Październik był dla niego kalejdoskopem, światłem stroboskopowym, bezustannie opadającą migawką aparatu. Gdzie się nie odwrócił, spotykał coś nowego. Otaczali go obcy ludzie, obca kultura i obce miejsca. Przez pięć miesięcy czuł się jak intruz, uciekał, chował się przed wszystkimi. Starał się jeszcze bardziej niż zwykle wtopić w tłum.
Kiedy go zobaczył, zaskoczyło go, jak znajomy się wydawał. Przez parę sekund myślał, że po prostu już gdzieś się spotkali, ale to niemożliwe. Nauka języków po części szła mu tak dobrze, bo bardzo łatwo zapamiętywał wszystko, co zobaczył. Szczególnie twarze, każdą inną, unikatową. Z pewnością zapamiętałby kogoś o obliczu tak wyniosłym, pełnym dumy, uporu i skierowania na jeden cel. Wystarczyło jednak spojrzenie więcej i Atsushi wiedział już, że ta arogancja jest udawana. Widział zbyt wiele twarzy, by tego nie zauważyć.
Tak myślał wtedy, teraz wiedział już doskonale, dlaczego przejrzał go w mgnieniu oka. Nawet jeśli jego umysł go nie pamiętał, na duszy zostają wyryte pewne ślady i wspomnienia w postaci wrażeń, przeżyć i instynktów objawiających się w przyszłych życiach.
Miał wtedy jedną słuchawkę w uchu, muzyka leciała cicho, by mógł słyszeć otoczenie. Gdy nieco ponad dwa miesiące później leżał późno w nocy na łóżku, dostrzegł ironię w tym, jaki utwór włączył się akurat wtedy. Pierwszym nutom towarzyszył dzwonek, więc natychmiast odruchowo zapauzował, ale później zerknął na wyświetlacz.
Ta piosenka skierowana była do nich obu. Krytykowała chowanie się w cieniu Atsushiego i wszystkie praktycznie destrukcyjne praktyki Akutagawy.
Ten chłopak był dla niego jedyną znajomą rzeczą w obcym świecie, mimo że pojawił się tak niedawno, jednak poznawanie go było niesamowicie łatwe.
Kiedy chciał się czegoś dowiedzieć, cokolwiek by to nie było, po prostu pytał. Czasami jego pytania przybierały wręcz kuriozalne formy, ale Akutagawa o dziwo za każdym razem szczerze odpowiadał. Z kolejnymi tygodniami nabierał cierpliwości, która rozciągała się jak świeża żywica. Nie tyle zmieniał się, co bardziej odsłaniał, jakby Atsushi topił warstwę, którą pokazywał ludziom. Wystarczyło, że znalazł się w zasięgu jego wzroku, by Akutagawa zachowywał się odrobinę inaczej, zwracał mniejszą uwagę na otoczenie, a częściej zerkał w to jedno miejsce, rzadziej narzekał na najzwyklejsze sprawy, chociaż nadal nie rozmawiał z nikim z własnej woli.
Już nie uciekał przed Atsushim, od kiedy wreszcie pozwolił sobie zostać, od kiedy poprosił go, by złamał klątwę za niego, uznał, że sam również musi coś zmienić. Sprzeciwił się wszelkim znanym mu mechanizmom obronnym i został. Początkowo zmuszał się, by nie odwracać się, gdy Atsushi mówił mu, że ładnie wygląda, by nie uciekać jak najwcześniej z pokoju, żeby przypadkiem go nie spotkać. Zamiast tego powoli uczył się patrzeć prosto na niego, tłumił podstępne podszepty wewnątrz jego umysłu mówiące, że to wszystko źle się skończy.
Jak mogło skończyć się źle, kiedy właśnie Atsushi prowadzi go po jakimś odludziu twierdząc, że za chwilę dojdą do kaczek? Akutagawę w tamtej chwili zupełnie nie obchodziły kaczki, skupiał się bardziej na utrzymaniu równowagi, bo czuł palce delikatnie ściskające jego nadgarstek.
Tak było codziennie. Połowa maja minęła jak przejeżdżający pociąg, a on zanim się spostrzegł, nie potrzebował już powtarzać sobie, by nie uciekał. Już nie musiał.
Atsushi co prawda odrobinę się zdystansował w tym sensie, że raczej unikał kontaktu fizycznego i już tak bezwstydnie nie prawił mu komplementów, by zwrócić jego uwagę. Być może starał się dać mu trochę przestrzeni na oswojenie się z nową sytuacją, może sam jej potrzebował, a może nie czuł już potrzeby krzyczenia o jego uwagę, gdy dostawał ją niepodzielnie. Mimo to Akutagawa naprawdę nie obraziłby się, gdyby czasami go przytulił.
CZYTASZ
Anafora || shin soukoku ||
FanfictionAkutagawa za jako jedyny cel w życiu postawił sobie utrzymanie pirwszego miejsca w rankingu studentów na swojej uczelni. Życie towarzyskie jest dla niego sprawą drugorzędną, miłość zaś nie istnieje. Kiedy ktoś zajmuje należące do niego pierwsze miej...