18. Rozsypujesz się

1K 53 2
                                    

Christiana

Mieszałam łyżką płatki w misce wbijając tępe spojrzenie w puste miejsce po przeciwnej stronie wyspy kuchennej. Minął już prawie tydzień od kiedy Reid się stąd wyniósł, a ja wciąż miałam wrażenie jakby za kilka minut miał po prostu tutaj wejść i oskarżyć mnie o to, że wzięłam sobie cynamonowe kółeczka bez odpowiedniego zasłużenia na nie. Od jego wyjazdu niewiele pomagałam wokół domu i otwarcie się do tego przyznawałam. Lydia i Billy podchodzili do mnie bardziej pobłażliwie i wiedząc, że zadanie które mieli do wykonania jest ciężkie po prostu nie prosili mnie o pomoc.

Co za tym idzie większość dnia spędzałam tylko w swoim towarzystwie, próbowałam malować, ale zapełniłam już większość płócien bezkształtnymi abstrakcjami które w ogóle mi się nie podobały, i nie mogłam ruszyć z miejsca. Kiedy próbowałam namalować coś innego zamierałam z pędzlem zawieszonym nad płótnem, zupełnie jak Reid kiedy malowaliśmy razem. Nie odważyłam się zapytać cioci o fortepian, doskonale wiedziałam dlaczego postanowiła pozbyć się go z moich oczu, sama też nie zebrałam w sobie wystarczająco siły żeby zejść do piwnicy. Za bardzo bałam się tego co wtedy poczuję.

A czułam za dużo. I zdecydowanie za dużo myślałam. Nie wiedziałam nawet, że robota do której zaganiał mnie Reid, a której szczerze nienawidziłam była tak naprawdę największym błogosławieństwem. Musiałam być w pełni na niej skupiona i to przez cały czas, żeby nie zrobić sobie żadnej krzywdy i nie zarobić następnego ochrzanu.

Zagryzłam wargę odsuwając od siebie miskę. Nie miałam apetytu, a świadomość, że nie robię zupełnie nic, żeby zasłużyć na jedzenie które dostaje jeszcze bardziej zacisnęła mój żołądek.

Tęskniłam za nim. Właśnie taka była żałosna prawda. Nasze małe rozgrywki odwracały moją uwagę i dawały energię do działania, którą teraz zupełnie straciłam. Powinnam być z siebie dumna, w końcu wygrałam, udało mi się go stąd przepędzić.

Z tym, że... Billy wyznał mi o czym rozmawiali tamtego poranka, jeszcze zanim zdecydował się stąd zmyć. Przytulił mnie, bo śnił mi się koszmar, został ze mną na noc, żebym mogła spać spokojnie. Z początku nie uwierzyłam w to tłumaczenie, było tak idiotyczne, że naprawdę mało prawdopodobne, ale później przypomniałam sobie jego łagodne spojrzenie którym wtedy na mnie patrzył, sposób w jaki wyciągał w moją stronę rękę jakby chciał mnie uspokoić, oczywiście zanim zaczęłam na niego krzyczeć, i wszystko się spieprzyło. Gdyby tu był przeprosiłabym go za swoje zachowanie, zasłużył na to, a ja umiałam przyznać się do błędu.

Może Lydia miała trochę racji i faktycznie nie był wcale taki zły jak mi się wydawało.

Ale teraz było już za późno, żeby to naprawić. Miałam zamiar zostawić mu list w którym wyjaśnię dlaczego zachowywałam się jak niezrównoważona szajbuska za którą mnie uważał.

Tak czy inaczej tęskniłam za nim. I nie byłam jedyną osobą której go brakowało, Billy stracił swoją prawą rękę, a że był poniekąd darmową siłą roboczą teraz musiał zatrudnić kogoś innego do położenia dachu, a specjalista miał dość odległe terminy, więc po znajomości postanowił przyjeżdżać wieczorami, przez co robota szła dużo wolniej niż to było pierwotne zakładane i nie wyrobili się z nią przed wyjazdem Billy'ego i Lydii na ich rocznicowy wyjazd.

- Ale jesteś pewna, że dasz sobie radę sama? – zapytała ciocia, nie wiem który to już raz tego poranka. Zaplotła mi kosmyki włosów za uszy patrząc na mnie z przejęciem.

- Jestem pewna – odpowiedziałam z przekonaniem.

- Wiesz, że nie ma żadnego problemu jeśli tylko nie czujesz się na siłach żeby zostać tutaj sama zrezygnujemy z wyjazdu, i tak jeździmy co rok, nic się nie stanie jeśli raz...

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz