10. Sól

41 2 0
                                    

****

Przed wejściem do domu czekała na mnie mała łaciata Krowa. Ludzie często śmiali się, gdy słyszeli to imię, ale to był dla mnie dobry znak, poza tym jej kolory to był ewidentny znak od losu, że kot ma być krową.

Przekraczając próg domu poczułam wibrujący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz kto dzwoni "Jasper" no kurwa któż by inny. Zaśmiałam się pod nosem, przekręcając klucz w zamku. Początkowo nie miałam zamiaru odbierać, ale gdy przypomniałam sobie jakie wyrzuty robił mi poprzednim razem, gdy nie odebrałam wolałam uniknąć awantur bynajmniej na razie. Z tym chłopakiem czasem naprawdę fajnie się kłóci, szczególnie gdy jego argumenty są wzięte nie wiadomo skąd i nie podparte żadnymi dowodami.

- Gdzie jesteś, szukam cię po całej szkole? - Zapytał zirytowany.

- No to raczej mnie nie znajdziesz, skoro tam szukasz- Zaśmiałam się.

- Nie chce cię samej zostawiać, powiedz gdzie jesteś, to po ciebie przyjadę.

- Jestem tam, gdzie cię nie ma- Zaśmiałam się.

- No shit sherlock, serio pytam.

- A ja serio mówię- Zaczęłam symulować problem z połączeniem i się rozłączyłam.

Było to może trochę niemiłe, ale aktualnie nie miałam ochoty udawać, że wszystko jest super, miałam ochotę usiąść przed telewizorem z kubełkiem lodów i oglądać głupie seriale do pierwszej w nocy. Ale musiałam przygotować się na sprawdzian, który miałam jutro i odrobić zaległe lekcje. Dałam kotu jeść i poszłam leniwym krokiem do swojego pokoju, czując jak w kieszeni wibruje mój telefon.

Drzwi do mojego pokoju były lekko uchylone co mogło wskazywać na czyjąś obecność, bo ja zawsze zostawiam zamknięte drzwi. Zaczęłam iść najciszej jak potrafiłam, co było utrudnione przy drewnianych, skrzypiących belkach. Zaczęłam słyszeć melodię, którą ktoś nuci w moim pokoju, przestraszyłam się jeszcze bardziej. "Włamywacz muzykant". Zaśmiałam się w duchu i stanęłam we framudze drzwi jedną nogą chcąc uciekać.

- Cześć, dawno się nie widzieliśmy- Powiedział chłopak, odwracając się w moją stronę i siadając na łóżku.

- Kojarzę cię skądś ale nie wiem skąd, jak się nazywasz? - Zapytałam dokładnie mu się przyglądając. Chłopak miał mokre, prawie czarne włosy, emeraldowe oczy i był dość wysoki, mimo że siedział.

- Michael- Przewrócił oczami i spojrzał na mnie z wyrzutami.

- Okej super, ale skąd ty się tu wziąłeś? I skąd znasz mój adres? - Stanęłam jak wryta jednocześnie rozluźniając ramiona wiedząc, że on raczej nic mi nie zrobi.

- Miałaś drzwi balkonowe otwarte- Powiedział, wskazując kciukiem na balkon, kompletnie ignorując drugie pytanie.

- Czyli włamałeś się do mojego domu, żeby uświadomić mi, że zostawiam otwarte drzwi? - Założyłam ręce na pierś podnosząc lewą brew.

- No tak prawie, chciałem wyjść z tobą do klubu- Powiedział zadowolony, gwałtownie wstając.

- Odpowiedz na moje pytanie, a nie jakiś klub- Powiedziałam poirytowana.

- No wiesz...- Kopnął butem nieistniejący paproch na podłodze i znów na mnie spojrzał.

- Nie, nie wiem.

- Adres to adres, nic takiego- Uśmiechnął się pokazując dołeczki, ale mojej czujności nie do się tak łatwo uśpić.

- Gadaj skąd znasz mój adres- Zagroziłam mu palcem na co ten tylko się lekko zaśmiał i uśmiechnął.

- Wiesz, ludzie są w stanie za trochę pieniędzy naprawdę dużo zrobić- Uśmiechnął się niewinnie, a ja już wiedziałam, że z tego dialogu nic nie wyniosę.

- Wiesz, nie mam ochoty na spędzanie czasu z kimś kto miał czelność się do mnie włamać, a teraz jak gdyby nic zaprasza mnie na imprezę. Ale dzięki za propozycję, a tak poza tym jak się nie wyniesiesz to zadzwonię na policje- Powiedziałam śmiertelnie poważnie, pokazując mu telefon, jednocześnie próbując nie utopić się w jego emeraldowych tęczówkach.

- No nie daj się prosić, będzie fajnie- Powiedział błagalnym tonem i złapał mnie za ramiona.

- Nie chcę. A teraz wyjdź- Powiedziałam stanowczo odstępując miejsca, aby chłopak mógł przejść.

Bez słowa wyminął mnie i zszedł na dół po schodach nie oglądając się za siebie. Otworzył drzwi tarasowe i już straciłam go z pola widzenia. Czy on się obraził? Drama queen, z zabójczymi oczodołami.

Wróciłam z powrotem do pokoju, aby się pouczyć, przelotnie spojrzałam na moje łóżko jak robiłam to, co dzień idąc do biurka. Pistolet. Znowu. Ciekawe czy był to ten sam czy jakiś inny. "Gdzie on trzymał ten pistolet i dlaczego nie zauważyłam go wcześniej? Chyba zaraz zacznę spisywać, gdzie zobaczyłam pistolet lub inną dość niepokojącą rzecz, bo to, przestaje być zabawne". Wzięłam papier z łazienki, zawinęłam w niego pistolet, wrzuciłam do szafy przedmiot, przy okazji zakrywając go jakimiś ubraniami, które akurat leżały obok. Zamknęłam szafę i odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na biurko i bardzo powolnym krokiem poszłam w jego stronę.

Siedząc nad książkami, myślałam, o Alex'ie. Ten chłopak coraz częściej był w moich myślach. Bardzo mnie to niepokoiło, "Nie chcę twojej obecności w mojej głowie, odejdź" Ostatnie słowo było tak naprawdę pół żartem pół serio. Dokładnie nie wiedziałam czego chce, ale powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, czego na pewno nie chcę.

Nie chciałam jeść ryb, bo ich nie lubiłam, nie chciałam się uczyć, ale bez tego nie pójdę na studia, nie chciałam też otaczać się toksycznymi osobami, mimo że najpewniej się nimi otaczałam nawet, o tym nie wiedząc. Chciałam za to świętego spokoju, końca szkoły i minimalnej ilości problemów. Lecz ten chłopak... przez niego się gubiłam. Nie wiedziałam już, czy na pewno nie chce zjeść tej ryby, czy na pewno chce mieć święty spokój. Przez niego moje życie powoli stawało się koszmarem. On był moją zgubą i zbawieniem. Ten chłopak był wszystkimi siedmioma grzechami głównymi naraz. A ja mogłam liczyć tylko na rozgrzeszenie...

Myśli zaczęły gromadzić się w mojej głowie. Wtedy nie mogłam myśleć o niczym innym tylko, o tym chłopaku. O chłopaku, który najpewniej wypił więcej alkoholu w swoim życiu niż niejeden pijak pod sklepem lub wypalił więcej papierosów, niż ludzie pracujący w stresowych warunkach. Chyba do końca życia będę zastanawiać się, jak wszyscy z nim wytrzymują, ja już po paru minutach słuchania jego gadania mam ochotę przestrzelić sobie głowę albo mu. Chociaż jeśli po śmierci też miałby gadać to niekoniecznie. Nie znałam go najdłużej, ale zdążyłam się przekonać, że jest niezłym gadułą. W sumie, Alex'a można określić jako toksycznego i destrukcyjnego chłopaka, który nie ma szacunku dla innych i nie potrafi być prawdziwie kochającym i troskliwym człowiekiem. Im dłużej analizowałam jego zachowanie, tym bardziej zaczynałam dochodzić do wniosku, że mam przejebane. Lilith mówiła, że on nie da mi spokoju, chyba że o mnie zapomni. Boję się jednak, że ma bardzo dobrą pamięć, a co za tym idzie, jestem skazana na tego chłopaka czy tego chce, czy nie. 

****

Ten rozdział jest bardzo krótki.

Biały Kruk- psychoza {1} {Zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz