- Zdecydowałeś się? - usłyszałem z głębi kantorka pytanie, które niemal przyprawiło mnie o zawał serca.
Po matematyce, która skończyła się dla mnie kolejną oceną niedostateczną i wyśmianiem przez Tajgę, chciałem jakoś odreagować negatywne emocje, słuchając w spokoju muzyki w moim małym pomieszczeniu na końcu dolnego korytarza. Ktoś mi jednak w tym przeszkodził. Był to Bruno, który w jakiś sposób dostał się tam wcześniej ode mnie i siedząc w całkowitych ciemnościach cierpliwie oczekiwał mojego przyjścia.
Zapaliłem światło. Chłopak stał przy ścianie, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
- Bruno, ja... - zacząłem, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Spojrzenie chłopaka było jednak tak niezwykle przenikliwe, że wpatrywanie się prosto w jego oczy szybko zaczęło sprawiać mi ogromny dyskomfort.
Wróciwszy do miasta po mojej rozmowie z ojcem długo zastanawiałem się, jaką decyzję powinienem podjąć w kwestii propozycji Bruna. Porównywałem wszystkie za i przeciw, ale nie byłem w stanie odnaleźć żadnego logicznego rozwiązania. Bo takie nie istniało. Ostatecznie jednak zdecydowałem odmówić chłopakowi.
- Nie zgadzam się. Wolę, żebyście mnie bili. Nie będę twoją zabawką, choćbyś nie wiem co mi zaoferował.
Bruno spojrzał na mnie i zaśmiał się pobłażliwie. Odsunął się od ściany i w milczeniu podszedł w moją stronę. Stał przede mną chwilę w bezruchu, wpatrując się w moją zasłoniętą włosami twarz. Wreszcie pochylił się i szepnął do mnie słowa, od których całe moje ciało przeszedł dreszcz.
- Pożałujesz tej decyzji dużo szybciej niż ci się wydaje.
To powiedziawszy uśmiechnął się tajemniczo i wyszedł z kantorka, zamykając za sobą drzwi.
Założyłem słuchawki i włączyłem muzykę, próbując się chociaż trochę odstresować. Tamten dzień zaczął się beznadziejnie. W przedziale zaledwie kilkunastu minut zostałem wyśmiany przez swoją nauczycielkę matematyki i zastraszony przez Bruna. Jednak wtedy nie wiedziałem jeszcze, że najgorsze dopiero na mnie czekało.
Po szkole miałem zamiar wrócić prosto do domu, pograć na komputerze i pójść spać, bo byłem bardzo zmęczony. Moje plany pokrzyżowali chłopcy z ekipy Bruna, którym kapitan najprawdopodobniej zlecił zemścić się na mnie za odrzucenie jego propozycji. Zaatakowali mnie niespodziewanie, w innej części miasta niż zwykle. Nie byłem w stanie przygotować się do obrony. Mogłem tylko cierpliwie znosić ich atak i czekać, aż wreszcie zostawią mnie w spokoju.
Przechodziłem obok dużego, opuszczonego domu, kiedy usłyszałem w krzakach rosnących przed nim dźwięki czyjegoś ruchu. Nim się obejrzałem, zza zapuszczonego żywopłotu wyszedł powolnym krokiem Comodo, największy i najsilniejszy ze wszystkich moich oprawców. Instynktownie obróciłem się i zacząłem uciekać w przeciwną stronę, jednak wpadłem w ten sposób prosto w ramiona czyhającego tuż za moimi plecami Adriana. Comodo pomógł mu przytrzymać mnie za ręce. Do ostatniej chwili próbowałem się wyrwać z uścisku dręczyciela, ale z tak wielkim człowiekiem jak Comodo nie miałem żadnych szans.
Wśród kolegów Bruna brakowało Kamila Domańskiego. Ten nigdy nie wyrządził mi żadnej krzywdy fizycznej, więc jego nieobecność nie była dla mnie w żaden sposób pomocna. Dużo bardziej wolałbym, żeby tamtego pechowego dnia zabrakło Oliwiera, Adriana lub Comodo, ponieważ to właśnie oni byli najniebezpieczniejsi. Każdy z nich używał swojej siły w inny sposób, jednak wszyscy doskonale wiedzieli, jak sprawić mi ból.
Oliwier zawsze atakował z największą energią. Był jak miniaturowy piesek, który na pierwszy rzut oka wydaje się niegroźny, lecz potrafi wyrządzić więcej krzywdy niż sześćdziesięciokilogramowa, włochata bestia. Skakał dookoła mnie, uderzając zwykle w okolice brzucha i twarzy. Jego ruchy były bardziej skoordynowane i precyzyjne niż reszty chłopaków, ponieważ przez kilka lat ćwiczył sztuki walki. Miał mniej siły niż jego koledzy, ale wykorzystywał ją w najbardziej przemyślany i skuteczny sposób. Był zdecydowanie najbrutalniejszy ze wszystkich, wyrządzał mi zazwyczaj więcej krzywdy niż cała reszta razem wzięta.
CZYTASZ
Pociski sprawiedliwości
JugendliteraturNie wszyscy siedemnastolatkowie są podobni do siebie. Paweł znacząco różni się od swoich rówieśników. Spragnieni ciągłej zabawy i popularności licealiści zaczynają się nad nim znęcać, co doprowadza życie chłopaka do całkowitego upadku. Dopiero kiedy...