Rozdział 38 - Frytki

170 5 0
                                    

Przez resztę drogi już nikt nie zapytał o ten wypadek. Po wejściu do mieszkania zajęliśmy się przygotowaniem hot dogów. Chłopaki powiedzieli, że nie jedli nic podczas lotu. Potwierdzeniem tego był fakt, że zjedli naprawdę dużo przygotowanego przez nas jedzenia. Mimo że nie widzieliśmy się od kilku dni, byliśmy zbyt zmęczeni, oni podróżą, a ja całym dniem jak i na dobrą sprawę całym tygodniem, by siedzieć do późna razem w salonie. Zebraliśmy się przed północą i każdy poszedł do swojego pokoju.

Następnego dnia po zjedzeniu śniadania i ogarnięciu się, udaliśmy się do miasteczka sąsiadującego z Monterey. Ojciec zostawił samochód niedaleko starej latarni morskiej. Wokół niej znajdowało się pole golfowe, a w środku, za nie wielką opłatą, mogliśmy zwiedzić muzeum, które również tam funkcjonuje. Budynek nie był zbyt duży, ale do dziś działał mimo że został wybudowany tak dawno temu.

Po szybkim zwiedzeniu wnętrza, poszliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża. Droga jak i krajobraz mimo niedalekiego położenia od San Francisco różniła się w jakimś stopniu. Tak tu jak i tam, plaża była kamienista, jednak w San Francisco ścieżka prowadziła po lekko górzystych ternach, gdzie ciągle musieliśmy wchodzi czy schodzić po schodach. Tu tak nie było, droga była głównie prosta i bardzo krótka w porównaniu do poprzednio wybranej tydzień temu. Widoki natomiast były nieporównywalne. Nie ze względy na to, że te były lepsze od tych niedaleko domu, tylko, dlatego, że nie dało się ich porównać. Udało nam się trafić na wysokie fale, dzięki, którym widoki były fantastyczne. Niestety przez to nie mogliśmy popłynąć w rejs, aby zobaczyć wieloryby. Następną taką okazję będziemy mieć dopiero na wiosnę, ale jak to powiedział Thomas:

- Nic straconego, przecież zawsze możemy tu podjechać.

Poszliśmy też do oceanarium, gdzie widzieliśmy foki czy pingwiny. Dziś to ja miałam robić za fotografa, choć na dobrą sprawę robiliśmy to wspólnie z Jackiem. Zabrał ze sobą aparat, który nie wyglądał na tani, dlatego też wolałam go nie dotykać. Brat kilka razy mnie zachęcał, abym zrobiła jego urządzeniem zdjęcie. Po namowie zrobiłam kilka zdjęć, jednak wiedziałam, że nie wyjdą tak dobrze jak jego. Wolałam robić nam selfie i zostawić jemu te profesjonalne zdjęcia. Bo dosłownie nimi były. Gdy wróciliśmy do auta, po pobycie w oceanarium, Jackson podał mi swój aparat, żebym obejrzała dzisiejsze zdjęcia. Ubiegłotygodniowe fotografie, które robił Lukas swoim telefonem były ładne, ale te Jacksona były... WOW. To było coś. I nie dlatego, że były wykonywane innym urządzeniem. Miały coś takiego czego nie dało się opisać, to trzeba było poprostu zobaczyć.

Niedaleko przystani poszliśmy do jednej z tamtejszych restauracji na obiad. Każdy z nas wziął prawie to samo. Ja z Jackiem wzięłam smażoną rybę z pieczonymi ziemniakami i surówkami. Za to Lukas z Thomasem wzięli taką samą rybę, ale z frytkami.

- Jak ja bym chciała frytki, to bym usłyszała, że nie mogę, ale Luke już może? - Zwróciłam się do ojca, a następnie do brata. - Też musisz dbać o swoje zdrowie.

- Tak, to prawda, ale ja spalę to w trymiga w porównaniu do ciebie – pstryknął mnie w nos i uśmiechnął się dumny z siebie.

- Też ćwiczę.

- A chcesz mieć wypryski? - Zadał retoryczne pytanie. - No właśnie.

- No dobra, ale ty też nie powinieneś jeść tłustych rzeczy. - Powiedziałam do Thomasa. - Chcesz dostać miażdżycy czy jakieś innej choroby? No właśnie, dlatego najlepiej będzie, jeśli ja się zajmę tymi frytkami. - Już sięgałam po jednego z jego smażonych ziemniaków.

- Emma – spojrzał na mnie trochę srogo. Nie chciałam wychodzić na rozkapryszone dziecko, ale jednak siadłam trochę zła.

- Nie rób takiej miny, Emmy Pea. - Szturchnął mnie lekko łokciem Jax.

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz