Rozdział dodatkowy

1.6K 70 8
                                    

PIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ

Ubieram na siebie szary sweterek i zapinam guziki jasnych jeansów. Poprawiam swoje zrobione na lokownicy włosy i uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.

Wyglądam naprawdę ładnie i pierwszy raz od cholernie dawna akceptuje siebie w stu procentach.

Dostrzegam w odbiciu lustrzanym mojego faceta i ojca naszego nadchodzącego dziecka. Jego delikatny zarost idealnie podkreśla jego opaleniznę, a szare spodnie w kratę opinają się na umięśnionych udach.

Wciąż nie potrafię uwierzyć, że zamieszkałam z mężczyzną, który jeszcze niedawno był moim szefem. Co więcej, wspólnie zaczęliśmy planować naszą przyszłość. Oboje uwzględnialiśmy w tych planach siebie.

Przeszliśmy wiele trudu i momentów, gdy oboje zaczynaliśmy w siebie wątpić, ale gdy jedno chciało odpuścić, drugie dawało mu ogrom wsparcia. Oboje stworzyliśmy relację, o której wiele par marzyło. Ja również kiedyś marzyłam o takim związku. Teraz sama w takim żyłam.

Rozmawialiśmy, gdy na drodze pojawiał się problem. Płakaliśmy, gdy któremuś z nas działa się krzywda, lecz były też łzy szczęścia podczas odwiedzin u lekarza. Świętowaliśmy, gdy mieliśmy do tego powody. Walczyliśmy, gdy ktoś rzucał nam kłody pod nogi. Tłumaczyliśmy sobie wzajemnie, gdy któreś z nas popełniało błąd. Uczyliśmy się od siebie i nadal będziemy się uczyć, bo każde z nas zostało wychowane w innej rodzinie i każde z nas potrzebuje innych czynów, aby okazywać sobie miłość.

— Gotowa? — zapytał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.

Skinęłam głową i zarzucając na ramię niewielką torebkę na złotym łańcuszku, wyszłam z pokoju.

Zjechaliśmy windą na parking, bo nie znaleźliśmy czasu aby kupić jakiś dom, albo mieszkanie, więc tymczasowo (od pięciu miesięcy) mieszkaliśmy w apartamencie Harveya. Żadne z nas nie narzekało, jednak oboje marzyliśmy o własnym domu z dużym ogródkiem dla Golden Retrievera i naszego małego dziecka.

Wsiedliśmy do czarnego Mercedesa i ruszyliśmy w drogę. Nie miałam pojęcia gdzie jedziemy, bo Harvey upierał się, że to ma być niespodzianka i tylko on o tym wiedział. Ja żyłam w niewiedzy, która strasznie mnie męczyła.

Podobało mi się moje życie. Mogłam śmiało powiedzieć, że o takim właśnie marzyłam będąc małą dziewczynką.

Mężczyzna, którego faktycznie kocham, praca o której od zawsze marzyłam (zostałam projektantką i wkrótce miałam stworzyć swoją własną markę), dziecko, które z początku było dla mnie problemem, ale później pokochałam je najbardziej na świecie i przyszłość, o którą nie musiałam się martwić.

Na naszej drodze nie miało być już żadnych przeszkód, ani błędów, bo oboje wyciągnęliśmy z przeszłości ogromną lekcję.

Podjechaliśmy nad... rzekę. Zmarszczyłam brwi widząc ile samochodów stoi przy samym zejściu w dół.

— Wysiadamy — poinstruował Harvey, na co otworzyłam szerzej usta.

— Co będziemy robić nad rzeką?

— Zobaczysz.

Pokiwałam bezsilnie głową i wysiadłam z samochodu. Światła pojedynczej latarni pięknie odbijały się w tafli wody, podobnie jak blask księżyca. Było naprawdę pięknie.

Jednak dopiero, gdy zeszliśmy w dół, zobaczyłam prawdziwe piękno.

Mnóstwo par, albo i już małżeństw stało przy wodzie i odpalało papierowe lampiony. Wszystko pięknie się mieniło, a mnie zakręciła się łza w oku, bo ta sceneria przypominała tę z "Roszpunki".

— Kiedyś mi powiedziałaś, że twoja ulubiona bajka to właśnie "Zaplątani" — wyszeptał mi do ucha Harvey. — Więc dziś masz okazję poczuć się jak Roszpunka.

Nie potrafiłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. Po prostu najmocniej jak potrafiłam przytuliłam mężczyznę i powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy.

On nie był tylko moim marzeniem, on je wszystkie spełniał.

Chwyciłam za jeden z kilku lampionów i uniosłam aby napełnił się powietrzem. Harvey chwycił zapalniczkę i próbował zapalić lampion, jednak gdy pojawił się płomień, nie pozwolił mi go wypuścić. Chwycił moją dłoń i powiedział:

— Chodź. Nie tutaj go wypuścimy.

Zmarszczyłam nieco brwi, jednak poszłam za mężczyzną.

Harvey zaprowadził nas do łódki. Małej, ledwie mieszczącej dwie osoby łódki, którą popłynęliśmy na sam środek rzeki i dopiero tam wypuściliśmy lampion, szeptając sobie jak bardzo się kochamy.

Tego wieczoru w głowie nie miałam już Roszpunki i Juliana, gdy to robili. Tego wieczoru to my byliśmy głównymi bohaterami pięknej bajki, która otrzymała szczęśliwe zakończenie.

KONIEC

Dziękuję wam za przeżycie kolejnej historii razem ze mną <3

The Company Man #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz