9. Zaprzeczanie

988 50 5
                                    

Reiden

Rzuciłem gdzieś pod nogi szmatką którą wytarłem ręce ze smaru samochodowego. Byłem tak cholernie, niesamowicie, wręcz niebezpiecznie wkurwiony, że prawie rozwaliłem sobie łeb o maskę własnego samochodu. Nie byłem do końca pewien jak długo już pod nią grzebię, po prostu potrzebowałem się czymś zająć, a nie było zupełnie nic innego do roboty.

Nie żałowałem niczego co powiedziałem Christiana potrzebowała to usłyszeć, potrzebowała zrozumieć co właśnie robi. Nie byłem pewien, czy ona w ogóle wiedziała, że jej ciotka była kiedyś w ciąży, czy wiedziała o stracie którą przeżyli razem z Billym i marzeniu którego nie udało im się spełnić. Ona właśnie na krótki moment zapełniała tą dziurę. Była jak brakujący element układanki który trafił wreszcie na swoje miejsce tylko po to, żeby za chwilę znowu się zgubić. Powiedziałem jej to, bo miałem nadzieję, że zrobi to co powinna, że wreszcie spakuje swoje rzeczy i zniknie z życia nas wszystkich. Ale ona była zbyt egoistyczna żeby myśleć o kimś więcej oprócz siebie. I co to w ogóle miało znaczyć, że nie przyjechałaby tu gdyby miała inne wyjście? Była tak niewdzięczna, że nie mieściło mi się to w głowie.

W dodatku jak gdyby nigdy nic polazła sobie na randkę. Ubrana w letnią, zwiewną sukienkę w kwiaty która na mój gust odsłaniała za dużo. Ale może po prostu chwiała dać jasny przekaż tego jakim typem dziewczyny jest. Zachowywała się jakby do tego jej pustego łebka nie wpadały żadne przemyślenia.

Boże jak ja jej nienawidziłem.

- Co ty tu tak szturasz? – zapytał Billy, podchodząc do mnie tak bezszelestnie, że na dźwięk jego głosu podskoczyłem i jednak walnąłem się w łeb.

- Kurwa – zakląłem soczyście rozmasowując bolesne miejsce.

- Co tak podskakujesz jak ten szajbnięty koń u sąsiadki? – zapytał ewidentnie się ze mnie naśmiewając. – Jeszcze jedno uderzenie w głowę i zaczniesz odbierać sygnały z kosmosu.

Podniosłem głowę puszczając mu spojrzenie ponad podniesioną maską, opierał się o bok mojego samochodu. Gdzieś w między czasie zrobiło się tak ciemno, że musiałem używać turystycznej lampki żeby widzieć silnik.

- W trakcie drogi coś chyba przeskoczyło i później zaczęło stukać, próbuję zlokalizować źródło problemu – oznajmiłem znowu zaglądając pod maskę. Lubiłem Billy'ego ale w tym momencie walałbym jednak zostać sam. Zdenerwowany wyżywałem się czasem na czymś co nie było niczemu winne.

- Mnie to się wydaje, że źródło twojego problemu jest właśnie na randce.

Roześmiałem się gorzko.

- Uwierz mi, naprawdę mam tak głęboko gdzieś to, co ona robi ze swoim życiem, że jak dla mnie może puszczać się za kasę, zupełnie mi to wisi.

Przyciągnął sobie krzesło siadając na nim na tyle blisko samochodu, że byłem w stanie widzieć jego niezadowoloną twarz.

- Jestem pewien, że kłamiesz, ale nie będę szedł w tym kierunku. Uważasz ją za problem, bo twoim zdaniem jest dla nas jak dziecko którego nigdy nie udało nam się mieć.

Nie miałem zielonego pojęcia jak mnie przejrzał. Oparłem się o karoserię po bokach, zwisając nad silnikiem i wzdychając ciężko.

- A nie mam racji? – zapytałem opryskliwie. – Lydia nadskakuje wokół niej jakby była jakimś cholernym cudem świata, a ona na to nie zasłużyła.

- Skąd wiesz, że nie zasłużyła? – zapytał nachylając się lekko do przodu.

- Bo jest niewdzięczna – odpowiedziałem bez wahania. – Zachowuje się jak królewna na ziarnku grochu.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz