XXXV Dwadzieścia Osiem

186 18 22
                                    

Spacer był długi. Po trzydziestu minutach Akutagawa ostatecznie przestał wierzyć, że idą po kawę i poddał się ze zgadywaniem. Gdziekolwiek prowadził go Atsushi, i tak nie zgadnie. Teraz, gdy wreszcie oficjalnie byli razem, ich zakład dobiegł końca, co nie położyło jednak kresu ich regularnym eskapadom. Wydawać by się mogło, że teraz Atsushi nie ma już ku temu powodów, było jednak wręcz przeciwnie: nie potrzebował już wymówki.

Będzie musiał mu powiedzieć o wyjeździe. Nie rozumiał, dlaczego traktował to jako przekazywanie tragicznych wieści, ale tak właśnie się czuł, podobnie jak wtedy, gdy opowiadał wszystko Gin. Trochę jak na spowiedzi. Wiedział, że Atsushi nie ma na razie planów, bo chcieli zorganizować sobie coś sami, więc wyjazd nie powinien być problemem. Nie kolidował z niczym.

Zamierzał przedstawić go rodzicom od momentu, kiedy zorientował się, że go kocha, bo właśnie to do niego czuł. Kiedy przypomniał sobie, jak wiele wspólnych lat ich łączy, tylko utwierdził się w tym zamiarze. Chciał, by to było coś poważnego, a jednocześnie bał się powiedzieć to na głos.

Czasami zastanawiał się, jak mówi się rodzicom, że się kogoś ma. Zdarzyło mu się nawet ćwiczyć przemowę przed lustrem przy myciu zębów. Wyszła beznadziejnie, na szczęście nie musiał wprowadzać jej w życie, bo Gin go uprzedziła. To nawet lepiej, oszczędziła mu paru ton zażenowania.

Nie zadawał sobie trudu, by zapytać, gdzie idą. I tak nie otrzyma odpowiedzi, dowie się dopiero na miejscu. Mijali różne osiedla, minęła godzina, a oni nadal szli. Po pewnym czasie Akutagawa przestał już liczyć upływający czas, skupił się na tym, w jaki sposób poinformuje o wszystkim Atsushiego. Najbezpieczniej będzie wcześniej go na wszystko przygotować, dopiero potem zaś przejść do sedna. Przede wszystkim musiał sprawić, by nie czuł się zagrożony. Owszem, będzie to nieco trudniejsze niż zwykłe poznanie jego rodziców przy obiedzie, ale przecież na pewno nie mają złych intencji. Chcieli tylko poznać chłopaka, któremu swoje serce ofiarował ich syn. Po usłyszeniu tego Atsushi powinien się odrobinę uspokoić.

Była też inna kwestia, nieco mniej problematyczna w swojej istocie, ale po głębszym zastanowieniu przyprawiała Akutagawę o ból głowy. Kompletnie nie wiedział, jak się za to zabrać, z każdej strony widział jakiś haczyk, a ponadto nie miał pojęcia o kluczowej sprawie. Był skonfundowany, zły, przestraszony i podekscytowany jednocześnie, a po zmieszaniu emocje te zmieniały się w kleistą breję, która uniemożliwiała mu dalsze działanie.

Spojrzał na Atsushiego. Trochę zwolnił, szli teraz ścieżką wydeptaną w trawie, dookoła nie było żywej duszy. Świecił pod nogi latarką z telefonu. Nikt się nie odzywał, Akutagawa czuł, że jego serce przyspiesza, chociaż stopy nie chciały już dalej iść, bo znajome palce znalazły jego dłoń.

— Prawie jesteśmy — zapewnił Atsushi.

Wyszli zza zasłony drzew, Akutagawa zobaczył spory zbiornik wodny. Słyszał rechot żab, na tafli co jakiś czas pojawiały się niewiadomego pochodzenia kręgi.

Atsushi usiadł na trawie i pociągnął go za sobą.

— Wiesz, że latają tu nietoperze? — zapytał.

Rzeczywiście, co chwilę coś przecinało powietrze nad ich głowami.

Było cicho, wiał delikatny wiatr, a na niebie mrugały do nich gwiazdy. Akutagawa wiedział, że teraz moment jest idealny, ale nie mógł się zdobyć, by prosić go o wspólny wyjazd. Nie chciał psuć jego cudownej pewności siebie.

Dawno temu też siedzieli nad wodą o zmroku. Gin złapała wtedy jakieś paskudne, choć niegroźne przeziębienie i leżała w łóżku, opiekował się nią sztab lekarzy wraz z matką, która nie odstępowała jej na krok. Pewnego wieczoru Akutagawa gdzieś zniknął, a jego nieobecność zauważył tylko Atsushi.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz