Wściekłymi ruchami, wciągając swoje własne łzy, pakowałam do walizki swoje wszystkie ubrania. Nie potrafiłam zrozumieć tego, że siedem lat mojego życia zostało zmanipulowane. Gdy myślałam, że chociaż kwestia miłosna mi się udała, byłam w błędzie. Patrick był podwładnym mojego ojca i cały ten cholernie długi czas udawał, że jest inaczej. Myślałam, że chociaż pozwolą mi się zakochać, a tymczasem nie wiedziałam nawet czy intencje ze strony Harsona były szczere, czy również zmanipulowane.
Poczułam się oszukana. Pogrążona. Rozżalona. Samotna. Zepsuta.
Wszystkie te emocje towarzyszyły mi odkąd siłą zostałam transportowana do domu. Siedem godzin temu podjęłam decyzję, która zmieniała moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz nic nie miało być już takie samo, a dowodem na to było pakowanie walizki dwie godziny przed odprawą. Nie miałam już siły, ani łez, bo wszelki limit wykorzystałam podczas użalania się nad sobą resztę wieczoru. Nie spałam ani minuty.
Pukanie do moich drzwi wyciągnęło mnie z transu, w który wpadłam, a raczej wprowadził mnie Patrick i mój ojciec. Chciałam się spotkać z chłopakiem i chociaż z nim pożegnać ale wiedziałam, że nie mogłam. I to była moja decyzja. Musiałam go zostawić w Los Angeles, a nie zabierać ze sobą do Bostonu. Tam miałam rozpocząć nowe życie. Musiałam udowodnić sobie i rodzicom, że umiem sama na wszystko zapracować.
— Ivan cię zawiezie na lotnisko — usłyszałam zaspany głos mojej rodzicielki.
Dłonie zamarły mi w powietrzu z koszulką w ręku. W sumie czego ja się spodziewałam? Że moi kochający rodzice odwiozą mnie na lotnisko i pocałują na pożegnanie? Zaśmiałam się ze swojej naiwności w głowie i wrzuciłam ubranie do walizki.
— Jakbyś jednak chciała wrócić...
— Nie będę chciała — przerwałam, z hukiem zatrzaskując drzwiczki walizki. — Może to była jedyna decyzja jaką daliście mi podjąć, ale z pewnością nie jest głupia. — Dodałam, patrząc prosto w oczy swojej matki.
Nie odnalazłam w nich upragnionej troski, żalu, tęsknoty. Zielone oczy mojej matki były puste, a nawet śmiałabym powiedzieć, że fałszywe. Ona chciała się mnie pozbyć, a ten wyjazd był jej idealną opcją. Ona zawsze wiedziała co zrobić, aby zyskać korzyść dla siebie. W końcu była współwłaścicielką firmy inwestycyjnej.
W takich chwilach pragnęłam mieć normalne życie. Mieszkać w normalnym domu, nie mieć pięciuset par butów, posiadać kochających rodziców, którzy okażą zainteresowanie względem mojej osoby. Ktoś taki jak Rene Jones nie była takim rodzicem.
Uniosłam zamkniętą walizkę i ustawiłam ją tuż obok torby. Postanowiłam nie brać wszystkich rzeczy, bo i tak w Bostonie kupię miliard innych.
Spojrzałam ostatni raz na swój pokój, w którym panował bałagan i poczułam nagłą pustkę. Już jutro nie obudzę się w tym łóżku i nie będę zastanawiała się którą sukienkę ubrać, bo w Bostonie pogoda nie jest aż tak ładna jak tutaj.
Jednak w tym pokoju spędziłam całe swoje życie i myśl, że pewien etap dobiega końca, dołowała mnie. Fakt chciałam się stąd wyrwać, ale jednocześnie pragnęłam zostać.
Nie dla rodziców, Patricka. Chciałam zostać dla siebie, bo nikogo więcej tutaj nie miałam. Nie miałam czasu aby zawierać znajomości. Czasu, ani zgody, bo moi rodzice uważali, że każdy kto chciał się ze mną przyjaźnić, robił to dla korzyści. Wreszcie dałam im się zmanipulować i odpuściłam. W ten sposób zmarnowałam najlepsze lata mojego życia i już nigdy nie miałam zaznać smaku nielegalnego alkoholu, albo imprez w tygodniu, gdy na drugi dzień były egzaminy semestralne.
To już minęło, a ja to przegapiłam.
Zeszłam po schodach na parter, ciągnąc za sobą torbę. Patrzyłam ostatni raz na te ściany, których nie zobaczę przez następne tygodnie i niemo żegnałam się z życiem, które tutaj miałam.
CZYTASZ
The Company Man #3
Romancetrzecia część serii „law and business" Nie trzeba znać poprzednich dwóch części, ale mogą występować spojlery!!! - Gdzie się pani widzi za pięć lat? - W dupie, proszę pana.