Rozdział 21 - Cukierek...

316 5 2
                                    

Huśtałam się na jednej z porozwieszanych huśtawek na placu zabaw. Nie było tutaj żadnych dzieci, mimo że pogoda sprzyjała, a niedaleko było przedszkole. Było mi tak miło i ciepło dzięki ogrzewającemu słońcu, że nawet nie usłyszałam jak na pobliskiej huśtawce przysiadła kobieta.

- Całkiem przyjemnie, prawda? - Powiedziała nieznajoma.

- Tak, cicho i spokojnie – uśmiechnęłam się.

- Szkoda, że tak nie będzie przez cały czas. - Rozejrzałam się i dostrzegłam za drzewami nadchodzące chmury deszczowe. – Powinnaś mieć przy sobie parasol. Nigdy nie wiadomo co człowiekowi może się przydać. Weź mój – zaproponowała.

- Nie, dziękuje. Poradzę sobie.

- Wiem o tym, Emma. - Poczułam jakby mówiła to z uśmiechem, jednak jej włosy zasłaniały jej twarz. - Jednak pomoc zawsze może ci się przydać. Pamiętaj, że po każdej burzy zawsze wychodzi słońce. - Powiedziała i było to ostatnie co usłyszałam zanim się obudziłam.

Dni przeleciały mi jak przez palce. I nawet nie odczułam jak szybko minął czas, który głównie spędziłam na czytaniu podręczników i wykonywaniu zadań. Po spędzonym nużącym piątku w szkole wreszcie mogłam wsiąść na następny dzień do samolotu do Princeton.

- Will cię odbierze – powiedział niezbyt szczęśliwy Luke przez zestaw głośno mówiący.

- Czemu nie wy? – Nie miałam nic do Willa, ale.....

- Em, tak będzie lepiej. - Kontynuował mało przekonany Lukas.

- Jesteście okropni - powiedziałam lekko naburmuszona. Za to Agnes poszerzyła uśmiech.

- Też cię kochamy - parsknął Jackson.

- Pff, ja was też. - Uśmiechnęłam się mimo wszystko. Pożegnaliśmy się i zakończyłam rozmowę. - Czemu wciąż się tak uśmiechasz? - Spytałam Agnes.

- Bo zawsze rozmawiając z nimi wydajesz się szczęśliwa. Nie ważne o czym rozmawiacie. Po prostu cieszy mnie twoje szczęście.

- Ale wciąż nie jesteś przekonana do mojego wyjazdu – stwierdziłam. Na każdą wizytę się teoretycznie godziła, ale wiedziałam, że nie jest w stu procentach pewna swojej decyzji.

- Czułam się bezpieczniejsza, gdy leciałaś do Chicago. - Odpowiedziała wymijająco.

- Z chłopakami jestem bezpieczna. - Zawsze się tak przynajmniej czułam. - Nic mi się nie stanie.

- Chicago jest dalej niż Princeton. - Oczywiście chodziło jej o odległość od Nowego Jorku, a nie od niej. Po dojechaniu na lotnisko, pożegnałyśmy się przed kontrolą bezpieczeństwa. - Mam po prostu złe przeczucie. - Dodała przytulając mnie.

- Nic mi się nie stanie – Powiedziałam po raz kolejny.

- Nic ci się nie stanie – powtórzyła po mnie jakby dzięki temu miała w to uwierzyć. Pocałowała mnie w czoło. - Leć i baw się dobrze.


- Chłopaki musieli zostać jeszcze na zajęciach, a Jackson miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia – tłumaczył mi otwierając drzwi. Dom był już udekorowany na dzisiejsze Halloween, a na komodzie obok drzwi stała miska cukierków.

- Jak to w ogóle się stało, że mieszkacie wszyscy razem? - spytałam ciekawa podążając za nim. Rozumiałam, dlaczego Scott i Luke mieszkają razem, ale byłam ciekawa jak to się stało, że mieszkają we czwórkę. Weszliśmy do kuchni i automatycznie zaczęłam przygotowywać dla nas herbatę. Will w tym czasie zaczął wyciągać różne rzeczy z półek.

- Scott z Hunterem poznali się na pierwszym roku studiów, a ja poznałem Lukasa na treningu. Ja z Hunterem na początku studiów mieszkaliśmy w akademikach, ale po różnych... - przerwał na chwile jakby ugryzł się w język – historiach chłopaki zaproponowali, że skoro i tak więcej czasu spędzamy u nich w domu, to czemu mielibyśmy nie zamieszkać razem. I tak już mieszkamy ze sobą prawie kolejny rok. - Kontynuował wyciągając produkty z lodówki. – Przygotuje już farsz do tortill i...

- Pomóc ci? - spytałam od razu na co spojrzał na mnie jakbym oszalała. Wlałam zagotowaną wodę do kubków i poszłam umyć ręce. Szukałam wzrokiem jakiegoś fartucha, ale domyśliłam się, że prawdopodobnie nie ma go w tym domu.

- Chyba zwariowałaś

- To chyba ty zwariowałeś myśląc, że będę tylko stać i patrzeć

- Siedzieć

- Co?

- Myślałem, że usiądziesz – próbował ukryć uśmiech. Rozległ się dzwonek do drzwi. - To pewno chłopaki – Już zamierzał wyjść z kuchni, jednak minęłam go szybko w korytarzu.

- Otworzę! - Krzyknęłam podbiegając w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam, więc szybko drzwi na oścież nie przyglądając się nawet człowiekowi po drugiej stronie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że był to mężczyzna. Ale nie był to żaden z chłopaków, jednak był strasznie podobny do...

- Witaj, córeczko.

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz