Ursae wybiegł z sali tronowej i korytarzami przemierzał zamek do wyjścia. Wiedział jednak, że nie mogło być tak łatwo.
Naprzeciw niego nagle w korytarzu znalazła się cała grupa wojowników o zielonej i brązowej skórze oraz długich włosach, w które wplątany był mech. Popatrzyli na niego, oczywiście, jak na wroga.
Ursae natychmiast uniósł dłonie i padł na kolana.
— Poddaję się! Jestem nieuzbrojony! — zapewnił głośno. Elfy Flory podeszły do niego ostrożnie. Jeden z nich pierwszy wyciągnął ręce, aby go przeszukać.
— Nieuzbrojony. Oczy mu łzawią, nawdychał się pyłku z bomby — mruknął do towarzyszy. Wyprostował się. — Jest bezbronny.
Z dala dobiegały podekscytowane krzyki.
— Co się dzieje? — spytał inny wojownik Flory.
— Rex Glacies nie żyje — odpowiedział Ursae. — Możecie mnie stąd zabrać?
***
Callisto był ledwo żywy. Walczył wytrwale przez wiele godzin, nie spał i nie pił. Nie pałał się jakoś bardzo do walki, próbował jedynie przetrwać. Jeden Elf niemal zrzucił go ze skały, ale zamarł nagle na głos dobiegający z wieży. Puścił Callisto, a chłopak zatoczył się i padł na twarde kamienie z jękiem. Uniósł hełm spadający mu na oczy i zwrócił wzrok w stronę głosu.
Elf Flory stał na balkonie wieży. U jego kolan klęczał związany jeniec. W rękach najeźdźca trzymał koronę ze szkła. Koronę króla Rexa.
— Król Rex Glacies, który od lat terroryzował i okradał naszą krainę, został zgładzony! — zagrzmiał dumnie. — Oto koniec rządów lodu. Nadeszła wiosna!
Po tych słowach Elf upuścił koronę, która zleciała z wysokości i rozbiła się o skały. Szkło posypało się odłamkami.
Na te słowa Elfy Flory podniosły zwycięski okrzyk. Za to Elfy Śnieżne gapiły się zmieszane na miejsce, gdzie roztrzaskała się korona.
Nie wydawały się wściekłe. Nie rzuciły się na wrogów w zemście. Niektórym jakby... ulżyło. Opadły im ramiona, porzuciły broń. Poddały się.
To była bardzo dziwna wojna.
Ciało Callisto też powoli się poddawało. Czuł, że wreszcie może odpuścić walkę. Jego świadomość osunęła się w niebyt, a głowa opadła bezwładnie.
Jego ostatnią myślą przed utratą świadomości było ciche życzenie, aby Ursae był bezpieczny.
***
Ursae z pomocą Elfów Flory wyszedł z zamku. Od razu zaczął rozglądać się za przyjacielem. Zobaczył, że pole bitwy ucichło, jak morze po sztormie. Elfy Flory i Śniegu zbierały się z ziemi i otrzepywały śnieg przyklejony do ubrań. Niektórzy podnosili bronie i tarcze, aby rzucić je gdzieś na bok i oczyścić pobojowisko. Inni płakali nad ciałami straconych kolegów lub liczyli straty.
Wojna nigdy nie jest zabawna ani godna satysfakcji. Wszyscy na niej tracą.
A jego przyjaciel prawdopodobnie w niej ucierpiał. Jeśli nie zginął.
Jeden z wojowników biegł do niego, wołając jego imię. Po głosie Ursae rozpoznał, że to Argenti. Na myśl, że strażnik przeżył, ciężar na sercu Ursae nieco zelżał.
— Argenti — pozdrowił Elfa, gdy ten się zbliżył. Zdjął hełm. Wydawał się zmęczony, ale uśmiechał się.
— Czy ty wiesz, co to oznacza?
— Co, co oznacza?
— Śmierć króla! — zawył Argenti. — Rządy Rexa Glacies się skończyły. To jeden z najokrutniejszych tyranów, którzy władali Krainą Śniegu. Widziałeś przecież, co się działo — patrzył z uciechą, jak jego poddani przelewają za niego krew. Swoich podopiecznych czynił bezwzględnych niczym on sam. — Argenti wyglądał na wzburzonego. — A teraz już go nie ma!
— No dobrze, ale... przegraliście wojnę — zauważył Ursae. — Elfy Flory przejmą władzę nad waszymi terenami.
— No tak — speszył się Argenti. — Ale na pewno uda nam się wypracować jakieś rozwiązanie! Florianom od początku chodziło o naszego króla. Poza tym ich władca to bardzo rozsądny Elf. Będzie dobrze, Ursae! Jesteśmy wolni.
Ursae spochmurniał.
— Argenti... pamiętasz Callisto?
— Tego Elfa Światła?
— No — Ursae rozejrzał się po skałach okalających Krainę Śniegu. Na ciała na nich spoczywające. — Prawdopodobnie leży gdzieś wśród poległych, ale wolę wierzyć, że przeżył. Pomożesz mi go odnaleźć?
***
Argenti zwerbował kilku znajomych, którzy kojarzyli Callisto, do poszukiwań. Rozdzielili się i nawoływali jego imię. Za każdym razem, kiedy nie usłyszeli odpowiedzi, serce Ursae jakby zatrzymywało się na jedno uderzenie. Po tym Ursae zdawał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.
W końcu przystąpił do nieprzyjemnej i mozolnej pracy. Podchodził do leżących, klękał i ściągał im hełmy, szukając znajomej twarzy. Nic, nic, nic.
Ursae miał ochotę zwinąć się w kłębek i rozpłakać, patrząc na spokojne oblicza zmarłych. Nie wiedział, czy czuje ulgę, czy rozpacz, że nie było wśród nich Callisto.
W pewnym momencie usłyszał wołanie jednego ze strażników armii Śniegu.
— Ursae! Mamy go!
***
Ursae nigdy nie biegł tak prędko przed siebie. Dopadł do grupy Elfów czekających na niego na wzniesieniu.
Stali w półkolu, a pośród nich leżał Callisto. Patrzył na Ursae zamglonym spojrzeniem i ledwo mógł się ruszać, ale żył, na gwiazdy, żył!
Ursae jednak ledwo go poznał. Westchnął przejęty i dopadł przyjaciela. Uklęknął przy jego boku i pogłaskał go po pozostałości włosów na głowie.
— Och, Promyczku. — Warga mu zadrżała. Callisto był taki odmieniony... Okaleczyli go. — Co oni ci zrobili?
Callisto uśmiechnął się słabo. Sięgnął trzęsącą się dłonią do dłoni Ursae, przyłożył ją do swojego serca i zamknął w wątłym uścisku.
— Przyszedłeś.
— No jasne! Cały czas chciałem przyjść, ale nigdzie cię nie widziałem.
Uśmiech Callisto zgasł.
— Nie tłumacz się, Ursae. Jestem zmęczony i chce mi się spać. Zabierz mnie stąd.
CZYTASZ
Synowie Dnia i Nocy
FantasyMagiczny Kamień, który zapewniał harmonię i pokój w Królestwach Dnia i Nocy zniknął. A wraz z nim pory dnia. Słońce i Księżyc utknęły w bezruchu. Minęło kilka długich, trudnych lat, zanim Wyrocznia wreszcie wygłosiła swą Przepowiednię. Książęta obu...