Pikanie szpitalnych aparatur skutecznie wybudziło mnie ze snu, w który wpadłam na niewygodnym plastikowym krzesełku, tuż obok łóżka Williama. Bałam się o niego, jednak w chwili, gdy do pokoju wpadła jego psycholożka i zamieniła z nim zaledwie kilka słów, uspokoiłam się. Miałam wrażenie, że ona zna się z nim lepiej niż ja.
Przetarłam twarz dłońmi i wstałam z krzesła, aby wyjść na korytarz. W drzwiach szpitalnego pokoju zderzyłam się z Harveyem.
— Ooo wstałaś — powiedział, podkładając mi do ust plastikowy kubeczek z wodą.
— Mhm. — Mruknęłam, zanim wypiłam zawartość kubeczka.
— Jak się czujesz? Siedzisz tu cały czas i nie chcesz wyjść, a z Williamem naprawdę wszystko w porządku — wyjaśnił.
Wiedziałam, że z nim jest w porządku. Jednak nie chciałam stąd wychodzić, bo w pokoju obok mój tata walczył o samego siebie. I to właśnie, to mnie dobijało.
— A tata? Z nim wszystko w porządku?
Na to pytanie Harvey mi już nie odpowiedział. Spuścił wzrok i przepuścił mnie w drzwiach, dając znak, że sama mam to sprawdzić.
Ale ja nie chciałam. Wolałam żyć w przekonaniu, że nie muszę się o nic martwić. Ale życie tak nie działało i musiałam się z tym pogodzić.
Wyszłam z sali na zimny korytarz. W rogu siedziała kobieta przytulając się do o wiele wyższego mężczyzny. Ciekawe kogo straciła tego dnia. Na krześle siedział starszy mężczyzna, który wyglądał jak posąg. Miałam wrażenie, że nawet nie mrugał. Pomyślałam, że pewnie jego żona walczy o życie w jednym z pokoi.
A po środku byłam ja. I co ja przeżywałam?
Odnalazłam pokój mojego taty i weszłam do niego, nie będąc gotowa na widok jaki czekał mnie w środku.
Leżał na łóżku, otulony niebieską pościelą i był bledszy niż białe ściany jego pokoju. Wargi mu drżały w rytm serca, a dłonie miał luźno spuszczone po obu stronach ciała. Nie wyglądał jak mój tata, a raczej jak jego własny cień.
I to, to we mnie uderzyło.
— Cześć tato — wyszeptałam, zamykając drzwi.
Usiadłam na krzesełku tuż obok jego głowy i złapałam za jego dłoń.
Mimo wszystkich krzywd, które mi zafundował, nie chciałam go stracić. Nie byłam na to gotowa. I nigdy nie będę.
— Mam nadzieję, że dajesz radę i nie odpuścisz tej walki — wyszeptałam, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. — Przecież ty nigdy nie odpuszczasz. Zawsze walczyłeś do końca i powtarzałeś mi, że ja też tak muszę robić — wydusiłam przez zaciśnięte gardło. — Nie odpuścisz, prawda? Nie poddasz się, bo nie jesteś mięczakiem. Nigdy nie byłeś.
Mówiłam to wszystko, myśląc że moje słowa coś wskórają. Byłam w wielkim błędzie. Życie mojego taty było już przesądzone i nikt nie był w stanie go uratować. Mógł jedynie liczyć, że wytrzyma odrobinę dłużej.
Oparłam czoło o swoje dłonie i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Łzy spłynęły mi po policzkach, torując sobie ścieżkę do ust, gdzie zostawiły słony posmak.
Nie byłam gotowa na stratę.
Prawdę mówiąc nikt nie jest gotowy aby stracić rodzica. Nie ważne jaki on by był, to właśnie ten człowiek podarował ci życie. Przywołał cię na ten świat i pozwolił ci trwać przy swoim boku. Właśnie dlatego bałam się stracić ojca. Wciąż jakaś cząstka mnie nienawidziła go, ale moje wewnętrzne dziecko mówiło, że to ten tatuś, który uczył mnie jazdy na rowerze, łapania świetlików i wycinania ładnych serduszek, które później mu wręczałam.
CZYTASZ
The Company Man #3
Romancetrzecia część serii „law and business" Nie trzeba znać poprzednich dwóch części, ale mogą występować spojlery!!! - Gdzie się pani widzi za pięć lat? - W dupie, proszę pana.