21 - Future foundation i kłótnie... dużo kłótni

1 0 0
                                    

            Sayaka Maizono, ostateczna gwiazda popu. Idolka zakochanych nastolatków uganiających się za nią oraz małych dziewczynek chcących być jak ona. Pewna nawet z jej powodu ułożyła sobie plan na życie w wieku sześciu lat; mówiła, że zostanie solistką, będzie mieć wszystko niebieskie, a oczy będzie mieć "jeszcze bardziej niebieściejsze". Odbiło jej w tym stopniu, że myślała, że jakaś anime dziewczynka, Hatsune Muki czy jak jej tam, jest jej podróbką.

To wszystko nie miało jednak żadnego związku z samą dziewczyną, wydawała się zawsze miła, była pierwszą osobą, która mnie zauważyła. Pierwszą osobą, która się do mnie odezwała, która    c h c i a ł a   w ogóle ze mną rozmawiać, przynajmniej z tego, ile pamiętałem na ten moment, bo nigdy nie udało mi się jeszcze przypomnieć sobie o wydarzeniach sprzed liceum. W sumie... i tak dużo osób zaczęło ze mną rozmawiać po tym, ale to ona była pierwsza. To ona zaczęła. Dzięki niej udało mi się oswoić w szkole po tym, jak razem wszystko zwiedziliśmy.

To też od niej wszystko się zaczęło. Naprawdę, nigdy nie zapomnę tego jednego dnia w którym znalazłem ją w swojej łazience zakrwawioną, z nożem w brzuchu i liczbami nad jej głową, które później okazały się być jej wiadomością.

Nigdy tego nie wybaczę. Nie jej zabójcy, a tej durnej dziewczynce - a raczej dwóm dziewczynkom - które kazały nam się zabijać dla własnej rozrywki. Od tego czasu codziennie myślałem o granatowowłosej, o tym, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej... na przykład gdyby plan Sayaki się powiódł i to nie ona by umarła, a zamiast niej wszyscy pozostali. W sumie... wtedy mniej osób by przeżyło, ale możliwe że to wszystko skończyłoby się inaczej. Możliwe, że byłby to ostatni sezon Danganronpy. Może wtedy byłaby tylko jedna zabójcza gra zamiast chyba... pięćdziesięciu trzech? Nie umiałem sobie tego w tej chwili przypomnieć, ale to ile razy to wszystko było nie miało znaczenia. W końcu nawet, gdyby było to tylko raz nic by się nie zmieniło; cała sytuacja jest zła sama w sobie, to, ile razy się powtórzyła, nie miało znaczenia.

- Naegi, ogarnij się, błagam! - usłyszałem męski głos blondyna siedzącego obok mnie. Czasem naprawdę modliłem się, żeby przydzielono mnie do innej zmiany tylko po to, żebym nie musiał go słuchać. - Jesteśmy w pracy, nie możesz codziennie i ciągle myśleć o tej... no... jak jej tam było? Majonez?

Nawet nie chciałem się wysilać, żeby mu odpowiedzieć. Nie mogłem mu wytłumaczyć życia, w końcu i tak nigdy by tego nie zrozumiał.

- Maizono. - Białowłosa siedząca pod drugiej stronie mojego stanowiska wzruszyła ramionami. - Sayaka Maizono.

- Jakie to ma znaczenie? - prychnął blondyn. - Nie żyje już. Umarła w grze, nie cofniemy tego, więc...

- Grze? - oburzyła się dziewczyna. - Nazywasz t o grą? Naprawdę?

- Proszę cię, bądźmy poważni, Kirigiri - wtrącił się. - Twój ojciec stworzył tą całą akademię. Twoja rodzina. Nie musisz udawać, że się tym przejmujesz aż tak.

- Mój ojciec nie ma żadnego związku z tą rozmową, nie mogłeś wymyśleć czegoś lepszego?

- STOP! - przerwałem im. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiłem, w końcu i tak nie miałem niczego do powiedzenia. Ich kłótnia też mi zbytnio nie przeszkadzała, zawsze chciałem zobaczyć Kyoko jadącą po Byakuyi... nie, dobra, to był dość poważny temat. Nie chciałem, żeby kłócili się tylko ze względu na to, że znowu pomyślałem o dawnej przyjaciółce.

- Hm? - Przeszył mnie wzrokiem. - Co takiego masz do powiedzenia, Naegi?

- On ma na imię Makoto.

In the master's eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz