XXXIII Dwadzieścia Sześć

197 18 61
                                    

Moi drodzy, w tym rozdziale pojawia się alkohol i o ile wiecie, że do żadnych horny sytuacji nie dojdzie, tak chciałam tylko zaznaczyć, że będzie tu możliwy trigger. Jeśli ten temat sprawia, że czujecie się niekomfortowo – śmiało możecie pominąć rozdział, chociaż, jak mówiłam, nic złego się tu nie stanie. Jeszcze.

Tak czy inaczej, do żadnych skrajności tu nie dojdzie, ale chciałam tylko uprzedzić, w razie gdyby czytał to ktoś, dla kogo samo pojawienie się alkoholu byłoby triggerujące bądź niekomfortowe. To tyle ode mnie słowem wstępu, bawcie się dobrze!

Otworzył zamaszyście drzwi. Atsushi siedział akurat na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, a na kolanach trzymał otwarty podręcznik.

— Piątka! — zawołał radośnie Akutagawa z energią, której nikt nie widział u niego od co najmniej dwóch lat, kiedy dowiedział się o przyjęciu na studia.

Z jego głosu biła duma, oczywista, przesadzona i prowokująca. Czekał na reakcję chłopaka, od niedawna wreszcie jego chłopaka, z niecierpliwością obserwował go, a kiedy Atsushi otworzył usta, przeszedł go dreszcz zaskoczenia, zanim w ogóle zdążył się odezwać.

— Gratuluję — powiedział. Nawet nie odłożył podręcznika.

To był pierwszy, lecz nie ostatni raz, kiedy Akutagawa musiał zabrać mu książkę, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Usiadł obok, wyjął mu podręcznik z rąk, drugą ręką uniósł w górę jego twarz, by wreszcie spojrzał mu w oczy.

— To wszystko?

— Mam cieszyć się z sukcesu kogoś, kto w tej chwili jest moim największym wrogiem? — odpowiedział bez emocji.

Dopiero na oburzony wyraz twarzy Akutagawy na jego ustach rozkwitł uśmiech. Dotknął jego policzka, nawet nie zauważył, że parę stron w podręczniku samo się przewróciło przez wiatr z okna rzucany z kąta w kąt.

— Nie złość się, przecież obiecałem cię pokonać, prawda? — dodał jeszcze. — Dotrzymuję obietnic.

Akutagawa przełknął ślinę, bo nagle zapomniał, co chciał powiedzieć.

Potrafił dokładnie wyobrazić sobie, gdyby jego wersja z dwudziestego wieku potrafiła na chwilę go zastąpić i znaleźć się w tej sytuacji. Prawie czuł wypełniające go emocje. Jasny jak ogień ból, strzelisty, przebijający całe ciało, który ustępował powoli przed łagodniejszymi emocjami. Fala mieszanki ugli, czułości, przywiązania i czegoś jeszcze, czemu Akutagawa wciąż bał się nadać imię, zalewała go jak chłodny wiatr wieczorem po upalnym dniu. Jak krem z pantenolem wsmarowywany w oparzenie słoneczne. Bolało, ale wkrótce przestanie, ta rana się wyleczy. Nie potrafił nawet w pełni pojąć, jak wielką szansę dostali.

Nie zmarnuje jej.

Położył dłonie na jego ramionach, przyciągnął do siebie i dotknął ustami jego czoła. Prawie niewyczuwalnie, tak ostrożnie, jak tylko się dało.

— Dziękuję — wyszeptał. Jeszcze się nie odsunął, zamknął tylko oczy. — Jesteś cudowny, jesteś moim cudem.

Tym razem nigdy nie pozwoli mu odejść, chyba że sam go o to poprosi. Dopóki Atsushi mu na to pozwoli, będzie trwał u jego boku, będzie dla niego wsparciem, rywalem, motywacją, by iść naprzód, jego wszystkim, czego tylko mógłby zapragnąć.

Atsushi przyciągnął go bliżej do siebie, położył się, wsunął dłoń w jego włosy, drugą położył mu na plecach.

— Czemu zawdzięczam tę nagłą wylewność? — zapytał tylko w połowie przekornie, bo część niego była szczerze ciekawa.

— Nie wiem. Zawsze działasz na mnie tak, że chcę mówić rzeczy tego typu.

Zazwyczaj po prostu się powstrzymywał.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz