szczęście dziewczyny po uroczystym zapoznaniu się z braćmi ( James był pewien, że i tak nie zapamiętają który to który. On uczył się ich imon przez dwa, może trzy tygodnie. Do tego najpierw notorycznie mylił Eliota z Ethanem oraz bliźniaków.)przytuliły się z Jamesem szczerze.
- Nigdy więcej.
- Nam...
- Tego nie rób!- uzupełniały się, szeroko się uśmiechając z powodu widoku przyjaciela.
- Nigdy! Rozumiesz?
- Zrozumiano, kapitanie.- uśmiechnął się.Mama Poli była zaskakująco niska. James się tego nie spodziewał. Myślał, że jest tak samo wysoka jak córka, ale ona jak widać odziedziczyła wzrost po...Po listonoszu, bo jej ojciec był niższy od Eliota. Wyglądali na zwykłych, prostych i przyjaznych ludzi. Podobno jej tata był dobrym grafikiem komputerowym, a mama też zajmowała się czymś podobnym.
CZYTASZ
Siódmy Syn- I
Teen Fiction[ WCZEŚNIEJSZA NAZWA TO PAMIĘTNIK JAMESA VERUMES. TAMTO BYŁ SZKIC TAK NA PRAWDĘ TO OFICJALNA WERSJA] James kończy naukę w ósmej klasie i ma zacząć naukę w Warszawskim liceum... Wszystko jednak staje na głowie przez śmierć jego ukochanej mamy. James...