25 - Dzień dla prankstera

2 0 0
                                    

            Następny dzień zaczął się dość... normalnie? Junko nie obudziła mnie przed jej porannym ogłoszeniem, wydawało się, że było dość bezpiecznie, a nawet chyba nie było jeszcze motywu. Dzień zapowiadał się dość normalnie, tak, jak normalny dzień w normalnej sytuacji, taki, jaki jest, jeżeli nie jest się zamkniętym w jakimś miasteczku psychopatki i zmuszonym do zabijania żeby jakaś dziewczynka się nie nudziła. Chyba nawet nikt nikogo nie zabił? Chociaż w sumie... po co ktoś miałby kogoś teraz zabić, jeżeli Monokuma nie pokazał nam jakiegoś zjebanego gówna które miało zainteresować jednego z nas, a wszyscy widzieli już najdziwniejsze sposoby na śmierć stworzone przez niedźwiedzia.

Nie wiedziałam, czy miałam czegoś podejrzewać przez to, że minął już dzień od poprzedniej rozprawy, a nic się nie stało. To było podejrzane, nawet bardzo. Raczej po jednym dniu nikt by nie chciał sam z siebie czegoś zrobić, ale... ale że Junko niczego nie zrobiła? Niemożliwe.

Po usłyszeniu porannego ogłoszenia poszłam do restauracji, w której zwykle jedliśmy śniadania, mając lekką nadzieję, że coś tam znajdziemy, że będzie tam jakiś motyw. To, że jeszcze niczego nie znaleźliśmy, sprowadzało nas tylko do jednego: następny motyw musi być dobrze przygotowany, tak, by zmusić każdego do zabójstwa, tak, żeby podpasować wszystkim, a nie tylko jednej osobie, tak jak to było ostatnio.

- Dobra, wszyscy już są... - usłyszałam od razu po wejściu. Nie widziałam jeszcze twarzy, jednak słyszałam głos białowłosego rzeźbiarza. Trzymał w rękach zeszyt i długopis, w którym odznaczał wszystkich i miał datę. On... on umiał podejść do czegokolwiek poważnie? Naprawdę? - Wszyscy żyją, proszę, niech tak zostanie, błagam...

- Naprawdę musimy zostawiać to w rękach psychopaty, który cieszy się z morderstw, hm? - spytał szatyn ze zmieszanym wyrazem twarzy.

- On się stara, proszę, daj mu się wykazać... - błagała siedząca obok niego blondynka. - Wiem, że chcesz się wykazać, ale... j-ja... um...

- Rozumiem, dobrze - odparł chłopak, gdy zauważył, że królowa miała problem z doborem słów.

- Dobra, więc... kto ma potem wartę? - spytał Souta.

Dalsza rozmowa polegała na tym, że wszyscy przekrzykiwali się o to, żeby kogoś obronić. Nie wiedzieliśmy, co mieliśmy z tym wszystkim zrobić, jednak wyglądało na to, że potrafiliśmy się już dość dobrze dogadać, nie mogliśmy z tym nic zrobić.

- Nikt? - zdziwił się. - Dobra, to żeby nikt nie zde...

- Ja pójdę, musisz odpocząć - wtrąciła zakonnica. Z jednej strony widać było, że nie chciała, żeby chłopak się przepracowywał, a z drugiej wyglądało to na to, że po prostu nie chciała słuchać o "zdychaniu", bo to prawdopodobnie spowodowałoby awanturę.

Nawet Takara miała już dość podejścia do życia Souty? Wow, to... to musi być poważne, naprawdę.

Nie można było się jej dziwić; nikt nie chciałby słuchać kogoś, kto lekceważyłby śmierć w naszej sytuacji.

- Okej, jeśli już tak zostanie, to może nikt nie um... um... ja, nie... - próbował się wysłowić. Chyba również miał już dość mówienia o śmierci w ten sposób, przynajmniej to dało się wywnioskować z jego jąkania się. - Proszę, nie zabijajmy się, nie chcę już te...

- Naprawdę? - wtrącił się raper. - Najpierw bawisz się wszystkim, co tu się działo, a potem... próbujesz nas przekonać, że jesteś normalny? Nie, ja... nie, sorry.

- Uh...

Czarnowłosy nie odpowiedział, a białowłosy nie skończył swoich słów. Wyglądało na to, że Naomi po przebywaniu z raperem dłużej przekonał się, że wesoła osobowość chłopaka jest irytująca. W sumie... miałam to samo zdanie, ale nigdy nie chciałam tego mówić. Wyglądało na to, że rzeźbiarz był wesoły przez cały czas, niezależnie od sytuacji, zawsze starał się przemienić wszystko w żart. Naprawdę często mnie to denerwowało, jednak... nie, nie powinniśmy mu tego odbierać.

In the master's eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz