41. Dziedzictwo

19 2 0
                                    

Alex:

"Czaszkę z gliny wyjęli,
położyli w marmury,
luli luli ordery
na poduszkach z purpury.
Czaszkę z gliny wyjęli.

Odczytali z karteczki
a) był to chłop serdeczny,
b) zagrajcie, orkiestry,
c) szkoda, że nie wieczny.
Odczytali z karteczki".

- Sam to napisałeś? - Zapytałem machając kartką w powietrzu z niedowierzania.

- Nie do końca, pomogła mi pewna muza.

- Muza? To brzmi jak rock.

- Nie, nie bracie moją muzą jest matka.

- A ty jak zawsze, synek mamusi pisze dla niej wierszyki, uwu- Zaśmiałem się ironicznie wykrzywiając usta w podkowę, chłopak zaśmiał się lekko i wydarł mi kartkę z ręki.

- Może i jestem synalkiem mamusi, ale dzięki temu mam przywileje, których ty głąbie nie będziesz nigdy miał.

- Ja przynajmniej się nie kurwię i umiem osiągać swoje cele sam- Spojrzałem na niego z pogardą a ten nie zareagował, odwrócił się napięcie i poszedł po zeszyt. Otworzył go i powoli kartkował co jakiś czas patrząc na mnie, gdy znalazł to czego szukał uśmiechnął się i podszedł do mnie.

- Wiesz co to jest? - Zapytał machając mi zeszytem przed twarzą.

- Jajecznica, a na co ci to wygląda?

- Jesteś blisko, tu jest wszystko dosłownie, mam tu nawet list dla twojej kochanicy- Wyciągnął białą kopertę i dał mi ją.

- Kochanicy? Tiff już ze mną nie jest.

- Wiem, mówię o tej blondynce, która była na imprezie, myślisz, że nie wiem, jak ją potraktowałeś? Skandal normalnie zwykły gbur i prostak z ciebie.

- Ta, ta super a teraz powiedz coś czego kurwa nie wiem- Schowałem list do kieszeni.

- Wiesz co masz zrobić z listem czy ci przypomnieć?

- Dać go jej, tak wiem.

- Może jeszcze będą z ciebie ludzie- Zaśmiał się Tony odkładając zeszyt.

Wyszedłem bez słowa z jego pokoju nie zamykając drzwi. Ten list to była broń masowego rażenia, nikt nie wie czego się spodziewać po tej kobiecie nawet Tony nie jest tak bezpieczny jak mówi, to fakt ma przywileje, ale jednak ona i tak może go zabić bez mrugnięcia okiem. Jednak to ja przejmę firmę a nie ten szczur a co za tym idzie to ja jestem tak naprawdę szefem, nie matka i nie Tony. Ja i tylko ja, bo to mnie ojciec wyznaczył, mimo że jestem adoptowany a na dodatek najmłodszy. Wsiadając do auta zadzwoniłem do Jasper'a.

- Hej, co tam? - Zapytał, ale nie miałem czasu na gadanie.

- Dostałeś list?

- Tak.

- Kurwa, kto jeszcze go ma?

- Nora, Matt, chyba Betty i pewnie wszyscy od ciebie.

- To Nora żyje? Myślałem, że udaje martwą.

- No gdyby tak było to nie bawiłaby się z Betty i paroma typami w klubie, ale co ja tam wiem.

"Paroma typami tak? Nieźle jej idzie bycie martwą widać, że się stara i nie wychyla. Kurwa".

- Boje się spotkania Matthew'a i Nory- Przyznałem szczerze.

- Ja też się boje, przecież on ją kocha, ale nie wiem czemu jej tego nie mówi.

Biały Kruk- psychoza {1} {Zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz