23 - Strefa ekstremalna

1 0 0
                                    

            Staliśmy przed ogromną, drewnianą bramą, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Monokuma w tym czasie szukał klucza, który prawdopodobnie zatonął w jego metalowym futerku. Słysząc jego teksty w stylu: "hahha możecie się zabijać :DDD macie więcej miejsca" czułam się źle, prawdopodobnie tak samo jak większość pozostałych osób stojących obok. Nie wiedziałam, jaki był sens w przeszukiwaniu kolejnej strefy, w końcu... przecież to była jakaś "nagroda", prawda? Mieliśmy być nagradzani za to, że zabijaliśmy się? Interesująco, naprawdę, zdecydowanie. Wiedząc, że mogliśmy tam chodzić tylko kosztem Yuriego, Anzu, Yumiko i Natazy myślałam, że zdecydowanie wolałabym już zostać w tym miasteczku na całe życie i nigdy nie wychodzić, jeżeli tylko mogłabym być tu bezpieczna tak samo jak wszyscy pozostali.

W dodatku wiedząc, że będąc zdrajczynią po trochu się do tego wszystkiego przyczyniałam, czułam rozpacz. Rozpacz Junko ogarniała moje ciało, nie mogłam tego w żaden sposób zatrzymać. Rozpacz mną zawładnęła, rozpacz... walić rozpacz!

- Dobrze, więc... zapraszam! Macie dużo, bardzo dużo możliwych broni, taka rada! - krzyczał niedźwiedź.

- Super, nie przydadzą się do niczego - wtrąciła Takara. Odważne, naprawdę...

- Och, Yamasaki interesuje się innymi? Super! Ale czemu nie interesowałaś się innymi i miałaś w dupie całą swoją rodzinę przez 16 lat swojego życia? Puhuhuhu!

Naprawdę, czemu w zasadach nie było opcji zamordowania Monokumy? To by się bardzo przydało, naprawdę.

- Komu się wyżalisz? Swojej dziewczynie? - pytał miś.

- Stop - przerwałam mu.

- Puhuhu, jak intrygująco! Walić! Idźcie już, nie chcę czekać ani chwili dłużej, zanim ktoś umrze!

Nie odpowiedziałam, tak samo jak nikt inny. Jedynym, co widziałam teraz na twarzach innych, była rozpacz. Rozpacz ogarniająca ich wszystkich od środka, rozpacz penetrująca nas na wylot... w sumie wcześniej było tak samo jak ze wszystkimi, poza zakonnicą, jednak ta w tej chwili była tak samo przerażona jak inni, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Naprawdę była taka, jak Monokuma powiedział, że aż tak ją to poruszyło? Cóż... zmieniła się, więc nie było sensu w rozpatrywaniu tego ani chwili dłużej.

- To... mamy tam wejść? Hm? - spytała Megumi. Z jednej strony było to głupie pytanie, jednak z drugiej... zdecydowanie nie chciała kolejnych morderstw, więc naprawdę nie można było jej winić za głupotę.

- N-nie ma szans na morderstwo w tej chwili - stwierdził Jurou bez żadnych emocji, jedynie chyba trochę się stresując.

- Tak? To nie jest jeden z tych twoich pranków, hm? - prychnął zirytowany Eiko, jednak tym razem chyba nie był aż tak zdenerwowany, jak wcześniej.

- Nie! Przysięgam! - krzyknął chłopak. - Naprawdę!

- No już, nie stresuj się - zarechotał szatyn. - To... to był żart.

Wow... ochroniarz nauczył się panować nad sobą? Nie, to nie było możliwe. Na pewno nie.

- Nie było jeszcze motywu, więc... - zaczęłam.

- Słyszałem już, nie powtarzaj.

Och... więc chyba jeszcze nie aż tak się naprawił, ale zdecydowanie jest na dobrej drodze. Nie mógłby zmienić się z dnia na dzień, to na pewno, ale dobrze, że chociaż chciał coś ze sobą zrobić, naprawdę mogłam to docenić.

Wszyscy się rozeszli, a Mackenzie podeszłą do mnie w podskokach, przez co musiałam się dobrze zastanowić, o co jej chodziło, bo przed chwilą była jeszcze załamana... no cóż, nie mogłam nic poradzić na takie zmiany nastroju.

In the master's eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz