19. Potwór któremu zaufałam

1K 52 9
                                    

Reiden

Niby wiedziałem, że kobiety spędzają w łazience całe godziny, ale to było przegięcie. Siedziałem na kanapie w salonie zastanawiając się co można tam robić przez ponad godzinę. Ja w tym czasie zdążyłem już wziąć szybki prysznic na górze i przebrać się w suche ciuchy, rozstawiłem świeczki w najbardziej newralgicznych punktach dzięki czemu w domu panował dość specyficzny klimat.

Przez to, że wcześniej przemoczyło mnie do suchej nitki kilka razy prawie zasnąłem na tej kanapie rozbudzając się w ostatnim momencie. W końcu był środek nocy a ja nie przespałem jeszcze nawet minuty. Nie ważne jak bardzo chciałbym zaprzeczać, nie spałem dlatego, że ona wciąż chowała się za drzwiami. Prawdopodobnie najzwyczajniej w świecie się obraziła, i kiedy wreszcie wyjdzie przewróci na mnie oczami i pójdzie do siebie. Byłem głupi, że nadal się tym wszystkim przejmowałem. Dostawała dokładnie to na co zasługiwała, a jednak doprowadzenie jej do płaczu tym idiotycznym skradaniem się nie sprawiło mi takiej satysfakcji jak powinno. Jak idiotka łaziła po domu ze strzelbą, gdyby się potknęła pewnie by się nią zastrzeliła.

- Christiana długo jeszcze zamierzasz tam siedzieć? – krzyknąłem nie ruszając tyłka z kanapy.

- Nie twój interes – odpowiedziała opryskliwie.

Tak, zdecydowanie powinienem to popierdolić i po prostu iść spać. Zazwyczaj miałem lekki sen, więc powinienem się obudzić kiedy otworzy drzwi. Przekręciłem się na bok wyciągając się na całą długość kanapy. Wtedy poczułem, że coś kłuje mnie w żebra, coś co utkwiło między poduszkami. Wyjąłem dziwny czarny notes i nawet na moment nie zastanawiając się nad tym, czy powinienem to robić, zacząłem go przeglądać.

Szkice, cała masa różnych rysunków, drzewa, kubki z kawą, budynki, ogródek, zdarzali się też ludzie, ale raczej rzadko. Nie kojarzyłem niczego z tego co narysowała, domyśliłem się, że musiała korzystać z tego szkicownika będąc w swoim rodzinnym mieście. Być może kiedy została sama zaczęła tęsknić i postanowiła przynajmniej w ten sposób poczuć jakieś połączenie z domem. Zmieniłem zdanie kiedy przerzuciłem kolejną kartkę. Na ostatnim rysunku w zeszycie znajdował się portret, ewidentnie nie dokończony, ale bez najmniejszych wątpliwości rozpoznałem na nim siebie.

Bardzo często zdarzało mi się kpić z jej talentu, patrząc na te, jak to bardzo ładnie nazwała abstrakcje, które malowała zazwyczaj naprawdę ciężko było uwierzyć, że potrafi zrobić coś, co wyglądałoby jakoś. A jednak patrząc na moją podobiznę narysowaną jej ręką byłem pełen podziwu.

- Christiana na kanapie znalazłem jakiś zeszyt myślisz, że Lydia się pozłości jeśli do niego zajrzę? – zapytałem wiedząc, że w ten sposób wyciągnę ją w łazienki w ułamku sekundy. Tak też się stało, już chwilę później stanęła w drzwiach. Wciąż miała na sobie to samo przemoczone ubranie, w dodatku albo przepłakała ostatnie pół godziny, albo zapomniałem już jak źle wygląda jej twarz.

Pomachałem w powietrzu szkicownikiem, ciesząc się paniką jaka zagościła w jej oczach.

- To moje – oświadczyła wściekle. – I nie pozwalam, żebyś do niego zaglądał.

- A co jeśli już to zrobiłem? – zapytałem unosząc wyzywająco jedną brew.

Zamrugała szybko, jakby była w szoku. Pewnie uważała, że naruszyłem jej prywatność, ale nie grzebałem przecież w jej rzeczach, najzwyczajniej w świecie przejrzałem zeszyt który leżał na kanapie. Jej wina, że go tu zostawiła.

- Do tej pory myślałem, że malujesz te dziwactwa bo nie potrafisz niczego lepszego, ale najwyraźniej potrzebowałaś po prostu odpowiedniej motywacji.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz