Akutagawa wiedział, że przegra. Był skazany na porażkę od samego początku, bo nie wiedział jeszcze, na co się zgadza. Atsushi wcale nie był taki nieskazitelnie czysty, jak się wydawał.
Teraz zrozumiał jednak, że tak naprawdę nie miał nic przeciwko przegranej. Wplótł palce w jego włosy, jasne jak wschód słońca, jak płatki kwiatów jabłoni, jak stokrotki. Objął go od tyłu, wtulił twarz w jego kark.
— Nie ruszaj się — polecił. Chciał zostać tak przez chwilę.
Nie czuł już tych stalowych mięśni, które musiał posiadać ktoś tak biegle władający mieczem, zamiast tego mógł słuchać, jak chłopak nuci cicho piosenki w czterech różnych językach, gdy myśli, że nikt nie słyszy.
Zmienili się, byli jednocześnie sobą i kimś innym. Poznał go na nowo i jeszcze raz przekonał się, że to najbardziej niezwykła osoba na ziemi.
Kosmyki włosów Atsushiego delikatnie łaskotały go w twarz, ale nie zwracał na to uwagi. Zamknął oczy, skupił się na wszystkich innych zmysłach. Chciał, by jego skóra kojarzyła mu się z czymś innym niż zakrwawiony bandaż.
Czuł jego szampon, jakaś mieszanka cytrusów. Atsushi raczej rzadko używał perfum, jeśli można łączyć go z jakimś zapachem, to chyba tylko zapach kawy, którą pił zawsze rano, a czasami nawet wieczorem. Gorzki, ciężki, odrobinę kwaśny, niemożliwy do pomylenia z niczym innym. Pasowały do niego aromaty różnych przypraw, Atsushi za bardzo rzucał się w oczy na coś delikatnego. Być może kiedyś Akutagawa przestudiuje ten temat dokładniej, teraz jednak chciał skupić się na czymś innym.
Jego skóra była tym razem miękka, Akutagawa mógł wyczuć dokładny moment, gdzie włosy niewidzące fryzjera od lat przechodziły w delikatny, prawie niezauważalny meszek, który z kolei znikał jeszcze odrobinę niżej. Wiedział, że nie znajdzie żadnych ran, gdzie by nie szukał.
Chciał go zapamiętać właśnie takim: bez blizn, bez wyrobionych z powodu przymusowych ćwiczeń mięśni, całego i żywego.
Przysunął usta do jego ucha.
— Mam propozycję — zaczął na pół poważnie. — Poddam się, a ty wygrasz zakład, jednak w jakiś sposób mi to zrekompensujesz.
— Co byś chciał?
Atsushi zdjął z siebie jego ręce, teraz trzymał go za dłonie. Akutagawa dalej dotykał go ramionami, opierał się na nim od tyłu, bo wiedział, że może, jeśli do tej pory nie został zrzucony.
— Coś podobnego, do czego mnie zmusiłeś, tylko tym razem ja wybiorę cel.
— Zgoda, ale nic ekstremalnego.
— Chcę, żebyś przestał się ukrywać przed ludźmi. Wiem, że celowo robisz wszystko, by unikać spojrzeń innych ludzi, kiedy zasługujesz na każde z nich. Ktoś tak cudowny nie powinien być niewidzialny. Pokazałeś mi, że unikanie życia nie jest czymś dobrym, pozwól mi się odwdzięczyć.
Przez wszystkie te lata miał inne priorytety, nie zwracał uwagi na rozrywkę, na cokolwiek, co kochał. Dzięki jednej osobie to się zmieniło.
Jeszcze niedawno wyśmiałby pomysł poświęcenia swojej energii na bezinteresowną pomoc komuś, a teraz bez wahania był gotowy oddać mu cały swój czas.
— Mogę spróbować.
To był już sukces. Uśmiechnął się, z powrotem go objął.
Wrócili całkiem niedawno, dzięki pomocy Atsushiego lody się nie roztopiły. Było już po dwudziestej, sami nie wiedzieli, gdzie uciekł cały ten czas. Kiedy byli razem, biegł jednocześnie szybciej i wolniej w zależności od sytuacji. Teraz na przykład drastycznie zwolnił, Atsushi mógł bez problemu usłyszeć bucie swojego serca, które chyba za chwilę się podda, zresztą zupełnie jak on sam.

CZYTASZ
Anafora || shin soukoku ||
FanficAkutagawa za jako jedyny cel w życiu postawił sobie utrzymanie pirwszego miejsca w rankingu studentów na swojej uczelni. Życie towarzyskie jest dla niego sprawą drugorzędną, miłość zaś nie istnieje. Kiedy ktoś zajmuje należące do niego pierwsze miej...