Rozdział 9

1.1K 48 24
                                    

Nienawidziłam poranków kolejnego dnia po piciu. Nie potrafiłam już zliczyć ile razy odkąd tutaj się wprowadziłam, obiecałam sobie, że więcej nie piję. Oczywiście wciąż mi to nie wychodziło.

Tego poranka też złożyłam sobie niemą obietnicę, że to był ostatni raz.

Ubrana w granatowy garnitur, bo tego dnia pogoda to była jakaś katastrofa, weszłam do windy. Nie siedziałam przy recepcji i nie rozmawiałam z Polly, bo kobieta aby utrzymać pozory naszej zmyślonej grypy, została w domu. Czułam się osamotniona. Miałam wrażenie, że sama ruszyłam na pożarcie się rekinom. A raczej jednemu, którym był Harvey James.

W obawie o swoje zdrowie psychiczne, nie otwierałam konwersacji z nim, bo mogłabym już nigdy tutaj nie wrócić, a to by oznaczało moją słabość. A ja nie byłam słaba.

Winda przywiozła mnie na czterdzieste ósme piętro.

— Cześć Kilian, cześć Zack — przywitałam się z obydwoma ochroniarzami, którzy posłali mi przyjazne uśmiechy, a po chwili odpowiedzieli chórem.

Ruszyłam do swojego biura, jednak zanim tam weszłam, jeden z ochroniarzy wypowiedział moje imię.

— Hm? — spytałam, obracając się w jego stronę.

— Jesteś pewna, że nie chcesz dziś wolnego?

— Dlaczego pytasz, Zack? — zmrużyłam oczy, zakładając dłonie na piersi.

— Harvey od wczorajszego południa chodzi tak nabuzowany, że mam wrażenie jakby podłoga drżała za każdym jego krokiem — wyjaśnił.

— Więc sprawię, że to on weźmie sobie wolne — powiedziałam, szeroko się uśmiechając.

Ktoś taki jak Harvey James nie był mi straszny.

Pieprzony dupek. Byłam tak samo wkurwiona na niego, jak on na cały świat, a jednak potrafiłam to tuszować.

Pewnym krokiem weszłam do swojego biura, usiadłam na fotelu i włączyłam laptopa. Ze swojej torebki wyjęłam małe czarne opakowanie, w którym znajdowały się stopery do uszu. Wierzyłam, że to dobre rozwiązanie, aby nie słuchać pierdolenia mojego szefa, a jednocześnie zirytować go do granic możliwości.

Czy prosiłam się o wyrzucenie stąd? Pewnie tak. Czy podobała mi się ta zabawa? Niezmiernie.

Włożyłam żółte zatyczki do uszu i odetchnęłam z ulgą, gdy nie słyszałam nawet własnego oddechu. Włączyłam w laptopie stronę z samochodami do zakupu i szukałam czegoś, co mnie zainteresuje.

Nie miałam wielkich wymagań. Prawdę mówiąc chciałam tylko aby ten samochód miał koła i potrafił jeździć. Jednak, gdy zaczynałam przeglądać coraz więcej pojazdów, moje wymagania rosły. Zauważając wysokie ceny, stwierdziłam, że to idealny czas aby przypomnieć o sobie swoim rodzicom. Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer swojej mamy, wyciągając z jednego ucha stoper.

— Halo? — usłyszałam jej markotny głos. Czyżby dopiero wstała?

— Cześć mamo — przywitałam się, znudzona przyglądając się swoim paznokciom, które miały już spore odrosty. Musiałam znaleźć jakąś kosmetyczkę. — Wiesz jest sprawa, bo ja nie mam żadnego samochodu, a nie zarobiłam jeszcze wysta...

— Wyślij mi na maila później fakturę, zapłacimy — powiedziała, jakby tylko chciała się mnie pozbyć. W sumie to mi odpowiadało. — Muszę lecieć kochanie.

— Pa.

Szybko i sprawnie. Tak mogłam żyć.

I wtedy zobaczyłam moje marzenie.

The Company Man #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz