Rozdział 14 - Suche fakty

410 6 0
                                    

- Emma, obudź się

- Hm, co? - powiedziałam zaspana

- Masz lot za dwie godziny – wytłumaczyła Agnes

- Jest jeszcze ciemno – mruknęłam na co ciotka oświeciła światło w całym pokoju

- Już nie - przykryłam głowę drugą poduszką, która przynajmniej oddzielała mnie od światła - Mam zadzwonić do chłopaków i powiedzieć im, że jest jeszcze ciemno, więc nie chcesz wstać? - dobiegło do mnie pytanie zza poduszki

- To ty jesteś za mnie odpowiedzialna, a chcesz dzwonić do nich się poskarżyć. - wygramoliłam się powoli z łóżka przyzwyczajając się do światła - Kolejny raz przez nich się nie wysypiam.

- Prześpisz się w samolocie – powiedziała choć dobrze wiedziała, że jeszcze nigdy w nim nie zasnęłam. Nie zasnęłam w żadnym środku transportu. – No już pośpiesz się i tak masz już mało czasu

Po aferze z ochroniarzami, a raczej jej braku minęły ponad dwa tygodnie. Nie za bardzo Lukas chciał rozmawiać i tłumaczyć mi kolejną sprawę, którą jak sam powiedział ,,wytłumaczy ci Jack". Dziś miałam spotkać się z braćmi, a Scott ma mnie zabrać z lotniska i zawieźć mnie do ich wspólnego domu. Byłam zirytowana jak bardzo muszą utrzymywać mnie w sekrecie. Nie chciałam poznawać ojca, może nie tyle nie chciałam go poznawać co nie chciałam trafić do internatu jak chłopaki.

Mogłam lecieć do nich już wczoraj, ale musiałabym zwolnić się z paru lekcji na co Agnes definitywnie się nie zgodziła. Postawiła więc sprawę jasno albo polecę dziś rano albo nie polecę w ogóle. Oczywiście nie miałam większego wyboru jak zgodzić się na drugą opcje. Zanim Agnes się ze mną pożegnała na lotnisku, powiedziała coś o czym głównie myślałam przez cały lot.

- Nie powiedziałam ci jeszcze jednego. Musisz wiedzieć, że mimo wszystko chłopaki w tym wypadku nie stracili tylko Anny – powiedziała – Stracili też ciebie, ale i siebie nawzajem.

Mimo że miałam mnóstwo czasu na ułożenie części myśli i znowu zaczęłam się stresować kolejną wizytą z braćmi to na dodatek ciocia dolała oliwy do ognia. Tłumaczyłam sobie, że to normalna wizyta na wschodnim wybrzeżu u Blair i Scotta. Lot miał trwać około sześciu godzin, a z chłopakami miałam spędzić równe dwadzieścia cztery godziny jeśli cały plan, który przekazał mi Scott wypali. Tak o to znalazłam się na drugim krańcu kraju czekając na mojego nowego "szofera"

- Jak ci minął lot? - wystraszył mnie zza pleców

- Jezu, Scott nie strasz mnie – uderzyłam go w ramie na co skrzywił się udając, że go zabolało i przyciągnęłam go przytulić

- A co masz coś na sumieniu? - zaśmiał się nad moją głową

- Tak. Ojca, który się nie może o mnie dowiedzieć – szepnęłam w jego bluzę

Droga do domu chłopaków z lotniska nie trwała długo. Scott opowiadał w międzyczasie co zmieniło się u niego i Blair odkąd wyjechali oraz zaczął mówić coś o jakimś facecie, który zaczął się kręcić przy Be. Średnio mogłam się jednak skupić na tym co mówił, ponieważ przez cały ten czas zastanawiałam się jak to będzie, spotkać się z braćmi po raz kolejny. Tym razem mieliśmy spotkać się na ich gruncie i to na calusieńki weekend.

Zaparkowaliśmy przed dużym domem obok, którego były dwa puste miejsca parkingowe, a na pozostałych stały samochody. Scott poinformował mnie, że ich dom znajduję się dziesięć minut od uniwersytetu i niecałe pięć od mieszkania Blair. Weszliśmy przez drzwi do holu z którego od razu można przejść do dużego salonu. Wzdłuż korytarza ciągły się schody prowadzące na piętro, a na końcu przedpokoju zobaczyłam otwarte drzwi prowadzące do kuchni. Jak na fakt, że mieszkała tu czwórka facetów było czysto. Uwagę jednak moją przykuła cisza. Gdyby nie odgłosy butów Scotta pomyślałabym, że jestem tutaj sama. 

- Widzę, że przywiozłeś moją siostrę do domu – przywitał się ze Scottem Jackson i podszedł do mnie powoli jakby się bał mnie spłoszyć – Tęskniłem

Nie miałam siły na ten moment się z nim kłócić. Wtuliłam się w niego, a raczej wczepiłam się jak spragniony przytulania miś – Ja też

- Luke przyjedzie zresztą później, a tymczasem zanim zaczniesz zadawać swoje pytania, mam coś dla ciebie – wyswobodził się z uścisku Jack i zaprowadził mnie do pokoju, do którego drzwi wcześniej nie zauważyłam. Znaleźliśmy się w prawdopodobnym pokoju gościnnym, którym było też biurko i kilka regałów – Mieszkam tu czasami odkąd Luke zajął mój pokój - podał mi grubą teczkę – Oczywiście zawartość wraca do mnie.

W tej teczce było mnóstwo informacji o posiadłości, bo tak często określano budynek w dokumentach. Począwszy od jej planów, etapów budowlanych, aż po ostatnie remonty. To samo było z właścicielami. Były w niej stare akta własności pradziadków, jak i najświeższe akta potwierdzające nowych właścicieli. Niektóre dokumenty miały ponad sto lat. Było w niej chyba wszystko na temat Izabelli.

- Izabella – powiedziałam i dotknęłam palcami jednej ze starszych fotografii załączonej do teczki – Bardzo ciekawe informacje – zaczęłam na co brat kiwnął głową – ale nie zawierają niczego co mogłoby mi przywrócić pamięć. Chciałam historii w postaci wydarzeń jakie miały tam miejsce, a nie suchych faktów, które mogę przestudiować na odległość.

- Zacznijmy więc przesłuchanie. - uśmiechnął się zakładając ręce.

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz