Rozdział 11 - Makaron

471 8 0
                                    

Po mojej rozmowie z Agnes napisałam od razu do Blair z prośbą czy może rano do nas przyjechać. W trzech punktach streściłam jej w SMS-ie, dlaczego sprawa jest aż tak pilna, a następną wiadomością jaką od niej dostałam było zdjęcie zrzutu ekranu z ponastawianych budzików na następny dzień. Agnes miała poranną zmianę, a potem miała umówione spotkanie ze swoją przyjaciółką Kiarą. Tak więc miałyśmy cały dom dla siebie, jednak i tak siedziałyśmy w moim pokoju. Ostatnie dni i sytuacje spędzone w salonie mnie przerastały, nie chciałam w nim jak na razie przebywać, a już tym bardziej rozmawiać i przypominać tam sobie o zeszłych wydarzeniach.

- I to się wydarzyło wciągu jednego tygodnia? - dopytała wciąż nie dowierzając

- Ta – powiedziałam oparta o zagłówek własnego łóżka

Czułam się trochę jak na sesji u psychologa. Ja leżałam wygodnie byle byłabym wstanie mówić, tymczasem Bee siedziała w fotelu z taką postawą, którą zachowują lekarze. Jednak jej mina sprowadzała mnie na ziemie i dzięki temu wiedziałam, że to nie kolejna sesja, a rozmowa ze starszą siostrą.

- I mówisz mi o tym dopiero teraz?

- Mhm – odpowiedziałam niemrawo

- Zamierzasz mnie porzucić? - spytała po chwili

- Co?! Nie! Mam tylko jedną siostrę i nie zamierzam się jej nigdzie pozbywać – zapewniłam patrząc na nią jakby spadła z księżyca

Znałyśmy się z Blair od dziecka i to akurat pamiętałam. To z nią śmiałam się godzinami, z nią plotkowałam, z nią wylewałam morze łez, z nią mogłam robić wszystko. Była moją kuzynką i to jeszcze według niektórych bardzo daleką, ale dla mnie była siostrą, której nigdy nie miałam. Więc pojawienie się dwójki braci o których mało wiedziałam, a jeszcze mniej pamiętałam nie zmieni tego kim dla mnie jest.

Poniekąd jednak rozumiałam dlaczego miała wątpliwości, po śmierci swojego taty bardzo się załamała. Przechodziła żałobę po nim w różnoraki sposób i przez pewien czas uważała, że ją porzucił. Jej matka na dodatek to wykorzystywała i zamiast jej wytłumaczyć co się wydarzyło, ta jej wmawiała, że nie była wystarczająco dobra i dlatego Jason umarł. Co dla jasności nie było powodem jego śmierci. Wprowadzała ją w poczucie winny, oczekiwała perfekcji, aż do pewnego dnia, kiedy organizm Blair już nie wytrzymał i musiała trafić do szpitala. Od tego momentu Blair musiała tolerować jeszcze większe oczekiwania Elise. Jednak od kiedy jej matka zmarła zaczęła chodzić na terapię, która między innymi miała odbudować jej pewność siebie.

- Czy będę miała dwóch, trzech, pięciu czy nawet dziesięciu braci nie zmieni tego, że jesteś moją siostrą, więc przestań w tej chwili wszystko analizować – chwyciłam poduszkę i rzuciłam w jej kierunku uderzając ją lekko w głowę – A co? Chcesz się mnie pozbyć?

- Takiego trutnia? Pff, nigdy w życiu – skomentowała i odrzuciła mi poduszkę – Więc co teraz?

- Teraz możemy zamówić pizze i obejrzeć następny odcinek...

- Po pierwsze – przerwała mi – nie zamówimy kolejnej pizzy. Nie uważasz, że jadasz ich ostatnio za dużo?

- Włosi jakoś mogą jeść ją codziennie, a jak ja chcę...

- A ty nie jesteś Włoszką i nawet nie jesteś we Włoszech. Skoro tak bardzo chcesz zjeść włoskie danie to zrobimy makaron.

- Ale...

- Tak, m y zrobimy. Po drugie – wróciła do swojej wyliczanki – doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło.

- Cóż... wniosek jest jeden, musisz bardziej precyzować pytania – wstałam i wyszłam z pokoju wiedząc, że i tak zaraz za mną pójdzie. Weszłam do kuchni i zaczęłam szukać odpowiedniego garnka na ten jej makaron. Na samą myśl o tym chciałam przewrócić oczami.

- Bardzo dojrzale – otworzyła inną szafkę i wyjęła z niej makaron – Więc co będzie dalej z relacją z twoimi braćmi? - otworzyła lodówkę i wyjęła kolejne składniki

- Gdy mnie przywieźli po tej wycieczce zapewnili, że się odezwą, ale odkąd wróciłam nie miałam z nimi kontaktu. Nawet nie mam ich numeru – tym razem już przewróciłam oczami. – A wy ze Scottem naprawdę nic o nich nie wiedzieliście? - Uznałam, że im więcej punktów widzeń będę znała tym będę miała lepszy obraz sytuacji.

- Byłam nie wiele starsza od ciebie, kiedy... no wiesz. Wiedziałam od zawsze o ich istnieniu i o tym, że są synami Anny, ale nie utrzymywaliśmy ze sobą jakiegoś stałego kontaktu. Wysyłaliśmy sobie nawzajem życzenia na święta czy urodziny, ale nie widywałam się z nimi za często – kontynuowała podczas gotowania. - Chyba przez bajkę Agnes nigdy nie łączyłam tej historii w całość. Nie pamiętam wielu spotkań z twoją mamą, a już szczególnie z nią i z tobą w tym samym czasie. Przeważnie widywałyśmy się kiedy jej nie było. Po wypadku mówiłaś, że twoja mama zginęła gdy byłaś niemowlakiem, więc to nie zgadzało się z wizją żyjącej Anny, kiedy miałaś pięć lat. Ale też zawsze powtarzałaś, że twoja mama miała na imię Annie, ale to sekret, więc nawet nie powiedziałyśmy o tym Scottowi. Nigdy też nic nie wspominałaś o Jacksonie lub Lukasie - Od razu zadźwięczały mi w głowie słowa ze wspomnienia. To nasz sekret, nikt się nie może o tym dowiedzieć, zapamiętasz? - A z nimi nie spędzałam tyle czasu co z tobą, więc zbytnio mnie to nie interesowało – i znów zrobiła minę mówiącą: ,,włączyłam tryb analizowania". Gdy była dzieckiem Blair pewno to nie interesowało, ale potem nawet nie miała by czasu, żeby ją to choć zaciekawiło. - A co z Scott wiedział na ich temat to wie tylko on. Może poznał ich dopiero na studiach, albo pamiętał ich i musiał kłamać tak jak reszta... Nie mam zielonego pojęcia. Mi nic na ich temat nie mówił.

- Chyba każdy każdemu opowiadał inną ściemę – rzuciłam po czym Bee oderwała wzrok od garnka z gotującym się makaronem i ścisnęła mi lekko rękę nad wyspą kuchenną.

- Dowiesz się prawdy. Zresztą nie długo zaczynają się studia, a wiesz kto jeszcze studiuje w Princeton? - Luke. - Nie myśl sobie, że przetrwam ten rok bez ciebie. Będziesz moim częstym gościem.

- Ale ty wiesz, że bilety lotnicze nie rosną na drzewie?

- Patrzcie ją, nagle taka mądra się zrobiła... Mój makaron! - przykręciła szybko kipiącą wodę z makaronem – Jeszcze da się to ocalić...

- Taaa, ostatnio Jackson załatwił mi śniadanie, ty dzisiaj obiad, kto będzie następny? - skończyłam pytanie zrezygnowana, ale od razu rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Skoczyłam na równe nogi z krzesła i zaczęłam iść w stronę drzwi – Może ktoś mnie usłyszał i zamówił pizze - zażartowałam

- Tak dobrze to nie ma – powiedziała Blair i minęła mnie w ostatnim momencie. Otworzyła drzwi tak, że nie mogłam dostrzec kto stoi po drugiej stronie. - Kogo moje oczy widzą...

- Blair?

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz