Reiden
Słuchałem jej kroków na schodach nadal stojąc na środku kuchni. Nie mogłem się ruszyć, byłem w zbyt wielkim szoku żeby to zrobić i przy okazji niczego nie rozwalić. Miałem ochotę wrzeszczeć ile sił w płucach. Dzisiejszy dzień zmienił wszystko. Dziewczyna której nienawidziłem i której za wszelką cenę chciałem pozbyć się ze swojego życia nie była wcale tym za kogo ją miałem.
Jej historia. Cholera, była tylko niewinnym dzieckiem, jak w ogóle można być kimś takim, jak można w ten sposób wykorzystywać swoją pozycję? I jeszcze ten jego pożal się Boże synek. Nie mogłem teraz o tym myśleć, bo palce zaczynały mnie świerzbić. Powinienem mieć trochę więcej oleju w głowie i zastrzelić go kiedy miałem ku temu okazję. Wtedy się zawahałem, teraz już bym tego nie zrobił. Wiem, że moralność i wymiar sprawiedliwości, ale...
Wcale nie to było w tym wszystkim najgorsze.
Najgorszy w tym wszystkim byłem ja. Znęcałem się nad nią, uwziąłem się ślepo wierząc w wizję którą sobie ubzdurałem i nawet na moment nie chciałem przestać. Chociaż Billy wyraźnie mnie przed tym ostrzegał. Dlaczego się nie domyśliłem, dlaczego nie wyłapałem tego co chciał mi przekazać między wierszami. Miałem tak wiele przesłanek, ale uparcie trwałem przy swoim. Była intruzem zagrażającym mojej pozycji w tym miejscu, była osobą która mogła zająć miejsce w czymś co było moją drugą rodziną. Tymczasem ona tylko starała się przetrwać.
Odchyliłem głowę wydając z siebie zrezygnowany jęk.
I te jej koszmary. Jej podświadomość kazała jej przeżywać to ciągle od nowa, a ja kpiłem z tego jak wyglądała rano. Kiedyś w podstawówce z dwójką kolegów wpakowałem głowę jednego dzieciaka do kibla. Zorientowałem się, że to błąd jeszcze zanim dowiedziały się o tym władze szkoły i powiadomiły naszych rodziców. Szlaban był niczym w porównaniu z wyrzutami sumienia które mnie dręczyły. Do końca szkoły pilnowałem, żeby nikt już więcej nie zrobił mu krzywdy. To wcale nie zmazało tego co zrobiłem, ale przynajmniej czułem się ze sobą trochę lepiej.
Co niby miałem zrobić teraz? Jak odpokutować swoje winy?
Do drzwi jej pokoju zapukałem jakieś dwie minuty później. Miałem nadzieję, że jeszcze nie zasnęła, i jej nie obudzę. Gdyby nie chodziło o nią, światło sączące się pod drzwiami byłoby wyraźną podpowiedzią, w jej przypadku to o niczym nie świadczyło. Czekając na to aż otworzy nieznacznie przenosiłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Nie miałem pojęcia jak powinienem się teraz względem niej zachowywać.
- To tylko ja – powiedziałem cicho słysząc wewnątrz jakieś odgłosy. Tym razem nie miałem zamiaru nabijać się z jej lęku przed otwarciem drzwi. W ogóle nie powinienem był tego robić, ale jak na idiotę przystało... Wreszcie w nich stanęła w rozciągniętej koszulce która robiła jej za piżamę i ze zmęczeniem wypisanym na twarzy. Czyli było dokładnie tak jak się tego spodziewałem, w towarzystwie sprawiała pozory, w końcu nie chciała nikogo martwić, ale dzisiejsza sytuacja... Ona i we mnie zostawi permanentny ślad, to jak się o nią bałem kiedy wyciągnął nóż... Chyba nigdy wcześniej nie czułem takiego strachu, i miałem szczerą nadzieję, że już nigdy nie przyjdzie mi go poczuć.
- Co tu robisz? – zapytała opierając się o drzwi, nie otwarła ich szerzej zapraszając mnie do środka, więc nie miałem zamiaru się wpraszać.
- Nie martw się nie będę się narzucał – zapewniłem próbując rozładować atmosferę, napięcie które nagle między nami powstało było nie do zniesienia. Dlaczego potrafiliśmy się wykłócać i wydzierać na siebie, a zwykła rozmowa w ogóle nam się nie kleiła? – Przyszedłem bo chciałem dać ci coś co kupiłem dzisiaj w sklepie, a później zupełnie o tym zapomniałem. – Nie musiałem tłumaczyć dlaczego, obydwoje doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, a fakt, że spuściła wzrok jakby to była jej wina jeszcze mocniej zacisnął mi gardło.
- Co to takiego? – zapytała tym swoim słodkim, niewinnym głosem który do tej pory uważałem za manipulacje.
Wyciągnąłem w jej stronę dłoń na której trzymałem pudełko, nie traciłem czasu na opakowywanie go w żaden sposób, chciałem żeby jak najszybciej mogła zacząć z niego korzystać.
- Projektor gwiazd – przeczytała na głos. Obróciła je kilka razy w rękach, unosząc przy tym jedną brew. Wyraźnie nie miała pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Wreszcie przeniosła spojrzenie swoich błękitnych oczu na mnie. – Dlaczego postanowiłeś kupić mi akurat coś takiego? – zapytała dając za wygraną. Nie była w stanie mnie rozgryźć.
Podrapałem się po karku czując lekkie zakłopotanie.
- Myślałem o nocy kiedy nie było prądu i chciałaś zabrać na górę świeczkę żeby w twojej sypialni nie było zupełnie ciemno, po tym jak uparcie o nią walczyłaś zrozumiałem, że boisz się ciemności – próbowałem wypowiedzieć to w sposób przez który nie poczuje się oceniana, ani słaba. Strach nie był wcale słabością, był tylko informacją naszego organizmu, albo psychiki, że coś jest nie tak. Kiedy kupowałem lampkę nie miałem jeszcze zielonego pojęcia co sprawiło, że zaczęła się bać czegoś zupełnie naturalnego. Teraz rozumiałem. – Ta lampka jest na baterie – kontynuowałem – więc nie będziesz musiała się martwić kiedy następnym razem zabraknie prądu. – Jej oczy tak intensywnie wpatrzone w moje wyraźnie się rozszerzyły. – A wybrałem akurat projektor gwiazd, bo w razie gdybyś miała kiedyś problemy z zaśnięciem możesz próbować je liczyć, powinno pomóc.
Dobra czułem się jak idiota wygadując to wszystko, ale miałem wrażenie, że pokazanie przed nią tej trochę łagodniejszej części mojej natury jest właśnie tym czego w tym momencie potrzebuje. Wpadłem na pomysł tego prezentu przy śniadaniu przyglądając się jej zmęczonej twarzy i podkrążonym oczom. Widząc to wiedziałem, że muszę coś zrobić, nie chciałem żeby się męczyła, już wtedy czułem potrzebę chronienia jej. A później... Później zrozumiałem, że jest dla mnie ważniejsza niż mi się wcześniej wydawało.
Wargi jej zadrżały jakby musiała powstrzymywać się od płaczu. Miałem już zrobić krok w tył i pozwolić jej być słabą w samotności gdzie nie musiałaby mi tego pokazywać, ale moje ramiona automatycznie zacisnęły się na jej ciele kiedy się we mnie wtuliła. Jej nierówny ciepły oddech muskał skórę na mojej szyi sprawiając, że docisnąłem ją do siebie jeszcze mocniej.
- Dziękuję – wyszeptała cicho. – Ale nie powinieneś był tego robić.
- Niby dlaczego? – odpowiedziałem pytaniem marszcząc przy okazji brwi. Nie żeby mogła to zobaczyć, ale byłem skołowany. Ta lampka to był dobry pomysł i z całą pewnością się jej podobał, więc...
- Bo jestem o krok od złamania jedynej zasady jaką narzuciła mi ciocia kiedy tu przyjechałam.
- Jakiej zasady? – zapytałem znowu. Odsunęła się ode mnie stając w drzwiach. Ewidentnie nie miała zamiaru zaprosić mnie dzisiaj do środka, chociaż właśnie tej nocy najbardziej chciałem jej towarzyszyć, chciałem móc mieć ją przy sobie kiedy wspomnienia zaczną atakować jej umysł, chciałbym móc pomóc jej przez to przejść, chciałem sprawić żeby chociaż raz mogła spać spokojnie.
- Obiecałam, że nie zakocham się w chłopaku z drugiego końca świata – oznajmiła na chwilę przestając bawić się pudełkiem z lampką i spoglądając mi w twarz. Założę się, że wyraz który właśnie na niej tkwił był wart więcej niż tysiąc słów, a upewniłem się, że właśnie tak było kiedy uśmiechnęła się delikatnie. – Dobranoc Reid. - Zamknęła za sobą drzwi zostawiając mnie samego w ciemności która panowała na korytarzu.
Co tu się do cholery jasnej właśnie stało? I czy ona powiedziała to, co wydawało mi się, że powiedziała? Czy ona zasugerowała, że się we mnie zakochała? Nie, raczej, że jest tego bardzo blisko, że jest bardzo blisko złamania jedynej zasady którą narzuciła jej Lydia.
Ja niczego nikomu nie obiecywałem. A jednak czułem jakbym złamał właśnie tą zasadę. Kiedy przestałem zaprzeczać sam sobie wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Wszystkie te jej uśmiechy przez które moje serce przyśpieszało, fakt, że zacząłem kupować cynamonowe babeczki tylko po to, żeby zrobić jej przyjemność, to, że zostałem z nią w łóżku żeby nie czuła się samotna. Przez cały ten czas próbowałem wmówić sobie, że jej nienawidzę, bo za wszelką cenę nie chciałem żeby było inaczej. A tak naprawdę zakochiwałem się w niej każdego dnia coraz mocniej, i nie zorientowałem się dopóki nie było już zdecydowanie za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić.
Pokochałem ją.
Do końca, dogłębnie się w niej zakochałem.
I miałem ostro przechlapane.
![](https://img.wattpad.com/cover/343374680-288-k209940.jpg)
CZYTASZ
The art of perfection [new adult] (zakończone)
RomanceOsiemnastoletnia Christiana jest artystką. Sztuka w każdym ujęciu tego słowa była jej sposobem na porozumiewanie się ze światem zewnętrznym. Żyła w oderwaniu od normalnej szarej codzienności jako cudowne dziecko przed którym maluje się perspektywa w...