XX Trzynaście

223 23 35
                                    

Dawniej go kochał, o jakąkolwiek formę miłości chodziło. Teraz łączyło ich to jedno zadanie i chyba nic więcej. Biorąc pod uwagę ostatnie zakończenie ich wspólnej historii, nie mógł dopuścić, by cokolwiek zaczęło między nimi rozkwitać.

— Dalej próbujesz mnie z kimś zeswatać? — zapytał, tylko w połowie żartował.

Atsushi nie wyglądał na zmieszanego, przeciwnie: spojrzał mu prosto w oczy z kamiennym wyrazem twarzy.

— Przez twoje podejście aż sam się o to prosisz.

Leżał na łóżku z nogami spuszczonymi z boku, machał nimi jak małe dziecko, jakby nie mógł przez chwilę nawet pogrążyć się w bezruchu. Stagnacja go przerażała, napawała odrazą. Ze wszystkich sił starał się ciągle zmieniać i przemieszczać, żeby przypadkiem nikt go nie zapamiętał. Akutagawa chciałby kiedyś zatrzymać go na chwilę, żeby mu się dokładnie przyjrzeć, przestudiować wszystkie jego nawyki, o których istnieniu nie miał pojęcia. Na razie do głowy przychodził mu tylko jeden sposób, ale on nie nadawał się do niczego.

Usiadł obok, skrzyżował nogi i oparł dłonie na kolanach, nachylił się do przodu.

— A jeśli ci powiem, że już nie musisz popychać mnie w czyjeś ramiona, bo jest ktoś, kto jak na złość nie opuszcza moich myśli?

— Wiedziałem, że w końcu się poddasz. Kim jest ta szczęśliwa osoba?

— Dowiesz się w swoim czasie — odpowiedział tajemniczo Akutagawa, chociaż wcale nie musiał nic mówić, bo Atsushi nie czekał na jego odpowiedź.

Nachylił się jeszcze bliżej, Akutagawa odsunąłby się, gdyby tylko mógł, ale materac za plecami skutecznie mu to uniemożliwiał. Jasne włosy Atsushiego prawie opadały mu na twarz, czuł to nieznośne pulsowanie w klatce piersiowej. Odwrócił wzrok, skrzywił się.

— Na pewno nie wiesz?

— Nie będę powtarzał.

Z ulgą zarejestrował fakt, że Atsushi wstał, tak naprawdę prawdopodobnie w jego wyobraźni był dużo bliżej niż w rzeczywistości, bo inaczej nie przeniósłby się tak szybko na drugi koniec pokoju. On sam zaś potrzebował parunastu sekund, by się uspokoić.

— Jeśli poczujesz się na tyle pewny, by powiedzieć mi, kto to, nie krępuj się.

Akutagawa miał ochotę wrzeszczeć. Przecież Atsushi niczego nie pamiętał, nie rozumiał, że jeśli do czegokolwiek między nimi dojdzie, skończy się to źle. Nie było nadziei dla kogoś przeklętego.

Przy obiedzie był małomówny, na pytające spojrzenie ciotki tylko pokręcił głową.

Musiał jak najszybciej się z nim pokłócić, zanim stanie się nieuniknione.

***

Wczesnym popołudniem postanowili urządzić piknik, ciocia nie chciała słyszeć nawet słowa sprzeciwu twierdząc, że pogoda jest idealna.

Atsushi wrócił do środka, żeby przynieść trochę lodu do soku.

— Zacznij działać — odezwała się nagle ciocia.

— Co? — Akutagawa nie rozumiał.

— Zacznij działać, inaczej szansa ci ucieknie. Jesteś taki sam jak twój ojciec, musiałam zapraszać twoją mamę na randki w jego imieniu.

Akutagawa skrzywił się, wsadził do ust truskawkę, żeby tylko zamaskować jakoś zakłopotanie.

— Atsushi to mój współlokator — odpowiedział w końcu, a zaraz potem wypchał sobie policzki ciastem.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz