Rozdział 19 - Sny

334 4 0
                                    

Stałam w przy drzwiach balkonowych w pokoju, który prawdopodobnie był salonem. Obserwowałam trójkę dzieci, które wspólnie leżeli na rozłożonej kanapie. Leżał na niej spokojnie chłopiec, do którego wtulała się dziewczynka za każdym razem, gdy drugi z chłopców ją łaskotał. Ich miejsce spania wyglądało bardzo prowizorycznie, tak jakby sami je przygotowali.
- Co wy tu robicie? - Spytała kobieta, która weszła do pokoju. - Dlaczego nie jesteście we własnych łóżkach?
- Zrobiliśmy biwak! - Krzyknęła dziewczynka.
- Nie możecie spać na kanapie, Precious.
- Ale prosimy, tylko dziś – Powiedział ten mniej spokojny chłopiec.
- Dzieci...
- Ten jeden raz – Kontynuował ten spokojniejszy
I teraz przed kobietą siedziała trójka dzieci z minami słynnego kotka.
- No dobrze – Zgodziła się, na co dzieci się ucieszyły – Ale tylko dziś!
- Poczytasz nam bajkę? - Spytała dziewczynka.
- Chłopcy są za duzi na czytanie bajek, Kochanie. Jeśli ich poprosisz, to mogą ci jakąś opowiedzieć.
- Bitwa na poduszki! - Rzucił ten mniej grzeczny z chłopców i już podniósł swoją poduszkę. Co kobieta szybko zauważyła i od razu zaprotestowała.
- O nie. Zmieniłam zdanie. Albo idziecie spać albo każdy idzie do swojego pokoju – Zastrzegła.
- Idziemy spać – Odparł zrezygnowanie łobuz. Położył swoją poduszkę pod głowę i przykrył się kołdrą.
- Tak właśnie myślałam. - Pocałowała każde z dzieci w czoło i przygasiła światło w salonie - Dobranoc. Kocham was jak stąd na księżyc i z powrotem. - Wyszła i przymknęła drzwi
-Jak na księżyc i z powrotem – powiedział łobuz, który już zasypiał.
- Co to znaczy? - Spytała ziewając dziewczynka.
- To znaczy bardzo, bardzo mocno – odpowiedział ten drugi, który jeszcze nie spał.
- A ty mnie kochasz bardzo mocno? - Spytała chłopca, ziewając po raz kolejny.
- Tak, jak na księżyc i z powrotem – przykrył ją szczelniej – A teraz już śpij.




Spędzenie weekendu w tym domu, a raczej w tym mieście, było problematyczne z powodu tego co powiedzieli mi bracia. Ojciec często latał w interesach do Chicago, a do tego często odwiedzał grób żony. Chłopcy twierdzili, że może odwiedzić cmentarz nawet bez wcześniejszego planowania, od którego był uzależniony.
Rano po zjedzonym śniadaniu pojechaliśmy w miejsce docelowe od początku planowanego weekendu. Znajdowaliśmy się niecałe 20 minut pod Chicago. Okolica była spokojna, a wokół nas rosło mnóstwo drzew. Przez środek prowadziła droga jednak do poszczególnych pomników trzeba było iść przez trawę. Szłam nie czytając mijanych napisów. Bardziej się rozglądałam po otoczeniu. Szlam z chłopakami za ręce niczym mała dziewczynka, która uczy się chodzić.
- To tu - Nagle stanęłam i spojrzałam poniżej na pomnik.
Anna E. Whitlock
1977-2011
Kochająca siostra, żona i mama

Na nagrobkach obok wyryte były też dane dziadków, pradziadków i wujka Jasona. Został pochowany tu, natomiast Elise w swoim rodzinnym mieście. Ciocia nie zabierała mnie na jakikolwiek cmentarz. Twierdziła też, za każdym razem, gdy prosiłam ją o zobaczenie grobu rodziców, że wywoła to u mnie niepotrzebny smutek, skoro oni już nie żyli. Co jak już wiem, okazało się nie zupełną prawdą. Ciocia nie zabrała mnie nawet na pogrzeb wujka. Pamiętam jak twierdziła, że jestem za mała, aby jechać na pogrzeb, mimo że było to tylko kilka lat temu. Pozwoliła mi dopiero na pójście na pogrzeb Elise kilka miesięcy temu. Uważałam jednak, że jej pogrzeb był odmienny od każdego innego.

- Mogłam tu leżeć razem z nią – wyszeptałam, jednak wokół panująca cisza pozwoliła usłyszeć moje słowa chłopakom.
- Nawet tak nie myśl – powiedział stanowczo Jack
- Wiedziałem, że to był zły pomysł! - powiedział Luke
- Niby od kiedy?!
Podeszłam bliżej dotykając wytłoczonego tekstu jakby to dzięki nie mu miała wrócić do mnie cała pamięć o mamie.
- Dlaczego nie mogę pamiętać? Chcę sobie przypomnieć, ale...
- Wszystko w swoim czasie – spokojnie powtarzał jak mantrę Luke
- Nie wiem co powinniśmy jeszcze zrobić. Nie często odwiedzam cmentarze.
- Jeśli chcesz możemy już wrócić do domu – Zaproponował Jack, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Thomas się zgodził bez problemu, aby ją tu pochować? Nie chciał jej pochować bliżej Nowego Jorku? – spytałam dopiero w samochodzie. Chłopaki parsknęli śmiechem. - No co?
- Oczywiście, że chciał. Jest uparty, zresztą jak cała nasza trójka.
- Nie jestem uparta. - Odparłam na co jeszcze bardziej się roześmiali.
- Bardzo chciał ją pochować na własnych warunkach, ale nie mógł tego zrobić. Mama wyraźnie zapisała czego oczekuje po swojej śmierci.
- Naprawdę? - Zdziwiłam się. Była młoda, miała trójkę dzieci i myślała o tym, co będzie po śmierci? Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.
Nieznany numer: Tęsknisz za mamusią? Możesz trafić gdzie ona. I.
Gdy weszliśmy już do domu, pokazałam im wiadomość.
- Emma... - zaczął Luke, ale mu przerwałam.
- Idę się przejść. Zajmiecie się tym? - spytałam, ale nie potrzebowałam czekać na odpowiedź. Wiedziałam, że to zrobią. Zawołałam Berkleya i poszłam razem z nim do ogrodu.

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz