Rozdział 35

11 2 0
                                    

Festiwal wiosny wreszcie się rozpoczął. W całym miasteczku słychać było śpiewy i radosne śmiechy, a także muzykę. Te dźwięki mieszały się z gwarem i nawoływaniem sprzedawców, zachęcających elfy do zakupów na ich stoiskach.

Drzewa przyozdobione były czymś w rodzaju łańcuchów splecionych z liści i kwiatów. Ścieżka, którą podążał Ursae z Callisto u boku, została obficie obsypana płatkami w przeróżnych, intensywnych barwach. Po obu jej stronach jaśniały wysokie pochodnie.

Książę Ciemności z zachwytem chłonął wszystkie te widoki. Nigdy wcześniej nie brał udziału w czymś takim, toteż był absolutnie podekscytowany. Przez te wszystkie wydarzenia zdążył już zapomnieć o tym, jak bardzo kiedyś uwielbiał poznawać kultury innych Królestw. Święta i zwyczaje elfów tak bardzo różniły się od siebie, co niezwykle go fascynowało.

W zamkowej bibliotece Królestwa Nocy znajdowało się całe mnóstwo ksiąg poświęconych innym krainom. Ursae przeczytał większość z nich, ale nigdy tak naprawdę nie odwiedził nawet połowy z nich. O czym zawsze bardzo marzył.

Królestwo Flory było dopiero czwartym krajem, jaki udało mu się odwiedzić. Chciałby kiedyś zobaczyć wszystkie pozostałe.

— Będę musiał wprowadzić jakieś święta, kiedy już zostanę królem — stwierdził Ursae. Splótł ramiona na piersi i patrzył przed siebie z uśmiechem. — Będzie mi brakować takiej radości, gdy wrócę do domu.

— Nie macie nic takiego? — Zdziwił się Callisto. Obracał w dłoniach białą różę.

Ursae wzruszył ramionami.

— Czciliśmy Księżyc i Gwiazdy w dniu Przesilenia Zimowego. — Podszedł do jednego ze stoisk, gdzie wystawione były wina o różnych kolorach i zapachach. — Mogę spróbować? — Zwrócił się do sprzedawcy.

— Oczywiście, Książę. — Elf o brązowej skórze i włosach w kolorze trawy wyszczerzył się. Podał mu drewniany kieliszek wypełniony różową cieczą. — Czuję, że ten może ci smakować.

Wziął naczynie i najpierw powąchał jego zawartość. Wino pachniało słodko i kwiatowo. Upił łyk i od razu szeroko się uśmiechnął.

— Czy to róża? — zapytał.

— Tak jest. — Sprzedawca przytaknął. — Smakuje?

— Och, tak! — Przytaknął energicznie. — Sam Księżyc by je pokochał.

— Dziękuję. — Przechylił głowę. — Cokolwiek to znaczy.

Wrócił do Callisto. Zaproponował mu swój kieliszek, lecz ten odmówił podnosząc dłoń.

— Jak wyglądało to święto, Mroczku? — zapytał.

Więc Książę Ciemności opowiedział mu o tym. Co roku, gdy Noc była najdłuższa, Elfy Nocy gromadziły się w Domu Księżyca. Była to tak naprawdę świątynia wybudowana w skale. Na jej ścianach namalowane były obrazy przedstawiające historię powstania Nocy. Sufit był oszklony w taki sposób, że blask Księżyca w pełni wystarczał, aby rozświetlić całe wnętrze.

Do Króla należało zadanie, aby przeprowadzić uroczystość. Wszystko zaczynało się od spoglądania w górę i składaniu gorących podziękowań Księżycowi za całe dobro, które przyniósł. Później wznosi się swoje amulety, aby naładować je jego magią.

Podczas tej nocy także błogosławi się wszystkie dzieci narodzone od czasu ostatniego święta. I oddaje cześć tym, którzy odeszli, by tańczyć wśród Gwiazd.

— Lubiłem to święto, chociaż... — Westchnął. — Fakt, że urodziłem się podczas niego, trochę wszystko komplikuje. Nie przepadam za byciem w centrum uwagi.

