Rozdział 29 - Oskarżenia

230 2 0
                                    

Po odebraniu mnie ze szkoły przez Agnes, od razu pojechałyśmy na mediacje. Całe spotkanie miało odbyć się w kancelarii na obrzeżach miasta. Przed wejściem do budynku czekał na nas już Pan Kendrick, który zapoznał nas z mediatorem. Pan Cardillo był starszym spokojnym sędzią na emeryturze, a cała kancelaria należała do jego syna, którego z resztą nam przedstawił. Sala konferencyjna, do której nas zaprowadził, znajdowała się na pierwszym piętrze, jednak można było bez problemu z niej wyjść na niewielki taras. Zanim weszliśmy do pomieszczenia, prawnik Agnes przypomniał mi, że mediator został zapoznany z naszymi żądaniami, jak i żądaniami ojca, więc dziś przyszliśmy już tylko negocjować nasze warunki. Nie rozumiałam tylko co mamy negocjować, skoro Agnes chciała wyłączną opiekę nade mną tak samo jak ojciec. Ponad to, Agnes chciała, żeby Thomas zostawił nas w spokoju. Doskonale wiedziała, że tego nie zrobi. Gdyby nie, chęć uniknięcia procesu sądowego, to nie rozumiałabym, po co tu jesteśmy. Oni nie chcieli dojść do ugody, a ja zresztą sama nie wiedziałam, czego chciałam.

Naprzeciwko dużego stołu siedział Thomas i jego prawnik. Każdy z nich, zresztą tak samo jak mediator, Agnes czy Pan Kendrick, byli elegancko ubrani. Tylko ja siedziałam ubrana w zwykłe jeansy i sweter z włosami związanymi w kucyk.

Przez dobre dziesięć minut po tym, gdy Pan Cardillo oddał głos prawnikowi ojca, ten tłumaczył patrząc na mnie, jak ważna jest relacja rodzica z dzieckiem, którą niby Agnes mi odebrała i uniemożliwiła przez te wszystkie lata. Jak to niby dzięki ojcu będę miała większe możliwości rozwoju. Kiedy skończył wymieniać te zalety, zaczął wymieniać jak źle Agnes musiała się mną opiekować, skoro kilka razy przebywałam w szpitalu. Wymienił na przykład moją złamaną rękę. Złamałam ją na początku podstawówki, kiedy nauczycielki zabierały nas jeszcze na plac zabaw. Drążył gdzie to niby była Agnes, kiedy dzwoniono do niej poinformować ją o tej sprawie. Byłam ciekawa skąd brał te wszystkie dokładne informacje, skoro sam wypadek wydarzył się kilkanaście lat temu. Wytłumaczył oczywiście po tych swoich ciągłych pytaniach, że była na dyżurze zajęta tak bardzo, podkreślił, że aż nie mogła odebrać telefonu ze szkoły.

Oczywiście na każde z tych zastrzeżeń względem jej opieki odzywał się nasz prawnik, tłumacząc i argumentując zaistniałe sytuacje. Ja natomiast już ledwo mogłam usiedzieć na miejscu, słuchając tych bzdur.

- Podsumowując – kontynuował Pan Allen, prawnik mojego ojca - razem z moim klientem domagamy się o przyznanie pełnych praw rodzicielskich do jego córki oraz polubowne zrzeczenie się ich przez Panią Clevewell dla dobra...

- Nie jestem twoją córką! - Z emocji aż wstałam i wykrzyczałam co mi ciążyło na sercu. - Te wyniki nic nie znaczą! - Wspomniałam o wynikach badań DNA, które już zostały dołączone do dokumentów. - To ty nie chciałeś żebym się urodziła! I teraz nagle chcesz mojego dobra i bycia moim ojcem?! O kilkanaście lat za późno!

- Proszę o spokój - przerwał mi mediator.

- Emma... - odparł do mnie Thomas z drugiego końca sali.

- To nie był wypadek! - Wciąż do niego krzyczałam.

- Ty chyba nie myślisz... - pokręcił z niedowierzaniem głową. – Nigdy nie skrzywdziłbym własnej żony!

- Ale to zrobiłeś. Skrzywdziłeś ją najbardziej wtedy, kiedy kazałeś jej usunąć wasze dziecko. To ty kazałeś usunąć jej wtedy tę ciąże! Więc nie zgrywaj teraz przejmującego się ojczulka, bo nim nie jesteś!

- Panno Clevewell! - Kolejny raz zwrócił mi uwagę Pan Cardillo.

- Dokładnie. Z jakiegoś powodu nosze to, a nie inne nazwisko. Jestem Clevewell i nigdy nie będę Whitlock – powiedziałam stanowczo, jednak już usiadłam głębiej na fotelu, próbując się uspokoić.

- Przepraszam za Emmę – zaczął łagodzić sytuacje prawnik Agnes.

- Proszę Państwa, zróbmy na razie piętnastominutową przerwę – powiedział po chwili mediator. – Chyba wszystkim jest potrzebna chwila przerwy na ochłonięcie.  

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz