Tuptuś (rozdział na 1 kwietnia)

257 18 44
                                    

Uniósł ze zdziwieniem brew, kiedy zobaczył, kto wszedł do gabinetu. Młody mężczyzna, może dwudziestotrzyletni, nie wyróżniał się niczym, co wzbudzałoby podejrzenia. Miał na sobie wyprasowaną koszulę, krawat, nieco dziwnie obcięte białe włosy i kolorowe oczy przypominające jedne z tych szklanych kulek, które pamiętał z dzieciństwa.

Nie byłoby w nim nic dziwnego gdyby nie to, że Aktagawa widział go piąty raz. Za pierwszym przyszedł z psem, później żółwiem, kanarkiem, chomikiem, a teraz trzymał na rękach kota.

- Dzień dobry! - przywitał się z uśmiechem.

- Dzień dobry - odpowiedział Akutagawa. Strzepnął sierść ze śliwkowych spodni i ciemnej bluzy medycznej w kocie łapki, wstał z krzesła przy biurku. - Co dolega naszemu pacjentowi?

Chłopak podniósł nieco kota, który był wyjątkowo spokojny. Akuragawa rzucił mu zrezygnowane spojrzenie widząc, że trzyma go całkowicie niepoprawnie. Wyciągnął ręce, przesunął dłonie swojego klienta, bo jego nieogarnięcie było godne pożałowania.

- Proszę nie trzymać go za brzuszek - instruował. - Ręce niżej, musi mieć oparcie pod tylne łapki. Co dolega pacjentowi? - ponowił pytanie.

- Dzisiaj tylko przegląd.

Zawsze przychodził tylko na przegląd, zwierzęta bez wyjątku były zdrowe. Nie wypytywał, jego zadaniem było leczyć podopiecznych swoich klientów, nie przeprowadzać śledztwa. Wziął kota, delikatnie zaczął ugniatać brzuszek i sprawdzać zęby. Okaz zdrowia.

- Jak się wabi?

- Puszek.

- Cóż, Puszek jest najzdrowszym kotem, jakiego widziałem w tym tygodniu. Jak się ma Tuptuś?

Chłopak zamyślił się na chwilę i wyraźnie zmieszał, ale po chwili jakby go olśniło.

- Jak na żółwia biega dookoła wyjątkowo szybko i wesoło!

Akutagawa westchnął, oddał kota właścicielowi.

- Dwa dni temu mówił pan, że Tuptuś to chomik.

Umył ręce, wsadził dłonie do kieszeni, zaczął kiwać się do przodu i do tyłu. Miał ochotę zadać jeszcze parę pytań, ale to wykraczałoby poza profesjonalizm.

- Musiało mi się coś pomylić - żachnął się chłopak. - Jesteś wolny? To znaczy, kiedy ma pan terminy na jutro?

Oparł się o biurko, zerknął w kalendarz na blacie, pokręcił z żalem głową.

- Niestety nie mamy wolnych terminów na najbliższe dwa dni.

Nie wiedział jeszcze, że ten dziwny klient przekupił sekretarkę, której zawsze udawało się go gdzieś wcisnąć. Powoli kończyły mu się znajomi ze zwierzętami, pozostawało jeszcze schronisko, skąd mógł pożyczać bezpańskie psy i koty di przeglądu weterynaryjnego i jeszcze będzie uchodził za dobrego człowieka.



To tylko rozdział na pierwszego kwietnia, chociaż ten pomysł chodził za mną od dawna. Może kiedyś przetransformuje się w coś dłuższego, zobaczymy.

Na wypadek, gdybym później zapomniała: Wesołych Świąt!

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz