Rozdział 34

19 3 1
                                    

Ursae i Callisto weszli do namiotu, by porozmawiać. Callisto zaparzył herbatę (był zachwycony bogatą kolekcją ziół i suszonych owoców, którą oferowali Florianie) i usiadł na łóżku, otulając nogi kocem. Ursae rozsiadł się obok z parującym kubkiem w dłoniach.

— No więc... — zaczął, zastanawiając się, od czego zacząć. — Czasem w snach widzę zmarłych.

— Och — Callisto wyglądał na zbitego z tropu.

— No. To trudny dar. Bolesny. Często budzę się po takich snach z płaczem.

— To by wyjaśniało twój stan dzisiaj — mruknął ponuro Callisto.

— Dokładnie. Ale ja nie o tym — powiedział Ursae i przerwał. Zważył słowa, które miał zaraz wypowiedzieć, zastanawiając się, jak wybrzmią. — Dziś w nocy przyszli do mnie twoi rodzice.

***

Kiedy Ursae przekazał mniej więcej, z jaką wiadomością zjawili się królowie Soleado, oczekiwał po Callisto emocji. Płaczu. Rozpaczy. Książę jednak wyglądał na wyjątkowo spokojnego. Jego oczy lśniły, ale nie potrafił pohamować uśmiechu.

— To brzmi jak coś bardzo w stylu tatka — zaśmiał się, kiedy Ursae zacytował mu słowa Altaira. — O jeny, co za elfy...

Callisto pociągnął cicho nosem i wyciągnął rękę do Ursae. Ursae uścisnął jego dłoń.

— Ech, tak dawno ich nie widziałem. Dzięki tobie mam wrażenie, że są trochę bliżej mnie.

Zapadła cisza o smaku smutku.

— Tęsknisz za nimi, co? — zagadnął Ursae. Odstawił pusty kubek po herbacie i przysunął się do boku Callisto. Książę wpasował się w jego ciało, kładąc mu głowę na ramieniu.

— Bardzo — przyznał z westchnieniem, ze wzrokiem skierowanym w ścianę przed nimi. Ursae milczał, czując, że przyjaciel nie skończył. — Kiedy zmarli oni i Tryton, nie byłem gotowy na to wszystko. Zostałem sam z wdową, połowicznie osieroconą dziewczynką i obowiązkiem przejęcia korony. Nadal mnie to przytłacza.

— Nie jesteś sam, wiesz? Już nie. Możesz zrzucić ten ciężar.

Callisto rozluźnił się wyraźnie. Po jego policzkach, jak za uwolnieniem jakiejś zapadni, polały się strugi łez pełnych ulgi i żalu.

***
Wojna i sprawy z nią związane sprawiły, że coroczny festiwal wiosny w Królestwie Flory odłożono o parę tygodni. W tym roku święto wydawało się wyjątkowe, zaproszono bowiem Elfy Śniegu, aby razem świętować wolność i uczcić poległych.

Bardowie ćwiczyli grę na harfach i fletach, a całe rodziny przystrajały kwiatami i girlandami wieżyczki i kolumny. Centrum festiwalu był kwitnący kolorowo dziedziniec, wokół którego ustawiono stoły, stragany i wystawy. Później miały odbyć się tańce zakrapiane musującym winem z najlepszych lokalnych winnic.

Panująca atmosfera ekscytujących przygotowań ożywiła Książąt. Callisto wkręcił Ursae w pomoc w rozmieszczaniu dekoracji. Callisto wieszał wysoko nad głowami wszystkich lampiony, a Ursae posłusznie układał kosze z owocami.

— Wysoki pyszałek — mruknął pod nosem.

— Co? — spytał Callisto.

— Nic, nic.

W zasięgu ich wzroku znalazła się zgraja dzieciaków obu ras. Szara i biała skóra mieszała się z niebieską i zieloną, ciemne dredy falowały między jasnymi lokami. Callisto popatrzył na ten widok poruszony.

Dzieci zawsze szybciej adaptowały się do różnic.

W pewnym momencie Elfy przybiegły, by popatrzeć na pracujących książąt. Callisto posłał im szeroki uśmiech i zamachał wesoło. Ursae udawał, że ich nie widzi.

— Co tam macie? — spytał Callisto zaciekawiony. Widział, że niektóre dzieci patrzą na nich wyczekująco z rękami schowanymi za plecami.

Mały Elf podszedł do Callisto i ukazał wianek z białych kwiatów. Popatrzył to na wianek, to na starszego Elfa.

— Och, to dla mnie?

Malec pokiwał głową milcząco. Callisto uklęknął i dał sobie założyć na głowę kwiatową koronę.

— Dziękuję.
Tymczasem do Ursae nikt za bardzo się nie rwał. Cóż, nie na początku. Książę Mroku udawał, że go to nie rusza, za to że bardzo ciekawi go zawartość kosza, który właśnie ustawiał.

— Ursae — zwrócił się do niego Callisto. Ursae wstał i obrócił się.

Dziewczynka z Krainy Flory, o jasnej ciepłej skórze i czarnych przenikliwych oczach szczerzyła się do niego. Z głowy wyrastało jej imponujące, poskręcane poroże.

— Masz ładne rogi — zwróciła się do Ursae. W jej głosie nie było ani cienia niepewności. — Mogę je zobaczyć?

Ursae przez chwilę stał i gapił się na nią bez zrozumienia. Dopiero kiedy Callisto go szturchnął, wyrwał się z odrętwienia.

— Och... tak, jasne.

Uklęknął i pozwolił dziewczynce przyjrzeć się swoim szarym rogom, skręconym w kształt dwóch księżyców. Elfka dotknęła jednego z nich i delikatnie przejechała po nim palcami.

— Nigdy jeszcze takich nie widziałam — szepnęła z zachwytem. — Czy wszyscy Nocni takie mają?

Ursae zdał sobie sprawę, że Elfka musiała być za mała, by mieć okazję poznać Elfa Mroku.

— Nie — wyjaśnił cierpliwie. — Mój ojciec miał takie same, ale w szkole byłem jedynym rogatym chłopakiem.

— Pewnie wytykali cię palcami, co? — dziewczynka skrzywiła się. Ursae przytaknął, patrząc uważnie w jej bystre oczy. — Elfy zawsze wytykają to, co wyjątkowe — mruknęła kwaśno. Ursae ją rozumiał.

Po krótkiej pogawędce dzieci poszły dalej, śmiejąc się i szturchając. Ursae też dostał wianek z pomarańczowych kwiatów. Paradował z nim dumnie i nagle ustawianie koszy stało się dwa razy przyjemniejszym zajęciem. Callisto uśmiechał się do niego szeroko, gdy krzyżowali spojrzenia.

Synowie Dnia i NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz