Prolog

28 4 0
                                    


            Początkiem lata przyszedł do mnie list. Ten jeden tajemniczy list, o którym nie masz pojęcia, co w nim jest i cały czas zastanawiasz się, czy to nie jest przypadkiem mandat za jakieś gówno, czy może ponaglenie o zapłatę na którą akurat cię nie stać, bo dzień wcześniej kupiłaś sobie jakąś przyjemność, a teraz bardzo tego żałowałaś, nie wiedząc, co zrobić.

Po wejściu do domu natychmiastowo otworzyłam kopertę, spodziewając się najgorszego. Nie miałam pojęcia, czy powinnam się o to bać, czy może powinnam to olać, w końcu dopiero co skończyłam podstawówkę i raczej nikt nie kazałby mi czegoś zapłacić.

W kopercie znajdowała się udekorowana kartka w jakieś złote szlaczki, a litery na kartce były zapisane kaligrafią. Serce podskoczyło mi do gardła - w końcu taki wygląd oznaczał, że było to coś ważnego. Zaczęłam czytać.

Kameko Izumi, Tokio, Prefektura Tokyo, 173-0001 - te słowa i kod pocztowy wskazywały, że nie była to pomyłka, co sprawiło, że jeszcze bardziej się wystraszyłam.

Nadawca: Hope's Peak Academy - po przeczytaniu tego zaczęłam zastanawiać się, czy to nie jakiś żart. To brzmiało jak nazwa jakiejś szkoły, a uczyłam się przecież dość przeciętnie, więc wątpiłam, żeby którakolwiek szkoła chciała mnie na uczennicę. Pewnie byłabym dla nich bardziej problemem niż dobrym reprezentantem poprawiającym reputację akademii.

Odchyliłam drugą połowę kartki, żeby przeczytać pozostałą treść listu. Ledwo to zrobiłam, mój śmiech to utrudniał: w końcu kto normalny podaje się za jakąś szkołę szukając uczniów, którzy by przyszli? Co potem? Chcieli ich porwać? Zgwałcić? Sprzedać na targu niewolników? Poza tym... kto nazywa szkołę nadzieją? Czy ktoś myśli, że to da im więcej uczniów, którzy nabrali się, a na miejscu zobaczyliby jakąś demonicę uczącą matmy czy czegoś innego? Mądre, naprawdę. Róbcie tak dalej, przyda się. Na pewno ktoś tam przyjdzie.

Zaczęłam czytać:

"Gratulacje, Kameko Izumi. Zostałaś zauważona przez agentów Hope's peak, którzy wybrali cię do naszej akademii jako Ostateczną Piratkę. Rok szkolny zaczyna się pierwszego września. Tego dnia zaczniesz swoją nową przyszłość w szkole nadziei, po której skończeniu będziesz mieć w pełni ułożone życie"

Reszta listu to były jakieś formalne czy nieformalne sprawy, w stylu adresu szkoły i innych nieistotnych rzeczy.

Po skończeniu czytania dostałam napadu śmiechu. Ostateczna piratka? Błagam was, bądźcie poważni. Płynęłam na wyprawy z rodzicami, w zeszłym roku opłynęliśmy cały świat, a ja udawałam jakiegoś pirata z opaską na oko wyciętą z jakichś starych spodni tylko dlatego, że się nudziłam. W wolnym czasie byłam animatorką dla dzieci na jakimś statku żeby zarobić na życie, bo musiałam pomóc rodzicom. Przez większość czasu byłam na morzu, ale... to miało mi się przydać w życiu? Czy ci "agenci", którzy mnie tam wybrali, byli poważni? Jak chcieli, żebym była jakoś ustawiona w życiu, mogli napisać coś o tym, jak uczyli, a nie coś w stylu tego. Nie utrzymałabym się z żeglowania, statek którym płynęłam na wyprawy należał do moich rodziców, po wyprowadzeniu się z ich domu nie mogłabym z niego nawet korzystać.

To było w wakacje. A teraz, po dwóch miesiącach? Chodziłam po mieście i szukałam tej zjebanej szkoły. Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę - nie dziwiłam im się, bo w końcu nikt normalny nie chodzi bezcelowo w kółko po mieście, szukając szkoły, w której istnienie nie do końca wierzył. W zasadzie zdecydowałam się tam pójść tylko dlatego, że przeczytałam gdzieś na jakiejś stronie, że to niby jakaś bardzo dobra szkoła, w co nie do końca wierzyłam, ponieważ mało osób coś o niej pisało. Nie miałam pojęcia dlaczego, czy tylko paru ludzi tam chodziło? Dlaczego było tak mało opinii, skoro to niby dość dobra szkoła?

In the master's eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz