Rozdział 19

1K 44 1
                                    

Ivan nigdy nie był tak smutny jak tego dnia, gdy stał w pierwszym rzędzie i patrzył na trumnę, w której leżała jego miłość życia.

Przez dwadzieścia trzy lata mojej znajomości z tym mężczyzną, nigdy nie widziałam jak płakał. A dziś dusił się łzami.

Mimo, że w ścianach kościoła powinnam słyszeć tylko głos księdza, nie było tak. Płacz Ivana zagłuszał każdego, a minuta ciszy, którą otrzymaliśmy została zakłócona przez płacz obu mężczyzn.

Ivana i jego syna, który nie był gotowy na taką stratę.

Nie zorientowałam się nawet kiedy z moich policzków zaczęły skapywać łzy prosto na czarną sukienkę, którą ubrałam. Ból rozsadzał mi nie tylko głowę, ale również serce, bo mimo że nie znałam tej kobiety, wiedziałam jak wiele znaczy ona dla Ivana.

I gdy wszyscy skupili się na wczytywanych przez księdza kondolencjach, ja pewnym krokiem ruszyłam przez środek kościoła i wtuliłam się mocno w Ivana. Nie potrzebowałam aby odwzajemniał mój uścisk, ale zrobił to.

Przytulił mnie dłońmi, które drżały mu od nieustającego płaczu.

— Ja tak bardzo ją kocham — szeptał, płacząc i zanosząc się ciężkimi łzami.

Serce mi się kruszyło z każdym kolejnym momentem.

Uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie czternastoletniego Williama, który usta miał niemal fioletowe. On płakał. Nie, to nie był płacz. On krztusił się łzami, które nie pomagały łagodzić mu bólu.

Wyciągnęłam rękę i przyciągnęłam chłopca do siebie, mając głęboko gdzieś to, że stałam tyłem do ołtarzu. W tej chwili liczyli się tylko ci dwaj mężczyźni, którzy przeżywali najgorszą z możliwych strat.

Jeden z nich stracił żonę i miłość życia, a drugi matkę, która była jego wszystkim.

— Powiedz mi, że ona tu jest — wyszeptał przez łzy William, patrząc na mnie tak, jakby naprawdę w to wierzył. — Proszę okłam mnie, że ona nadal tutaj jest.

Moje serce pękło.

— William...

— Proszę, kłam. — Błagał, a jego usta drżały.

Łzy spływały po jego policzkach, ale on chciał wierzyć w to, że wróci do domu a ona wciąż tam będzie.

Pokiwałam głową.

— Twoja mama na pewno jest gdzieś tutaj. Po prostu... — próbowałam wymyślić coś, co nie zaboli. — Potrzebuję chwili dla siebie. Ale wróci. Mama zawsze wraca.

Płakałam. Płakałam ja, Ivan i William. Nasz płacz zagłuszał każde słowo księdza do momentu aż nie opuściliśmy murów kościoła. Gdy wyszliśmy nasze łzy słyszał cały cmentarz.

Ivan i William płakali z utraty, a ja z myśli, że łamało to ich drobne serduszka.

Nie potrafiłam zrozumieć tego, dlaczego zawsze jest nam odbierany ktoś, kogo kochamy nad życie. Ktoś, bez kogo nie potrafimy normalnie funkcjonować, ktoś kto pełnił w naszym życiu najważniejszą rolę. I tak nagle z dnia na dzień musimy się nauczyć żyć bez osoby, która pełniła główną rolę podczas naszej egzystencji.

Często ktoś odchodzi od nas zbyt szybko. Najczęściej tracimy kogoś, kto na to nie zasłużył. A my musimy nauczyć się żyć bez głównego powodu naszego życia. Bo wiele z nas tkwi na tym świecie dla kogoś. Niektórych własne problemy przerosły i żyją z nami tylko dlatego, że ktoś ich o to poprosił.

I to się nazywa poświęcenie.

Do Ivana i Williama zaczęli podchodzić wszyscy zebrani ludzie. Niektórzy byli w podeszłym wieku, a inni młodzi. Każdy z nich z bólem wymalowanym w oczach, podchodził do dwóch mężczyzn i życzył powodzenia w dalszym życiu.

The Company Man #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz