Reiden
- Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować – zakpiłem spoglądając na Steva który za kulisami przygotowywał się do wyjścia na scenę. Był prawie zielony na twarzy. – Myślałem, że granie na wielkich scenach przyzwyczaiło cię już do wystąpień, wiesz, te wszystkie festiwale po całym świecie, a ty boisz się zaśpiewać na wiejskim festynie.
Fuknął uderzając mnie pięścią w ramię.
- Tak się składa, że występy przed obcymi są zdecydowanie mniej stresujące od tych przed rodziną i przyjaciółmi.
- A to niby dlaczego? – zapytałem zdezorientowany. – Myślisz, że obrzucimy cię pomidorami jeśli zaczniesz fałszować.
Przymknął oczy wyraźnie mordując mnie wzrokiem, jednocześnie spojrzał na tłum zgromadzony przed sceną. W okolicy bardzo rzadko działo się coś ciekawego, dlatego impreza z okazji zakończenia lata była jedną z większych. Ostatni weekend sierpnia jeszcze w domu kojarzył mi się z hucznymi obchodami, przyjeżdżając tu zorientowałem się, że małe wioski w Teksasie tak naprawdę niewiele się od siebie różnią, żyją własnym życiem trochę w oderwaniu od całego wielkiego świata.
- A co przygotowałeś już pomidory, prawda?
Moje usta rozciągnął szeroki uśmiech.
- No przecież muszę pilnować żebyś trzymał poziom – zażartowałem. Steve był dla mnie jak brat, a jego pojawienie się w salonie Apple'a akurat kiedy oddawałem swój telefon do serwisu uważałem za jedno z największych błogosławieństw losu które mi się przydarzyły. Gdyby nie tamten przypadek, nie zyskałbym drugiej rodziny którą kochałem praktycznie tak samo jak moją własną.
- Sam trzymaj poziom – odbił piłeczkę zakładając przez głowę pasek od gitary, zaczął sprawdzać jej brzmienie. – Bo wydajesz się ostatnio jakiś rozproszony, i najchętniej skopałbyś mi tyłek za to, że ostatnio spędzałem każdy wieczór z twoją dziewczyną.
Jego oczy leniwie podniosły się na mnie. Kurwa. Chyba powinienem był zaprotestować, ale on przyglądał mi się tak, jakby wiedział lepiej i nic co powiem nie było w stanie zmienić jego zdania na ten temat. W kilku kwestiach był naprawdę bardzo podobny do Billy'ego, z umiejętnością czytania z ludzi jak z otwartej księgi na czele. Uśmiechnął się zadziornie i trochę złośliwie.
- Nie jest moją dziewczyną – powiedziałem wreszcie bezbarwnym tonem który ledwie byłem w stanie utrzymać. – Nic mnie z nią nie łączy.
Ten durny wyraz na jego twarzy jeszcze się pogłębił.
- Ale chciałbyś żeby było inaczej? – zapytał szczerząc się tak obleśnie, że zaczął wyglądać jak swój ojciec kiedy po raz pierwszy przyłapał mnie na całowaniu się z Maddy, miałem wtedy cholerne szesnaście lat i byłem u nich pierwszy raz. Wytłumaczył mi wtedy bardzo grzecznie, że przynajmniej przez kolejne dwa lata nie życzy sobie takich rzeczy pod swoim dachem. Moi rodzice zaufali im w kwestii opieki nade mną i dopiero niedawno zrozumiałem, że nie robił mi na złość tylko chronił przed podejmowaniem zbyt pochopnych decyzji.
- Niczego nie chciałbym – zaprzeczyłem. – Ona wyjeżdża stąd za miesiąc, jaki jest sens w angażowaniu się? – zapytałem specjalnie odwracając wzrok i zaglądając poza filar za którym staliśmy, żeby móc spojrzeć na tłum ludzi przed sceną. Udawałem jednocześnie, że wcale nie próbuję wyłonić jej z niego wzrokiem. Ale to było silniejsze ode mnie. Przyciągała mnie do siebie jakby była jedynym interesującym stworzeniem które zdobyło moją pełną uwagę, nie chciałem zwracać uwagi na nikogo innego, kiedy mogłem patrzeć na nią.
- Czyli nie chodzi tylko o szybki numerek tak jak z Maddy?
Jęknąłem z udręczeniem. Jak przystało na rodzinę, wszyscy doskonale wiedzieli o moim płytkim romansie z dziewczyną którą przyjeżdżała tu co jakiś czas. Kiedyś zabrałem ją na kilka randek, ale oprócz chemii zupełnie niczego między nami nie było.

CZYTASZ
The art of perfection [new adult] (zakończone)
RomanceOsiemnastoletnia Christiana jest artystką. Sztuka w każdym ujęciu tego słowa była jej sposobem na porozumiewanie się ze światem zewnętrznym. Żyła w oderwaniu od normalnej szarej codzienności jako cudowne dziecko przed którym maluje się perspektywa w...