— Ja też tęsknię za świętem Przesilenia Letniego — powiedział ze smutkiem Callisto. — Bardzo dużo się wtedy tańczy, śpiewa i generalnie cieszy, że Słońce cieszy nas dłużej. Chyba jest weselsze niż wasze, ale obchodzimy je podobnie. I... też mam wtedy urodziny. Niesamowite, co?

Podniósł kieliszek i wypił całe wino duszkiem.

***

Za chwilę miało się odbyć najważniejsze wydarzenie festiwalu wiosny. Setki elfów Śniegu i Flory zebrało się w jednym miejscu. Wreszcie dołączyli także książęta Dnia i Nocy.

Usiedli obok siebie na pniu porośniętym mięciutkim mchem. Osoby dookoła rozmawiały, śmiały się i żywo gestykulowały w oczekiwaniu na rozpoczęcie. Było tak głośno, że Ursae niemal nie słyszał własnych myśli. Zupełnie nie przywykł do przeciwieństwa głuchej ciszy.

Wreszcie, na scenie na samym przodzie stanęła królowa Wisteria. Jej krótkie, fioletowe włosy okalające skórę w kolorze ametystu, powiewały na delikatnym wietrze. Miała na sobie przepiękną zieloną suknię. Gorset przyozdobiony był złotymi elementami, które przypominały trochę gałęzie wierzby. Rękawy były półprzezroczyste i pełne jasnożółtych i białych kwiatów. Zaś dół był o wiele szerszy. Do szczytu spódniczki przyczepiona była cieniutka siateczka z tego samego materiału co rękawy. Okalały ją i odrobinę ciągnęły się po ziemi. Głowę królowej zdobiła korona z kwiatów, gałązek i szmaragdów. Zdawała się niemal świecić, przyciągając uwagę i krzycząc o statusie tej osoby.

Wyglądała tak zjawiskowo, że Ursae na chwilę zabrakło tchu. Musiał przyznać, że odświętny strój królowej był naprawdę niesamowity. Godny elfki jej pokroju.

Poczekała, aż dookoła zapadnie grobowa cisza. Przez chwilę słychać było jedynie śpiew wiatru i kumkania żab.

— Witajcie, Florianie i Elfy Śniegu — odezwała się Wisteria. Jej głos rozniósł się po okolicy i zdawał się trafiać prosto w serca słuchających niczym strzały. Był donośny i ostry, ale przyjazny. — Dziś oficjalnie mówimy koniec wojnie i zniewoleniu! Wygraliśmy!

Callisto przysunął się do Ursae tak, że teraz stykali się udami i ramionami.

— Uratowaliśmy mały kawałek świata, Mroczku — szepnął mu do ucha, szczerząc się.

Książę Nocy popatrzył na niego z sympatią i uśmiechnął się. Miał rację. Razem mimochodem przyczynili się do zapoczątkowania pokoju między dwoma królestwami. Wybawili wiele elfów od cierpienia w mroźnych lochach i bezwzględnego dyktatora.

Cieszył się z tego. Naprawdę się cieszył.

Choć bardzo chciał skupić się na reszcie przemówienia królowej, nie potrafił. Jego uwagę skutecznie odwracała świadomość bliskości Callisto. Czuł jego ciepło na swojej skórze i zapach jego ciała. Pachniał kwiatami i chyba mchem.

Ursae wstrzymał oddech i spiął się cały.
Wrócił do rzeczywistości dopiero, gdy Wisteria wzniosła ręce do góry. Wtedy zza jej pleców do nieba wzbiło się setki, nie, tysiące świetlików. Wszyscy wstali, więc Ursae zrobił to samo. Z zachwytem obserwował, jak robaczki fruwają po niebie, rozświetlając wszystko swoim złotym blaskiem. Wyglądały trochę jak Gwiazdy albo gwiezdny pył. To było tak niesamowicie piękne.

Pchany nagłym impulsem i emocjami wywołanymi tą chwilą, przyciągnął do siebie Callisto i mocno go przytulił. Elf na początku był zaskoczony, ale już po chwili odwzajemnił uścisk. Otoczył go ramionami, a Ursae wtulił twarz w jego szyję.

Nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki szczęśliwy.

Synowie Dnia i NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz