Rozdział 4 - 2:22

582 11 0
                                    

Nie często, ale jednak miałam czasami lekkie sny przez które mogło mnie obudzić cokolwiek. Głowa mnie bolała z niewyspania. Spojrzałam na zegarek stojący na komodzie i ledwo co dostrzegłam godzinę drugą dwadzieścia dwa. No to sobie pospałam, pomyślałam.

- Zaczyna sobie przypominać – usłyszałam głos za drzwiami

- To, że wie, że masz alergie na maliny nie oznacza, że zaczyna sobie przypominać! - krzyknął tym razem damski głos szeptem

Nie ładnie było podsłuchiwać, ale to przez nich się obudziłam. Uznałam, że ludzie chyba mieli jakiś życiowy cel, aby budzić mnie o różnych godzinach. Więc najciszej jak potrafiłam podeszłam do drzwi prowadzących na korytarz.

- Powinnaś jej powiedzieć... - zaczął wcześniejszy głos, który już po lekkim oprzytomnieniu rozpoznałam. To był głos Lukasa, ale co on tu robił o tej godzinie?

- Ona niczego nie pamięta, a wy tylko utrudniacie jej...

- Utrudniamy?!

- Ciszej, Jack!

- Mam dość tych podchodów. Jak jej nie powiesz to sam to zrobię!

Utrudniają? Jej? Kłócili się o mnie? Nie to nie możliwe, przecież my się nawet dobrze nie znaliśmy. Na pewno chodziło o coś związanego z pracą cioci lub coś takiego. Jednak stać mi tutaj nikt nie zabroni, prawda? Agnes i tak rzadko zwierzała mi się z takich tematów. Powtarzała zawsze, że obowiązuje ją etyka zawodowa.

- Przemów mu do rozsądku, Luke - dobiegł do mnie znów głos Agnes

- Sorry, ciocia, ale nie tym razem.

Ciocia? Przecież to niemożliwe. Agnes nie miała innych siostrzeńców ani bratanków. Więc o jaką ,,ją" Jacksonowi chodziło?

Nie twój biznes, krzyczały wyrzuty sumienia w mojej głowie. Jednak może... Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale uchyliłam po cichu drzwi, przynajmniej tak mi się wydawało, do czasu, gdy ciężar mojego ciała nie przeszedł na nieszczęsną deskę w podłodze, która zaskrzypiała. Miałam nadzieje, że nikt tego nie usłyszał szczególnie, że starszy z braci coraz bardziej podnosił głos.

- To tylko jeszcze rok...

- Nie to nie tylko rok! To jest aż rok! To jest kolejny rok! - zaczął już naprawdę krzyczeć Jackson, a w jego głosie można było dosłyszeć... rozpacz?

- Ciszej! Zaraz ją obudzisz...

- Już to zrobił – skorygował Luke

Do jasnej anielki. Nie mógł siedzieć cicho? Cała trójka teraz patrzyła w szparę w której stałam. Świetnie, to mi się dostanie po uszach. Nie miałam już sensu stać w tych drzwiach.

- Emma, powinnaś spać. Niczego cię nie nauczyłam? Nie ładnie podsłuchiwać... - obróciła się nagle Agnes starając się opanować sytuacje

- Dlaczego musisz czekać jeszcze rok? - spytałam i spojrzałam na stojącego przy drzwiach balkonowych Jacksona

- Emma!

- Jesteś... - zaczął Jack

- Dość tego!

- To jednak o mnie rozmawialiście? - spojrzałam na cała trójkę jednak następne pytanie skierowałam do najmniej lubiącej moje pytania osoby – Co oni mi utrudniają? Przecież ja ich dopiero poznałam...

- Słyszycie?! Nie pamięta! - krzyknęła z dziwną radością ciotka

- Czego nie pamiętam? - drążyłam temat

To było gorsze niż koszmar. Agnes była na skraju załamania w jej oczach można było zobaczyć każdą emocję, która nią targała.

- Nie powinnaś tego odwlekać... - zaczął wciąż opanowany Luke, który siedział w fotelu jakby nigdy nic i spoglądał kontem oka na mnie jednak głównie mówił teraz do cioci – Nie możesz tego trzymać tylko dla nas i jej o niczym nie mówić. Czas wrócić do przeszłości. Ona też ma prawo zaleczyć rany o których nie wie. Zasługuje na prawdę.

- Jeszcze rok, proszę...

- Czy ktoś może mi wyjaśnić co tu się dzieje? - zaczęłam tracić cierpliwość – Jaki rok? I co ja ma z wami wspólnego? Czy ktoś mi może wyjaśnić to posiedzenie o drugiej w nocy?

- Powiesz jej czy ja mam to zrobić? - zapytał łagodniej Jackson

- Powiedzieć o czym?! - spytałam już totalnie wybudzona ze snu - O czym powinnaś mi powiedzieć?

- Jesteśmy twoją rodziną. Jesteśmy twoimi braćmi - powiedział po chwili Lukas

Powiedział to tak jakby to była wiadomość typu jutro będzie padać deszcz. To nie była wiadomość tego typu, to było typu jutro będzie padać śnieg, a mamy środek lata! To nie mogła być prawda, nie mogła i już. Moją rodziną była Agnes, Blair, Scott, ich dziadek Steve i wujek Ryan z ciocią Aurorą, kiedyś miałam jeszcze mamę i wujka Jasona, czyli tatę Blair, ale to było kiedyś. Wychowywałam się sama, byłam jedynaczką. To Blair była moją jedyną siostrą jak i Scott bratem, mimo że byli moimi kuzynami, dla mnie stanowili rodzeństwo. Więc to był czysty absurd. Dwójka mężczyzn stojących w salonie nie mogła być moim rodzeństwem.

- Bardzo zabawne – ominęłam jego wypowiedź – A teraz na serio, o co tu chodzi?

- Emma... - znów próbował zacząć Jack jednak kolejny raz przerwała mu Agnes

- Dobrze, powiem – podniosła wzrok na mnie. Łzy. Coś co było nie spotykane zobaczyłam w oczach mojej opiekunki – Opowiem ci całą prawdę.

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz