23-Makaron

199 9 35
                                    

   James miał dość tej okropnej terapeutki. Może nie była nie miła, czy coś, ale irytowało go to, że przepisywała mu leki, których nie chciał brać. Nawet makarony go chyba do tego nie przekonywały...Percy jednak go do tego nakładniał. To on codziennie rano stawiał je przed nim do śniadania podczas którego go pilnowano...Dostawał makaroniki jedynie za kanapki albo owsiankę, bo nie za leki na które nie miał wcale ochoty. Małe białe tableteczki jakoś nie wyglądały przekonująco. Do tego James nie mógł przestać liczyć kalorii. Zeszyt został mu zabrany, a indeksy na produktach zamazane, ale James i tak znał je na pamięć. Nie robiło to na nim większego wrażenia. Potrzebował maleńkiej karteczki, albo nawet chusteczki, aby wszystko sobie ,,na spokojnie" spisać. Coś go jednak niepokoiło...Dostawał jakiegoś kataru. Nie przeszło to przez uwagę Percyego, dlatego od razu dostał komplet witaminek jakie dostawał do śniadania. James łykał nie za wiele...Do tych leków od psychiatry to tylko te na sen, bo wiedział, że bezsenność go wykończy...Na resztę? Reszty nie potrzebuję. Nie jest aż tak chory.

Tak, James pogodził się z chorobą. Na pewno jednak nie w takim stopniu, aby brać na nią jakieś tam leki! Depresja o ile we wczesnym stadium nie potrzebuje farmakoterapi. Jemu się wydawało, że jest, ale w bardzo wczesnym stadium, które na siłę nie potrzebowałoby nawet terapii...Sam by się wygrzebał. Jak facet.
- James, może jednak weźmiesz? Podwoję stawkę. Dwa makarony za każdą tabletkę.- proponował Ethan, podsuwając mu je po ledwie skończonym posiłku. Jakoś płatki wydawały się bardziej sycące...Kiedyś potrafił wciągnąć ich wieeele. Teraz nie zmieściła się w nim nawet miseczka. Czemu?

James popatrzył na straszne tabletki... W jego głowie to wręcz się do niego darły ,,Nie bież mnie! Jestem dla idiotów! Nie bież!" [ leki nie są dla idiotów, a ludzi chorych!!] Krzyczały tak głośno, ale makarony... Makarony dające szanse na wizytę u seksuologa. Mmm... A może je weźmie? Może tylko tak na niego patrzą?

Zastanawiał się tak przez dłuższy moment, gapiąc się na nie jakby conajmniej były bombą jondrową, która miałaby zniszczyć cały świat. Albo jak na jakąś straszną zarazę, która ulotni się z nich, jeśli tylko je połknie.

Wziął jedną do ręki...Nic. Dalej nic. Nic nie wybuchło...Aż dziwne. Nic się nie trzęsie. Może to głupie, ale James nawet rozejrzał się wokoło. Nic. Czyli może nie są tak niebezpieczne?

- Nic mi po nich nie będzie?- zapytał, chcąc się upewnić.
- James, Percy nie pozwoliłby Ci czegoś brać nie sprawdzając tego składu. Po drugie co by miało się stać?
- Czy...Czy ja będę po nich sobą?- zapytał.
- James...Nie bój się. Tabletki najczęściej nie są jedne. Niektórzy przechodzą przez tuzin, aby dobrać dobre. Te wydawały się nam najlepsze. Będziesz sobą. Nie staniesz się nagle zielony jak brokuł i nie wyrosną Ci dwie głowy jak u smoka, który zieje ogniem. Dalej będziesz naszym bratem, Jamesem. Może tylko nastrój Ci się zmieni.- uśmiechnął się do niego lekko.
- To na pewno bezpieczne i sprawdzane?
- Bardziej od leków na raka.- odparł Ethan.
- Na bank? Na pewno, pewno nic mi nie będzie?
- Co masz na myśli?- zapytał Ethan.
- Noo...No czy dalej będę sobą. Czy ja nie stracę swojej osobowości, tak zwanego blasku życia...
- James on od Ciebie teraz jakoś super nie bije, osobowości nie stracisz. Jeśli masz wątpliwości mogę teraz zadzwonić do bliźniaków, jeśli to coś da. Oni podzielają jednak moje zdanie.

James nie wiedział co odpowiedzieć. Bał się tych tabletek tak, jakby miały spowodować w jego wnętrznościach wybuch bomby atomowej.
- No...Ale na pewno, pewno? Gwarantujesz mi to?
- James, dzięki nim znowu poczujesz się sobą. Zmieniają chemię w mózgu, ale nie osobowość. Jeśli będą niepokojące Cię objawy przydź, a ja czy bliźniacy Ci to objaśnimy, okej?

James popatrzył na nie raz jeszcze. Jeśli ma być po nich lepiej i szybciej dadzą mu spokój? A co najważniejsze słoik z makaronami się zapełni to...Może jedną wziąść. Tak na zobaczenie.

Siódmy Syn- IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz