45. Teoria czasu

470 28 10
                                    

Reiden

- Myślisz, że popełniam błąd pozwalając jej odejść? – zapytałem Billy'ego który bardzo powoli podszedł do mnie i stanął obok. Tak jak ja wbił wzrok w podwórko na którym stał samochód jego żony. Kobieta stała na stopniach werandy ścierając łzy z policzków. Od wczoraj płakała już chyba czwarty raz, tak jak my wszyscy przywiązała się do swojej siostrzenicy która od samego początku miała być tutaj tylko na chwilę. Nie wiem dlaczego podsyciłem w sobie nadzieję na to, że może być inaczej.

Christiana, moja ukochana Cynamonka, wrzucała właśnie niewielką torbę podręczną do bagażnika w którym wczorajszej nocy umieściłem jej główny bagaż. Spoglądając na niego wyraźnie opuściła ramiona. Z tej odległości nie mogłem dostrzec czy po jej policzkach spływają łzy, jednak nie musiałem tego widzieć, żeby wiedzieć, że właśnie tak jest. Serce boleśnie ścisnęło mi się w piersi.

- Myślę, że robisz dokładnie to, co powinieneś był zrobić – odpowiedział starszy mężczyzna. Spojrzałbym na niego gdybym tylko nie musiał napawać się widokiem dziewczyny którą prawdopodobnie widziałem ostatni raz w życiu. – Wczoraj po przeczytaniu twojego listu nie wychodziła z łazienki przez dobrą godzinę – oznajmił bezbarwnym tonem. Nie powinien był mi tego mówić. Po ucieczce z łóżka noc wcześniej pojechałem do rodziców, spędziłem u nich cały wczorajszy dzień wiedząc, że odzieram się tym samym z ostatnich chwil z moją miłością, ale chciałem żeby było jej łatwiej, liczyłem na to, że właśnie tak jest. To i tak było nie do zniesienia, gdybym stał teraz przy niej, nie wypuściłbym jej. – Później zeszła na dół, sporo płakała, ale była ci wdzięczna. – Wdzięczna za to, że byłem tchórzem który nie potrafił powiedzieć jej żegnaj prosto w twarz.

Dziewczyna obróciła się wkoło jakby chciała zapamiętać jak najwięcej szczegółów tego miejsca. Nie wiedziałem co planuje, nie chciałem wiedzieć, czy chce tu jeszcze kiedyś przyjeżdżać, nie chciałem się łudzić, że kiedyś, kiedy przyjadę tu z niezapowiedzianą wizytą ona też tutaj będzie.

Spojrzała w stronę garażu, wiedziałem, że nie jest w stanie zobaczyć mnie zza drzwi za którymi się chowałem spoglądając na nią przez szybę która w nich była. Nie wiedziała o tym, że wróciłem, żeby popatrzeć jak odchodzi. A jednak irracjonalna część mojego mózgu zapragnęła, żeby pokonała te kilkanaście metrów i jeszcze ten jeden raz znalazła się w moich ramionach, chciałem poczuć jej ciepło, cytrusowy zapach jej szamponu do włosów, chciałem jeszcze przez chwilę czuć jakby wszystko znajdowało się na właściwym miejscu.

Jednak jej twarz odwróciła się w drugą stronę, na kilka sekund przed tym jak pośpiesznie weszła do samochodu. Moje nogi same wyrwały się do biegu. Musiałem bardzo mocno zacisnąć pięści, żeby zatrzymać się po jednym kroku. Tak będzie lepiej. Powtarzałem sobie w myślach, nie wierząc w tą ściemę. Bez niej nie mogło być lepiej, wątpiłem w to, żeby bez niej w ogóle mogło być dobrze. Boże zlituj się nade mną, bo nie jestem w stanie tego przeżyć.

Silnik wybudził się do życia z głośnym jękiem, takim, który poczułem we wnętrzu swoich kości. Właśnie tak kończyła się nasza historia. Tak traciło się część siebie. Starłem z policzków cholerne łzy które wymknęły się w moich oczu. Powiodłem wzrokiem za samochodem który po kilku sekundach zniknął mi z pola widzenia chowając się za rogiem domu.

Było po wszystkim.

Nie pożegnałem się z nią, bo nie potrafiłem tego zrobić. Czysta rozpacz rozrywała właśnie moje serce próbując pociągnąć mnie za sobą na dno.

- A co jeśli to ona? – zapytałem z rozgoryczeniem w głosie. Spojrzałem na siwowłosego mężczyznę którego spojrzenie wyrażało czyste współczucie. – Co jeśli to ta jedyna? Co jeśli nikt inny już nigdy nie będzie w stanie zastąpić jej miejsca? – zapytałem wiedząc, że nie jest wszechwiedzącym, który byłby w stanie na to odpowiedzieć. Potrzebowałem jakiegokolwiek zapewnienia, że wszystko sią jakoś ułoży, nawet złudnego.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz