Epilog

167 20 8
                                    

Dawno się z nią nie widział. W kawiarni panował gwar, ale zobaczył od razu jej długie czarne włosy. Wyróżniały się, były idealnie proste i błyszczące. Przysiadł się do jej stolika, uśmiechnął się, poczekał, aż zareaguje.

Znał ją dosyć dobrze, poznali się, gdy przypadkiem wpadła na niego pędząc na próbę. Atsushi uratował wtedy jej kostium, bo podniósł zgubioną broszkę. Izumi odwdzięczyła się, załatwiając mu dwa bilety na przedstawienie. Nie wiedziała, kto będzie mu towarzyszyć, dlaczego w ogóle tego potrzebuje, ani co chce w ten sposób osiągnąć, ale nie musiała tego wiedzieć.

— Chcę poznać chłopaka, którego przyprowadziłeś na przedstawienie — oznajmiła.

— Nie.

— Dlaczego ci to nie pasuje? — dopytywała.

— Nie będziesz go „poznawać“ — westchnął, cytując jej własne słowa. — To mój współlokator.

— Dlaczego? Nie jesteśmy w przedszkolu, kiedy można było mieć jednego najlepszego przyjaciela i rozmawianie z kimkolwiek innym było uważane za najgorszą zdradę. Nie rozumiem, czemu tak bardzo nie chcesz, żebym poznała twojego współlokatora. Wytrzymałeś z nim cały semestr w jednym pokoju, nie może być aż tak okropny.

Wypił łyk kawy tylko po to, żeby napełnić usta. Nie chciał jeszcze odpowiadać, musiał najpierw dokładnie zastanowić się, co powiedzieć.

— Ja to co innego. Mnie traktuje — zamilkł na chwilę, przebiegł nerwowo wzrokiem po klientach kawiarni, by w końcu dodać dużo ciszej: — inaczej.

Dziewczyna natychmiast rozpromieniła się:

— Och, rozumiem! Mogłeś powiedzieć wcześniej, to bym ci pogratulowała!

Zatkał jej usta dłonią, zanim zdążyła wypaplać coś nieodpowiedniego. Mówiła zdecydowanie za głośno.

— Nie o to chodzi — zaprzeczył. — To znaczy tak, zgadłaś, ale nie sądzę, że on chciałby cię poznać. Jest czasami okropnie dziwny. Jeśli chcesz, możemy spróbować, ale prawdopodobnie twoja opinia o nim drastycznie spadnie po pierwszym spotkaniu. To nie zazdrość, tylko dbanie o twoje uczucia.

Dziewczyna uśmiechnęła się, miała ostre, przenikliwe spojrzenie, chociaż wielu je lekceważyło ze względu na jej duże, okrągłe oczy. Potrafiła zobaczyć dużo więcej, niż ludzie chcieli, by widziała.

— Boisz się, że go nie polubię — zauważyła. Atsushi nie mógł zaprzeczyć. — Słuchaj, jeśli naprawdę ci na nim zależy, nie ma znaczenia, co sądzą o nim inni, chyba że jest naprawdę okropny, a ty zaślepiony. Nie wyglądasz mi jednak na kogoś takiego. Zbyt mocno trzymasz się rzeczywistości.

Nie miałby połowy swoich obecnych problemów, gdyby nie pokochał nieodpowiedniej osoby niecały wiek temu. Mógłby skierować swoje uczucia na kogokolwiek innego i prawdopodobnie skończyłoby się to lepiej, ale nie zrobił tego. Umarł, zbyt późno dowiedział się, że gdyby tylko któryś z nich powiedział na głos, co myśli, mogliby przeżyć razem całe dekady.

W tym życiu męczyliby się pewnie jeszcze długo, ale na szczęście Akutagawie wymknęła się z ust pewna bardzo konkretna prośba, która zmusiła ich do opróżnienia przed sobą nawzajem zawartości swoich serc. Tęsknota zbierała się w Akutagawie jak żaby, dopłynęła do przełyku, utknęła przez jakiś czas w gardle, aż w końcu wyskoczyła z ust, a on wreszcie mógł przestać się krztusić.

Atsushi zamieszał łyżeczką swoją kawę.

— Niektórzy ludzie potrzebują tylko się przed kimś otworzyć, by wyszły na wierzch ich wszystkie najlepsze cechy — odparł lakonicznie. Nie musiał mówić nic więcej, Kyouka rozumiała doskonale.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz