XVI wiek

109 7 11
                                    

Było już późno, zapadł zmrok i mimo że w Polsce dopiero przed chwilą powietrze ochłodziło się na tyle, że można było otworzyć okna, oni czasami chodzili w bluzach. Ta zmiana klimatu ani trochę im nie przeszkadzała, nie tęsknili do upałów.

Byli winni Gin ogromne podziękowania za to, że ponownie zażyczyła sobie całego apartamentu zdolnego pomieścić pięć osób. Atsushi ponownie miał wątpliwości, czy skorzystanie z jej propozycji nie będzie nadużyciem gościnności, ale Gin nawet nie chciała o tym słyszeć.

— Jesteś rodziną — mówiła, zbywając jego pytania machnięciem ręki. — Poza tym masz największy wpływ na Akutagawę, który nikogo innego nie słucha. Kiedy zgodziłeś się z nim chodzić, staliście się pakietem.

W ten sposób wyjechali na rodzinne wakacje do Anglii. Mieli sporo do zwiedzania, a wszyscy polegali na Atsushim, który na swoje nieszczęście miał zdobyć wykształcenie ze studiów językowych. Skończy za rok pierwszy stopień anglistyki, wybierał się na drugi, do tego będzie pracował jako tłumacz. Nie miał żadnej wymówki.

— Jak się czujesz jako darmowy przewodnik? — zapytał go żartobliwie Akutagawa drugiego dnia, kiedy zmęczenie ścięło ich z nóg o ósmej.

— Nie chcę już tego wykształcenia — wymamrotał Atsushi w poduszkę.

Poczuł dłoń na swoim ramieniu.

— Opowiedz mi coś. Tym razem coś wesołego.

Atsushi obrócił się na plecy.

— Jeśli chcesz, ale nie kończysz w tej historii zbyt dobrze.

***

Ta historia zaczęła się i skończyła wśród licznych wzgórz, pagórków, dolin i łąk porośniętych wrzosami.

Wiał wiatr, który zrywał liście z nielicznych drzew w okolicy, a kartki na biurku dryfowały po całym pokoju, jednak mieszkający tam chłopak nie mógł ich pozbierać, nie widział w ogóle, że opuściły swoje miejsce, bo biegł właśnie powitać gości. Nie spodziewali się nikogo, toteż okazja wymagała specjalnych środków. Zbiegł schodami, schował się za grubym filarem w holu, żeby z ukrycia obserwować przybyłą rodzinę. Ojciec, szlachetny i wysoki, budzący respekt. Matka, kobieta o alabastrowej cerze, ciemnych oczach i czarnych jak atrament włosach. Oraz jej dzieci, identyczne jak ona.

Chłopak obserwował swoich rodziców witających starych znajomych, których on sam nie pamiętał. Na tym odludziu nigdy nikt ich nie odwiedzał. Jak się okazało, rodzina przez ale warunki pogodowe zboczyła ze szlaku, lecz na szczęście byli w okolicy. Atsushi skrzywił się na myśl, że w takim razie zostaną tu na jakiś czas. Jego ojciec był zbyt uczciwy, by odprawić kogokolwiek, a w oczach matki już widział niebiańską radość na myśl o przyjacielu dla ich syna.

— Wasze dzieci są doprawdy urocze— szczebiotała matka, a Atsushi przewracał oczami zza swojej kolumny. — Z pewnością zaprzyjaźnicie się z moim synkiem, jest w podobnym wieku. Strasznie lubi piesze spacery, niewątpliwie zabierze was na jakiś.

Nie ma mowy. Atsushi parsknąłby z oburzeniem, gdyby nie to, że bardzo nie chciał ujawniać swojej obecności. Stąd mógł obserwować i nie zostać wciągnięty w intrygi matki. Trzymanie się na uboczu do tej pory świetnie wpływało na jego samopoczucie, nie widział więc teraz powodu, by nagle to zmieniać.

Na szczęście stojący w holu chłopak też nie wydawał się skory do przyjaźni. W zasadzie wyglądał na jeszcze bardziej obrzydzonego tą wizją niż Atsushi, co wyjątkowo przypadło mu do gustu.

Usłyszał kroki, schował się głębiej i pozwolił całej gromadzie przemaszerować przed hol. Teraz goście prawdopodobnie zostaną rozlokowani po pokojach, ale pomieszczenia gościnne znajdowały się w innym skrzydle zamku niż przytulne gniazdko Atsushiego. Całe szczęście.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz