Najbardziej w świecie nienawidziłam zakupów. Żart. Najbardziej w świecie nienawidziłam zakupów z Philipem.
Od pięciu godzin mierzyłam już chyba setną sukienkę, bo każdą poprzednią chłopak uważał za nieodpowiednią na tak ważną imprezę jak firmowy bankiet. Najgorsze w tym wszystkim było to, że byliśmy cały czas w jednym sklepie, a czas do imprezy coraz bardziej się zmniejszał. Przewidując taką sytuację, wyszliśmy z mieszkania już o dziesiątej, jednak okazuję się, że nawet tak spora ilość czasu nie jest wystarczająca dla Larsona.
— Niech pani poda tą fioletową — zarządził, przywołując do nas wyraźnie zmęczoną ekspedientkę, która próbowała się uśmiechać.
Marnie jej to wychodziło.
— Nie. Nie ubiorę fioletowej sukienki, bo do mnie nie pasuje — odparłam, zakrywając swoje nagie ciało zasłoną w przymierzalni.
Boże, miałam już naprawdę dość.
— Chryste zmiłuj się — modlił się Philip.
— Sam się zmiłuj. To tobie nic nie pasuje — oburzyłam się. — Mogłabym prosić tą czerwoną?
— Oczywiście.
Po chwili wciągałam na siebie ciemno czerwoną sukienkę, która zamiast dekoltu, miała wcięcie pomiędzy piersiami sięgające prawie pępka, blasku dodawały jej pojedyncze cekiny, które porozrzucane były na całej tkaninie, a elegancji dodawały długie rękawy. Sięgała mi delikatnie przed kolano, co optycznie wydłużało moje całkiem krótkie nogi.
— Pokaż — zawołał chłopak.
— Nie, bo coś wymyślisz, a mi się podoba. Zobaczysz dopiero w domu, gdy się odjebie tak, że będziesz zbierał szczękę z podłogi — powiedziałam, przyglądając się swojej sylwetce w lustrze. — Biorę! — krzyknęłam do ekspedientki i byłam niemal pewna, że odetchnęła z ulgą.
Pewnie weźmie miesiąc wolnego po naszej wizycie. Na przyszłość będę wiedziała, aby już nigdy nie pokazać się w tym sklepie, bo może mnie wyrzucą. Gorzej z Philipem. Jego zdjęcie będzie wisiało na drzwiach z dopiskiem tego pana tu nie wpuszczamy.
Wyszłam ze sklepu z uśmiechem na ustach, wymachując elegancką torbą w dłoni. Widziałam, że brunet próbuje do niej zajrzeć, aby dostrzec chociaż mały element, ale skutecznie wywracałam nią tak, aby nie widział nic.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Larson — prychnęłam, odblokowując swój samochód.
— Pf, odezwała się największa pierduśnica w Bostonie.
— Co proszę?
— Nic aniołku, mówiłem, że jesteś cudowna — posłał mi ironiczny uśmiech i zajął miejsce pasażera.
Kretyn. Aż tak głucha to ja NIE byłam.
— Tak długo wybierałaś tą kieckę, że myślałem jakbyś robiła to dla Harveya — powiedział brunet zapinając pasy.
— Powtarzałam ci chyba miliard razy, że idę tam właśnie za niego, bo on nie może! Czy ty masz coś nie tak z głową? — burknęłam, wyjeżdżając gwałtownie na główną drogę.
— To po chuj my tyle tam siedzieliśmy, skoro głównego gorącego obiektu twoich westchnień, nie będzie?!
Oby gatunek mężczyzn był kiedyś zagrożony. Przez nich kobiety niedługo wyginą, a wtedy świat stanie na głowie.
Nie odezwałam się, tylko głośno westchnęłam, jedną dłonią wyciągając z torebki moje zatyczki do uszu.
— Co ty robisz? — zapytał Philip, przyglądając się moim ruchom.
CZYTASZ
The Company Man #3
Romancetrzecia część serii „law and business" Nie trzeba znać poprzednich dwóch części, ale mogą występować spojlery!!! - Gdzie się pani widzi za pięć lat? - W dupie, proszę pana.