Środa. Dzień, którego nienawidziłam całym swoim wielkim zlodowaciałym sercem. Powód mojej nienawiści do tego dnia był tylko jeden, środek tygodnia. Tyle było za mną, ale jeszcze tyle samo przede mną. Dołowało mnie to do granic możliwości.
Dziś pogoda była nieco lepsza więc zdecydowałam się na krótki spacerek do pracy. Ubrana w białą satynowa koszulę i beżowe garniturowe spodnie, a na to narzucona beżowa marynarka, przemierzałam ulice Bostonu w drodze do nudnej pracy.
Między mną, a panem James'em było dosyć dziwnie. Nie tyle niekomfortowo, co po prostu inaczej. Miałam wrażenie, że unikamy się jak tylko się da. Szef nie wychodził nawet na lunch, tylko każdą chwilę spędzał w swoich czterech ścianach. Nie przeszkadzał mi nasz brak kontaktu, tylko było mi zwyczajnie dziwnie. Nie byłam pewna czy to ja dałam mu do zrozumienia, żeby dał mi spokój, czy to on sobie to ubzdurał i sztywno trzymał się swojej durnej zasady. Denerwował mnie tym ignorowaniem mnie. Nienawidziłam być ignorowana.
Weszłam do budynku i posłałam promienny uśmiech recepcjonistce. Polly odgarnęła zagubione kosmyki włosów z oczu i wróciła do sortowania dokumentów. Wjechałam windą na wyznaczone piętro i pierwsze co było nie tak, to brak ochroniarzy. Później nowy fotel w moim biurze, później nowe białe drzwi, które prowadziły do łazienki i nowy komputer, a raczej laptop stojący na moim biurku.
Odłożyłam torebkę na biurko i stwierdziłam, że jeśli teraz nie porozmawiam z Panem Harveyem o należących do mnie obowiązkach i o naszym unikaniu się, to nie zrobię tego nigdy. Wzięłam serie uspokajających oddechów i nacisnęłam klamkę drzwi prowadzących do jego skąpanej w ciemności komnaty.
Mężczyzna siedział przy biurku, a jedyne światło jakie informowało mnie, że to na pewno on to, to płynące z ekranu laptopa przed którym siedział. Zasłonięte rolety, brak światła, co było z nim nie tak? Potrafił pracować w takiej ciemności?
— Isabel — powiedział szorstkim tonem, a moje ciało pokrył paraliż.
Isabel? Nie mówił tak do mnie.
— Na początku naszej rozmowy, przypomnę coś — odparłam, powolnym krokiem podchodząc do jego biurka. Widziałam jak uniósł wzrok znad ekranu i skupił go na mnie. Poczułam to niemal od razu. Jego wzrok poznałabym wszędzie. — Nienawidzę, gdy ktoś tak do mnie mówi — oparłam dłonie na blacie jego biurka i nie pozwoliłam sobie na przerwanie kontaktu wzrokowego.
Blondyn prychnął, jednak ostry wyraz jego twarzy nie zniknął. Wciąż wydawał się być wkurwiony do granic możliwości. I musiałam szczerze przyznać, był wtedy jeszcze przystojniejszy, a rysy jego twarzy były jeszcze bardziej wyraźne.
— A ja nienawidzę, gdy ktoś mnie ignoruje.
Zamarłam. Ja go ignoruję?
Zacisnęłam dłonie w pięści i przygryzłam policzki. Pochyliłam się bardziej nad biurkiem, a mężczyzna wyraźnie się spiął. Był zdenerwowany?
— Ja pana ignoruję? — syknęłam, oblizując po chwili dolną wargę.
Igrałam z Aniołem, którego bronią był ogień. A ogień spala, nawet jeśli jest w rękach Anioła.
Dłonie Harveya zacisnęły się w pięści tak mocno, że jego kłykcie pobielały. Wciąż oświetlało nas tylko białe światło płynące z laptopa. Miałam wrażenie, że za chwilę jego zęby zaczną zgrzytać, tak cholernie mocno zacisnął szczękę. Ale nie odpuszczałam, nie mogłam.
— Wejście do budynku, zero słowa do mnie, zamknięcie drzwi i wyjście dopiero, gdy ja zjadę windą na dół. Nie sądzisz, że to ty mnie ignorujesz? Co zrobiłam, że od dwóch dni traktujesz mnie jak ducha? Kim ja dla ciebie jestem, że tak ze mną pogrywasz? — wyliczałam.
CZYTASZ
The Company Man #3
Romansatrzecia część serii „law and business" Nie trzeba znać poprzednich dwóch części, ale mogą występować spojlery!!! - Gdzie się pani widzi za pięć lat? - W dupie, proszę pana.