Rozdział 6

1.2K 70 15
                                    

PAMIĘTAJ O ZOSTAWIANIU GWIAZDEK POD ROZDZIAŁAMI, DLA CIEBIE TO JEDNO KLIKNIĘCIE, A DLA MNIE NIEBYWAŁE SZCZĘŚCIE! DZIĘKUJĘ <3

————————

Pierwszy tydzień mojego życia w Bostonie przeminął. Ledwo żyłam każdego dnia, a zamiast być lepiej, ciągle wszystko się pogarszało. Nic nie szło po mojej myśli, a wszystko co miałam zaplanowane, psuł mój szef.

Codziennie w jego biurze przewijało się więcej ludzi niż kobiet podczas wyprzedaży w galerii handlowej.

Głowa mi pulsowała, a kawa była zbawieniem, aby przetrwać każdy kolejny dzień. Spałam po trzy godziny, albo wcale, bo obowiązki wzywały, a gdy nie one, to Logan z Philipem wyciągali mnie na imprezę. Tak było również tego dnia.

Otworzyłam drzwi swojego mieszkania i byłam w szoku, gdy na kanapie zobaczyłam obu chłopaków. Nie powiedziałam nawet słowa, a oni już zasypali mnie planami na ten wieczór. Gdy skończyli gadać, wreszcie wyjaśniłam, że nigdzie się nie wybieram. Byłam wykończona. Potrzebowałam przynajmniej szesnastu godzin snu, a ten weekend był do tego jedyną możliwą okazją.

— Wychodzimy — podkreślił dosadnie Philip, tupiąc przy tym nogą.

Miałam wrażenie, że nawet Logan już odpuścił, bo siedział znudzony na kanapie i wpatrywał się w sufit, nasłuchując naszej wymiany zdań.

— Nie. Jestem zbyt zmęczona, żeby wejść pod prysznic, a co dopiero żeby dotrzeć do klubu cztery przecznice stąd — odparłam, zdejmując z nóg obcasy.

— Trzeba się rozluźnić po tygodniu ciężkiej pracy, no weźcie ruszcie te tłuste dupska! — Na dodanie swoim słowom sensu, podciągnął nas obu za dupy i postawił przed sobą.

— Wypraszam sobie tłuste dupsko, chodzę na siłownie! — krzyknęłam, rzucając w bruneta obcasem.

— A moje dupsko wcale nie jest tłuste! — dodał Logan, wymachując w powietrzu dłońmi.

— Odwołam słowa jak pójdziecie ze mną do klubu — Philip założył ręce na klatkę piersiową i nerwowo stąpał z nogi na nogę.

— To wole mieć tłuste dupsko — żachnęłam się, na co Logan mi przytaknął.

— Czyli w wieku dwudziestu pięciu lat zostajemy starymi prykami? — westchnął Philip, opadając na kanapę obok mnie.

— Hola, hola — upomniałam. — Ja mam dwadzieścia trzy.

Mężczyźni przewrócili oczami, a ja zadowolona wygodniej ułożyłam się na kanapie i włączyłam telewizor.

— No nie zamieniajmy się w starych dziadów! Nie mam nawet trzydziestki! — oburzony Philip, wyrwał mi pilota z ręki i schował go sobie... w gacie.

— Fuj! Nie chcę już go!

Chłopaki wybuchnęli śmiechem, zrzucając przy tym poduszki z kanapy. Czułam się jakbym była opiekunką małych dzieci. Bo dokładnie tak oboje się zachowywali. Jak dwójka małych bachorów. Nieznośnych bachorów.

— Dobra, idziemy na kluby — odparłam, ledwo wstając z kanapy.

— Wiedziałem! — krzyknął uradowany brunet, odprawiając taniec szczęścia na stoliku kawowym.

Przeklęłam go w myślach i ruszyłam do łazienki, aby wziąć zimny prysznic.

Po trzydziestu minutach stałam już w łazience w obcisłej pudrowo różowej sukience na cienkich ramiączkach. Na nogach miałam czarne kozaki na wysokim obcasie sięgające mi za kolano, a na wszystko miałam zarzucić czarną, koszulową skórzaną kurtkę. Włosy związałam w ulizanego kucyka, bo nie miałam siły ich myć, a co dopiero suszyć czy idealnie układać. Ostatnio była to jedna z moich ulubionych fryzur, bo prezentowała się elegancko, a jednocześnie była cholernie wygodna. Makijaż tego wieczoru zrobiłam nieco mocniejszy niż zazwyczaj, aby ukryć ślady zmęczenia. Proste, ostro zakończone kreski zrobione czarnym eyelinerem, wykonturowana twarz, kępki sztucznych rzęs, brwi uczesane na żel i usta pomalowane konturówką oraz błyszczykiem w odcieniu brzoskwinki.

The Company Man #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz