5. Urządzam się

1K 51 6
                                    

Christiana

Na dół zeszłam dopiero jakąś godzinę później, jak się okazało umycie się nie było wcale tak wielkim problemem – oczywiście po tym jak poczułam się jak idiotka, nie potrafiąc odkręcić sobie wody, przez trzy minuty załamywałam ręce nad własną głupotą. W dodatku ranki na dłoniach faktycznie piekły jakby przypalali mnie żywym ogniem – ale poza tym było całkiem znośnie. Za to wyczesanie wszystkich resztek drewna z moich długich włosów zajmowało całą wieczność. Na koniec szczotka wyglądała, jakbym postanowiła wyrwać nią sobie włosy, a nie je poczesać. Zrobiło mi się smutno, może gdybym bardziej uważała nie zrobiłabym sobie takiej krzywdy, albo Reid miał rację i faktycznie nie nadawałam się do pracy fizycznej. Nawet jeśli tak było, nie miałam zamiaru przyznawać mu racji.

Po schodach udało mi się zejść na tyle bezszelestnie, że rozmowa w kuchni nie została przerwana. A ewidentnie to ja byłam jej tematem.

- Powiedziałem już, wisi mi czy ona tu mieszka – zarzekł się Reiden, ale wypowiadał słowa jakby warczał, więc nikt mu chyba nie uwierzył.

- A ja mówiłam, że dobrze, że jesteś modelem, a nie aktorem, bo twoja twarz kiedy kłamiesz jest chyba najzabawniejszą rzeczą jaką w życiu widziałam – odpowiedziała mu ciocia.

Mogłabym przysiąc, że widziałam jak wznosi oczy do nieba.

- Dobra nie lubię jej, rzuciła we mnie cholerną sztalugą, mogła mnie zabić.

- Ale nie zabiła.

- I co z tego, nie muszę wszystkich lubić.

- Owszem nie musisz, ale powinieneś szanować moich gości.

- A czy ja jej nie szanuję? – prychnął kpiąco.

- Słyszałam jak jej docinałeś – upomniała go. – To, że wychowywaliście się w trochę innych otoczeniach nie znaczy wcale, że masz prawo być względem niej złośliwy.

- Nie byłem złośliwy, a to że była wychowywana pod kloszem i nie potrafi zrobić najprostszych rzeczy nie jest wcale moją winą.

- To może tak – w rozmowę wtrącił się Billy. – Zachowuj się jak na dżentelmena przystało, bo robisz nam złą reklamę. Ona będzie tutaj tylko kilka tygodni, a później zacznie opowiadać wszystkim, że w Teksasie żyją tylko wieśniacy.

- Jak na ten moment bardzo poważnie skłaniam się ku tej teorii wujku – oznajmiłam, wchodząc wreszcie do środka. Przykułam tym uwagę trzech osób siedzących przy stole, z czego tylko dwoje cieszyło się na mój widok. Reid zmierzył mnie tylko spojrzeniem popijając powoli ze swojej butelki z piwem. – Oczywiście ty jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę – zapewniłam siwowłosego mężczyznę.

- No chyba raczej – przyznał ze śmiechem.

- Nałóż sobie jedzenie, powinno być jeszcze ciepłe, ale jeśli nie będzie...

- To nauczysz się schodzić kiedy ktoś cię woła - Palant jak zawsze musiał dorzucić swoje trzy grosze. Niby nie chciałam zrobić mu krzywdy, ale chwilami naprawdę żałowałam, że ta sztaluga nie walnęła go mocniej.

- Reid - Lydia traciła już do niego cierpliwość. – Nie wiem co w ciebie wstąpiło, ale zachowujesz się jak...

- Nie ciociu – przerwałam jej nakładając sobie niewielką porcję i siadając razem z nimi przy stole. Nie interesowało mnie to, że była letnia. – Nie wolno zabraniać dzieciom ekspresji, powinny wyrażać swoje emocje, w innym wypadku nabawiają się traum, które zaburzają ich funkcjonowanie w dorosłym życiu.

- Czyli, że niby teraz jestem niedorozwinięty? – zapytał opierając łokcie na stole i pochylając się w moją stronę.

- Interpretacja sztuki należy do widza – odpowiedziałam, uśmiechając się przy okazji tak szeroko, że aż rozbolały mnie policzki.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz