Rozdział 11

28 2 1
                                    

Ursae dobył sztyletu, gotowy w każdej chwili ruszyć do walki. Przywołał swoją magię i poczuł, jak energia zaczyna krążyć w jego żyłach. Mrowiła pod skórą i przyjemnie rozgrzewała go od środka.

Callisto stanął w gotowościi przymrużył oczy. Zaciskał szczękę i chyba odrobinę pobladł. Jednak na jego twarzy nie było ani śladu wahania.

Wyjął swoje lusterko i odwrócił się przodem do miejsca, gdzie wcześniej znajdowała się iluzja kamienia. Uniósł przedmiot i zaczął lustrować miejsce za sobą. Rzeczywiście coś tam było. Czaiło się gdzieś za powalonym filarem. Niestety nie potrafił precyzyjnie określić jego położenia. Ciemna aura istoty była jakby rozproszona, niczym dym.

— Ursae? — szepnął. Elf spojrzał na niego kątem oka i przytaknął. — Filar.

Książę Ciemności zamknął zdrowe oko. Wyciszył swój umysł i skupił, aby wyczuć ich towarzysza. Jego aura wydała mu się znajoma, lecz w tamtej chwili nie potrafił przypomnieć sobie, skąd ją znał.

Gdy na powrót otworzył oko, istota wyłoniła się. Zrobiła kilka kroków do przodu.

Żaden z nich nie wiedział, czym było to coś. Przypominało zarówno wilka, jak i lisa. Miało łapy jak niedźwiedź, zaś ogon pokryty łuskami. Wokół niego unosiła się fioletowo-niebieska poświata. Miało puste oczy lśniące czerwienią.

Ursae zachłysnął się powietrzem i cofnął o krok. Czymkolwiek to było, wcześniej pojawiło się w jego śnie. Patrzyło na niego, bezustannie obserwowało.

Chciał użyć jednej ze swoich sztuczek, ale uzmysłowił sobie, że istota zapewne bardzo dobrze orientowała się w ciemności. Na szczęście miał jeszcze kilka innych asów w rękawie.

Uniósł dłoń na wysokość swojego nosa, kierując jej wnętrze w bok. Zamknął oko i nabrał powietrza do ust. A potem zniknął.

— Mroczku? — Skonsternowany Callisto rozejrzał się dookoła. Zupełnie się nie spodziewał, że jego towarzysz nagle zniknie aninie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego. — Co do...

— Jestem — odszepnął Ursae prosto do jego ucha. — Bądź gotowy.

Callisto przytaknął. Schował lusterko, chcąc aby było bezpieczne. Wziął głęboki oddech. Spojrzał istocie prosto w oczy, niemo pokazując jej swoją przewagę. Pomyślał o tym, że skoro ona tak dobrze czuła się w cieniu i właśnie w nim ukrywała przez większość czasu, to musiała być wrażliwa na światło. A to było coś, co zdecydowanie mu się podobało.

Zerknął w stronę witrażu, z którego do środka przedostawało się odrobinę światła. Jednak to było za mało, by mógł zrobić coś spektakularnego.

— Mroczku — szepnął, wciąż mierząc spojrzeniem bestię. — Lubisz robić łubudubu? — Ruchem głowy wskazał okno.

Odpowiedział mu cichy chichot, dochodzący tym razem gdzieś z góry. Callisto wzdrygnął się. Niespecjalnie podobała mu się moc towarzysza.

Efl Mroku od razu wiedział, co miał zrobić. Poruszając się bezszelestnie niczym drobinka kurzu, zbliżył się do witrażu. Przyjrzał mu się, szukając najsłabszego punktu. Obejrzał się w stronę istoty, ale ta na szczęście była skupiona na Callisto. Mógł więc niezauważony robić swoje.

Podniósł leżący na ziemi kamień. Przedmiot stał się niewidoczny, gdy tylko go dotknął. Zamachnął się nim i rzucił prosto w szybę. Ta z hukiem roztrzaskała się na wiele drobnych, tęczowych kawałków. Chętnie przyznał przed samym sobą, że bardzo mu się to spodobało. Mógłby tak zniszczyć jeszcze wiele, wiele witraży. Aż uśmiechnął się do siebie.

Synowie Dnia i NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz