32 Michael

682 79 9
                                    

Do Ashton:

Hej,wszystko dobrze?


Nie musiałem długo czekać na odpowiedź


Od Ashton:

Nie


Jechałem tak szybko na ile pozwalały mi nogi i mój stary rower .Musiałem jak najszybciej dostać się do Ashton'a. Nie znałem dokładnego adresu ale doskonale pamiętam drogę do jego domu.Napisał,że ma dość życia i za moment je zakończy. Boję się. Tak cholernie się boję,byłem tak daleko a on mógł już sobie coś zrobić.Nie daruję sobie jeśli on popełni samobójstwo.On nie może mnie zostawić.Jasna cholera złapałem gumę. Zsiadłem z rowera i popędziłem w stronę jego domu. Próbowałem dodzwonić się do pani Irwin ale nie odbierała. Było dokładnie czternaście po drugiej więc ulice były puste a Ash miał idealną okazję aby zakończyć bo w nocy nikt go nie sprawdzi. Zakuło mnie w sercu i biło jak oszalałe ale biegłem dalej ledwo oddychając. Byłem tak daleko od jego domu więc przyśpieszyłem jeszcze bardziej a po mojej twarzy leciały łzy. Desperacko próbowałem dodzwonić się do blondyna ale miał wyłączony telefon. Przewróciłem sie i zdarłem kolano ale podniosłem się i biegłem.Byłem już blisko.Dzieliła mnie tylko jedna przecznica od osiedla na którym mieszka. Biegłem nie patrząc czy coś jedzie,nie miałem czasu aby to robić. Mam coraz mniej czasu.Od wiadomości minęło już ponad dwadzieścia pieprzonych minut. Potrzebuję Ashton'a,by przywrócił mnie do życia,aby mnie naprawił.Kocham go,tak bardzo go kocham. Każdy dzień który spędzam z dala od niego jest tak szary albo czarny. Nadzieja potrzebuję jej chociaż odrobinę. Byłem już na jego ulicy. Podbiegłem pod dom i szarpnąłem za klamkę.Kurwa zakluczone.Zacząłem walić pięścią w drzwi.Czemu musiał zostać dziś sam w domu. Waliłem w nie jak opentany,krzycząc imię chłopaka.Pewnie obudziłem całe osiedle ale to nie było ważne. Uderzyłem otwartą dłonią w drewnianą powłokę i zsunąłem się na ziemię wciąż wołając imię chłopaka. Nie mogłem nic zrobić.Nie daruję sobie tego nigdy,nie uratuję go.Nie uratuję jedynej osoby na której mi zależy,której ufam.Tak ufam mu do cholery.Schowałem twarz w dłoniach,wciąż klęcząc przed tymi pieprzonymi drzwiami.Wyjąłem telefon z kieszeni i trzęsącymi rękoma wystukałem wiadomość


Do Ashton

Proszę


Kilku zaciekawionych całą sytuacją sąsiadów wyszło na dwór. Wydarłem się aby zajęli się swoimi problemami albo dzwonili na pogotowie.Wybrali drugą opcję.Minęło prawie czterdzieści minut.Położyłem się na brudnej ziemi i cicho szlochałem. On przyszedł do mnie gdy byłem na samym dnie,jako jedyny wyciągną do mnie rękę abym mógł się jej chwycić.Co się stało że to zrobił,dlaczego nic nie mówił,dlaczego ja niczego nie zauważyłem.Właśnie do mnie doszło,że go straciłem i znów sam muszę walczyć z demonem śpiącym we mnie.Mijały kolejne minuty a ja wciąż leżałem patrząc w drzwi.Wstałem i podszedłem do nich pukając cicho.Oparłem czoło o nie próbując unormować oddech. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie Ashton'a.

Minęła godzina.

Siedziałem oparty o drzwi śpiewając pod nosem 'I need a doctor'. Nie czułem już niczego prócz pustki i jak coś znów zepchnęło mnie w dół. Nie miałem po co żyć bez niego. Godzina i dziesięć minut.Nie miałem zamiaru się podnosić.Słońce powoli zaczęło wschodzić,budząc ptaki który zaczęły radośnie ćwierkać.

Godzina i dwadzieścia minut.Tracę zmysły.Teraz gdy go potrzebuję go nie ma. Gdybym mógł cofnąć czas i nie pójść z Sally na tą kawę tylko umówić się z Ashton'em. Gdybym nie zostawił go z Calum'em tylko poprosił aby poszedł ze mną.Godzina trzydzieści minut. Zacząłem się robić zmęczony.Chciałem się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobił ale już tego nie zrobię.Uratował mi życie,teraz była moja kolej ale nie udało mi się.Nikt nigdy nie chciał mieć ze mną doczynienia prócz niego.Przepraszam że nie mogłem powiedzieć ci wszystkiego wcześniej,że nie mogłem Ci w żaden sposób pomóc.To wszystko moja wina.Byłem odpowiedzialny za to jak za wszystkie inne rzeczy złe do których się przyczyniłem. To dla mnie za dużo. Godzina trzydzieści minut.Miałem wrażenie że słyszę szmer za drzwiami a potem jak ktoś uderza o nie ciałem i leży oparty tak jak ja.Moja wyobraźnia postanowiła się zabawić mną .Byłem zmęczony życiem. Sprowadzam samo nieszczęście.Oderwałem kwiatek z doniczki która stała przy mnie.Czemu nie mogłem być kwiatem? Każdy by mnie lubił i byłbym pożyteczny. Bałem się odezwać,po prostu siedziałem patrząc tępo w przestrzeń przede mną. Usłyszałem cichy szloch.

- Ashton?

Zapytałem jakby sam siebie,nie spodziewając się usłyszeć odpowiedzi.Zamknąłem oczy i odetchnąłem głośno.

- Michael

Cichy głosik dobiegł za drzwi a ja zerwałem się na równe nogi znów waląc w powłokę które chwilę później otworzyły się i stał w nich zapłakany Ashton.Mocno wtuliłem się w jego ciało tak samo jak on w moje nic nie mówiąc.Tylko płakaliśmy. Czułem zapach krwi który starałem się ignorować ale nie potrafiłem.Odsunąłem się od chłopaka,chwytając jego dłoń w swoją. Na ręce miał wiele głębokich ran które zdążyły przestać krwawić a cała skóra była od krwi tak samo jak jego uda.Teraz zobaczyłem jak bardzo załamany był Ashton.

- Ashton zaprowadź mnie do łazienki,trzeba to opatrzyć aby nie wdało się zakażenie

Był bardzo słaby,musiał stracić dużo krwi.Chwyciłem go w pasie i poszliśmy to toalety. Posadziłem go na toalecie i zacząłem szukać jakiegoś bandaża i wody utlenionej. Sytuacja była bardzo podobna do tej sprzed paru tygodni tylko,że ja byłem na miejscu Ashton'a i to on odkażał moje rany a nie ja jego. Chłopak wyrwał mi swoją rękę nie chcąc doświadczyć bólu jaki niesie ze sobą woda utleniona ale wytłumaczyłem mu,że to dla jego dobra więc pozwolił mi dokończyć czego nawet nie zacząłem.Delikatnie przyłożyłem wacik do najgłębszej rany która ciągnęła się wzdłuż ręki i przejechałem po niej. Ash syknął z bólu a ja chuchałem w miejsce które przed chwilą oczyściłem aby trochę zmniejszyć szczypanie.Siedział z zamkniętymi oczami,zaciskając usta. Zrobiłem to samo z resztą i zawinąłem je bandażami. Wstał powoli ale zaraz usiadł z powrotem i chwycił się za głowę.Musiało być mu słabo.Nie byłem tak silny aby zanieść go do pokoju więc musieliśmy poczekać aż mu przejdzie. Gdy już się tak stało zaprowadziłem go do jego pokoju a on położył się na łóżku.Nie wiedziałem co mam teraz zrobić.Powrót do domu był wykluczony bo bałbym się że Ashton znów czegoś spróbuje a tym razem mu się uda.

-Połóż się koło mnie proszę

Powiedział błagalnie i chwycił moją dłoń. Uśmiechnąłem się słabo i położyłem obok chłopaka.

- Dlaczego?

Spytałem

-Nie rozmawiajmy o tym teraz proszę

Wiedziałem,że nie powinienem naciskać bo i tak mi nic nie powie więc odpuściłem.

-Ashton wiem,że to nie jest odpowiedni moment ale ja już dłużej nie mogę

-Co się dzieje Mikey?

-Bo ja słyszałem twoją rozmowę z Luke

Chłopak przełkną głośno ślinę i popatrzył na mnie przerażony nie wiedząc co chcę mu powiedzieć

- Mich...

Nie zdążył dokończyć bo mu szybko przerwałem

- Ja ciebie też Kocham Ashton



Znalazłam trochę czasu aby napisać rozdział i zakończyć 3:00AM. Chciałam dodać ten rozdział w przyszłym tygodniu ale musiałam dodać bo on z jednej strony jest smutny a z drugiej szczęśliwy bo Michael powiedział że go kocha.To najdłuższy rozdział jaki napisałam wow a następny nie wiem kiedy,postaram się w przyszłym tygodniu.Przepraszam za błędy.

Light  | mashton ff |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz