Rozdział 7 - Niedaleka podróż

579 12 0
                                    

Ktoś musiał przenieść mnie z salonu, ponieważ przebudziłam się we własnym łóżku. Gdyby nie wysuszone policzki od ciągłego płaczu przypuszczałabym, że cała wczorajsza, a właściwie dzisiejsza sytuacja nie miała miejsca. Gdy dostrzegłam czas na zegarku, było ledwo po jedenastej. Nie miałam ochoty wstać z łóżka, ale gdy zapach z kuchni dotarł do mnie i do mojego żołądka, zmieniłam zdanie. Szybko poszłam do łazienki ogarnąć się po nocy i poszłam do kuchni.

- Ty jełopie, zaraz przypalisz całą moją pracę! - krzyknął Jack, który starał się uratować swoje dzieło na patelni

- Odezwał się ten co pomylił oliwę z olejem – prychnął Lukas i zaczął kroić warzywa

- Dzień dobry – odchrząknęłam – Agnes jest...?

- Wzięła na szybko wolne – powiedział Jackson, który mimo wszystko starał się ratować swój jak przypuszczałam omlet, który obecnie już wyglądał bardziej na zmasakrowaną jajecznice. Jednak nawet ja już wiedziałam, że to nie ma sensu – Poszła na chwilę do sklepu – ostatecznie wyrzucił swoje danie do kosza i zostawił patelnie w spokoju - Napiszę do niej, żeby kupiła więcej pieczywa.

- Już to zrobiłem

- Nie wierzysz w moje zdolności kulinarne? - spytał z lekkim oburzeniem starszy z braci kładąc rękę przy sercu

- Skądże znowu... - próbował ukryć uśmiech Lukas - Po prostu czasami wyprzedzam fakty.

- Też mi coś, jak ty...

- Już się kłócicie?! - zawołała z korytarza Agnes – Zostawić was na pięć minut to gorzej niż psa i kota w jednym pokoju - poszłam jej pomóc z zakupami – Już wstałaś?

- Yhm – wzięłam od niej jedną z toreb i zaniosłam do kuchni, gdzie chłopaki już kończyli przygotowywać większość lunchu. Po zjedzonym posiłku, w czasie którego nawet panowała całkowita cisza, chciałam się odważyć i zaproponować dokończenie rozmowy sprzed kilku godzin jednak osoby zasiadające przy stole miały już własne plany.

- Ustaliliśmy – zaczęła ciotka - oczywiście jeśli będziesz chciała...

No to się ciekawie zaczyna, pomyślałam.

- Chcielibyśmy, żebyś pojechała z nami – wypalił przerywając jej młodszy chłopak podczas, gdy ja na spokojnie piłam wodę i nagle zakrztusiłam się słysząc te ich plany.

- Dziękuje za bezpośredniość, Luke – powiedziała już załamana Agnes – Chłopcy mają pomysł, aby zabrać cię w niedaleką podróż. Pojechalibyście, gdzieś na neutralny grunt i... - nie wiedziała chyba jak określić dalszą część zdania, którą chciała powiedzieć – spędzili trochę czasu sami. Do rozpoczęcia roku szkolnego masz jeszcze niecałe dwa tygodnie, więc ustaliliśmy, że jeśli by ci to odpowiadało możecie jechać na kilka dni. W każdej chwili będziesz mogła chcieć wrócić niezależnie czy minęła godzina czy dzień. Zawsze mogę cię odebrać, o każdej porze dnia i nocy – zapewniała jak za każdym razem, kiedy miałam jechać gdzieś na dłużej bez niej

- Na jak konkretnie długo i gdzie mielibyśmy jechać?

- Myślałam, że trzy dni na początek będą dobrym pomysłem, a gdzie to już pomysł twój i chłopaków.

- Do wczoraj nie miałam biologicznych braci – powiedziałam cicho jednak przy panującym teraz spokoju wszyscy mnie dobrze słyszeli. Jackson zacisnął mocniej szczękę, a Lukas trochę posmutniał. Zmieniłam więc szybko temat – Kiedy mielibyśmy wyjechać?

- Jeśli pojedziemy autem możemy od razu gdy się spakujesz – starał się rozluźnić Jack – Pomyśleliśmy o jeziorze Tahoe, ale jeśli chciałabyś...

- Nie, to dobry pomysł. - Mimo, że wspomniane jezioro leżało jakby się mogło wydawać niedaleko to rzadko kiedy z Agnes jeździłyśmy w takie miejsca. - Jeśli naprawdę chcecie jechać to... zaraz się spakuje. Ale moglibyście opowiedzieć mi na spokojnie całą... prawdę po kolei? - Specjalnie nie użyłam słowa „historia", które już miałam na końcu języka, żeby dać jasno do zrozumienia, że nie chcę wysłuchiwać kolejnych kłamstw, bajek ani niestworzonych historii. - Postaram się już nie dramatyzować – starałam się zapewnić całą trójkę

- Opowiem ci wszystko jak wrócicie, a teraz idź się szykuj. - Już miałam wstać od stołu gdy łagodniejszym głosem dodała – Nie próbuj sobie niczego przypominać na siłę, dobrze?

Skinęłam lekko głową. Poszłam do swojego pokoju wciąż niedowierzająca co się dzieje i zaczęłam pakować najprzydatniejsze rzeczy. Nie wiedziałam ile czasu będę chciała z nimi spędzić, dlatego spakowałam wszystko do średniej torby jaką miałam i po nie całych trzydziestu minutach „gotowa" wyszłam z pokoju.

- Chłopcy czekają już na zewnątrz. Masz wszystko? - spytała na co pokiwałam głową - Naprawdę nie chciałam cię nigdy skrzywdzić tymi kłamstwami i obiecuje, że opowiem ci prawdę. Wiem, że to dla ciebie dużo, ale spróbuj dobrze się bawić. - wyciągnęła do mnie lekko ręce, jakby nie wiedziała czy jestem w stanie ją przytulić.

Okłamała mnie, ale to ona, mimo wciąż nie do końca pamiętnej i rozumianej przeze mnie przeszłości, wychowała mnie i się mną zajęła. To na nią zawsze mogłam liczyć, jak więc mogłam ją odtrącić? Była zawsze moją rodziną, a rodziny się nie odrzuca.

Podeszłam do niej i lekko ją przytuliłam. Pachniała jak zawsze swoimi ulubionymi perfumami i mimo że chłopcy mówili, że wzięła wolne byłam święcie przekonana o jej zmianie planów.

- Nie spóźnij się na dyżur – oparłam głowę na jej szyi uśmiechając się pod nosem

- Skąd...? Jesteś niemożliwa. - odparła i przytuliła mnie trochę mocniej – Uważaj na siebie, dobrze?

- Hej – odsunęłam się od niej i zaczęłam iść w kierunku drzwi – To w końcu ty jesteś za mnie odpowiedzialna, a wysyłasz mnie na kilka dni z chłopakami, którzy ledwo nie zdemolowali nam kuchni w kilkanaście minut  - zaśmiałam się i zamknęłam za sobą drzwi.

Dobra, Emma, dasz sobie radę. To tylko kilka dni z braćmi, których ledwo co pamiętasz. No, ale przecież co mogłoby pójść nie tak?

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz