Rozdział 4

1.3K 53 15
                                    

Gdy zaczynamy czuć, że nasze życie wreszcie się układa, wszystko idzie po naszej myśli i każde zło, które zostawiliśmy za sobą, jest już zamierzchłą przeszłością, dzieje się coś co zmienia nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczynamy rozumieć, że jesteśmy kiepscy w przewidywaniu świetlanej przyszłości i każda dobroć, która przemknęła nam przez myśl, znika bezpowrotnie powodując rozczarowanie.

Ja się właśnie tak poczułam. Byłam pewna, że teraz wszystko będzie już z górki, a moim jedynym problemem będzie wybór torebki z Prady. A jednak życie znów mnie zaskoczyło.

Właśnie w tym momencie tuż pod moim nosem w gabinecie ciemniejszym niż niejedna jaskinia stał mężczyzna, który jeszcze parę godzin temu sprawił, że wyglądałam jakbym zaliczyła ostry numerek w toalecie jednego z bostońskich klubów. Naprawdę liczyłam, że zważając na moją głupotę, powiedzenie głupi ma zawsze szczęście, nabierze sensu, ale jednak tak nie było.

Zamrugałam kilkukrotnie oczami i czułam jak moja twarz nabiera odcienia dojrzałego pomidora. Poczułam gorąc nawet na palcach stóp. Zacisnęłam dłoń na pasku torebki i wgapiałam się w cholernie przystojnego faceta, który teraz nagle musiał przestać być moją erotyczną fantazją. Od teraz musiałam widzieć w nim autorytet i szefa. Nic poza tym.

Teraz gdy stałam na czterdziestym ósmym piętrze największego holdingu w całych pieprzonych Stanach, dotarło do mnie dlaczego od początku było czuć od niego władzę i dominację. Był szefem jebanego Hares Holding! Szefem! Nie jakimś tam sobie pracownikiem. Sterował tą wielką korporacją. Miał kontrolę nad połową świata, a ja stałam sobie właśnie przed nim. Przed Panem Władzą.

— Wszystko w porządku? — zapytał, a ja poczułam dziwne déjà vu. Nagle do moich uszu dotarł zachrypnięty śmiech mężczyzny. Cała zdrętwiałam. — Dziwne uczucie, gdy zadaje to pytanie tej samej kobiecie w przeciągu zaledwie paru godzin. Nie sądzi pani?

Zielone oczy mężczyzny mierzyły moje ciało, jakby upewniał się, że byłam tą samą kobietą co wieczorem. Czułam ciarki na ciele w tych miejscach, na których akurat wylądowały jego zielone, niemalże limonkowe tęczówki.

— Pani Isa, jak mniemam?

Jego słownictwo było tak wyrafinowane, że czułam się trzy razy głupsza stojąc w tym samym gabinecie, co lepsza budynku, co tak wysoko usytuowany mężczyzna.

Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Skinęłam głową.

— Zacznę myśleć, że jest pani niemową — zakpił, zajmując miejsce na granatowym skórzanym fotelu za biurkiem. — A w tej branży jest to surowo zabronione — dodał, składając dłonie przed sobą. — Słowa, Pani Iso. Słowa. — Wyjaśnił dosadnie, a ja nie potrafiłam oderwać oczu od jego idealnych ust.

Ciekawe co potrafił nimi...

Ja pierdolę. Isa ogar.

— Oczywiście, proszę pana.

Zauważyłam jak na jego wargach pojawia się cień uśmiechu. Wyglądał jeszcze przystojniej, niż gdy miał cholernie poważny wyraz twarzy.

— Proszę usiądź. Przeprowadzę z panią krótką rozmowę — powiedział, wskazując na fotel przed sobą.

Przełknęłam ciężko ślinę, skinęłam głową i w kilku krokach znalazłam się tuż przed wielkim biurkiem. Usiadłam do dużego fotela, który był wygodniejszy niż łóżko w moim nowym mieszkaniu. Wygodnie się usadowiłam i wróciłam wzrokiem do mężczyzny, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w moją twarz.

— Dobrze, więc Isabel...

— Na samym starcie, rzuce panu malutkie ostrzeżenie — przerwałam, gestykulując dłońmi i pokazując palcami wielkość jaką miałam na myśli. — Nienawidzę, gdy ktoś się tak do mnie zwraca.

The Company Man #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz