Rozdział 7: Przeprosiny

39 3 0
                                    

Następnego dnia, a był to piątek, poszedłem trzeci raz do szkoły. Cały dzień do nikogo się nie odzywałem. Na przerwach siedziałem sam. Podsłuchiwałem jednak i obserwowałem moich rówieśników z ostrożną, a jednocześnie bardzo mocną fascynacją. Udało mi się ustalić, że niemal każda klasowa grupka planuje jakieś wspólne wyjście po szkole. Jedyny plan, jaki ja miałem, to zajść do domu, odgrzać w piekarniku gotowe danie z zamrażarki, jeśli jakiekolwiek w ogóle tam będzie, a potem porządnie się wyspać.

Postanowiłem jednak wrócić do mieszkania późno, żeby nie natknąć się przypadkowo na moją matkę. Wolałem trzymać się od niej z daleka, ponieważ po każdym poważniejszym incydencie z piciem kobieta próbowała mnie przepraszać i obiecywać, że to już ostatni raz. Nie chciałem tego słuchać po raz kolejny.

Zależało mi na tym, żeby porządnie się wyspać, bo przez ostatnie kilka dni nie byłem w stanie wystarczająco odpocząć psychicznie. Zarywanie nocek odcisnęło na mnie dość wyraźne piętno, miałem dużo bledszą skórę niż normalnie, a moje oczy zrobiły się opuchnięte i podkrążone. Przez kilka ostatnich dni byłem notorycznie zmęczony. Niejednokrotnie budziłem się około 3 nad ranem, nie mogąc złapać oddechu z powodu męczących mnie ciągle realistycznych koszmarów. Potrzebowałem odpoczynku.

Aby jak najbardziej opóźnić w czasie swój nieunikniony powrót do domu, po lekcjach postanowiłem pójść na most łączący północną część miasta z południową. Na samym środku zatrzymałem się na chwilę i zacząłem oglądać przejeżdżające samochody. To zajęcie jednak szybko mi się znudziło. Usiadłem więc na chodniku i, mimo że nie powinienem tak robić, przełożyłem nogi pod barierką, a następnie pozwoliłem im swobodnie opaść w dół. Podparłem się łokciami o brudną, metalową barierkę i położyłem głowę na splecionych dłoniach. Lekki wiatr, nieustannie zmieniający kierunek, przerzucał mi włosy z jednej strony na drugą. Przestałem zwracać uwagę na huk przejeżdżających mi za plecami samochodów i skupiłem się na płynącym po rzece w oddali niewielkim statku. Słońce odbijało się na powierzchni jego kadłuba oraz na brudnej wodzie dookoła. Znowu znużyło mnie obserwowanie: nie lubiłem patrzeć na przedmioty. Biorąc pod uwagę mój skrajny introwertyzm, paradoksalnie wolałem oglądać ludzi. Fascynowało mnie to, że tak wielu faktów można się o nich dowiedzieć przez sam styl wypowiedzi czy sposób poruszania się.

Nudziłem się na moście niesamowicie, ale nawet to nie zmotywowało mnie do powrotu. Przez kolejne kilka godzin błąkałem po mieście, było mi zimno i odczuwałem głód, a do tego rozładował mi się telefon. Usłyszałem dzwony w kościele. Zabiły siedem razy, była więc 19.00. Postanowiłem wreszcie wrócić do mojego mieszkania. Szedłem okrężną drogą i dużo rozmyślałem. Gdy stanąłem wreszcie pod drzwiami własnego domu, byłem gotowy na rozmowę z matką.

Wszedłem do domu najciszej jak potrafiłem i niemal bezszelestnie udałem się do kuchni. Byłem niesamowicie głodny, bo przez cały dzień zjadłem jedynie bułkę i hot doga, który miał mi zastąpić obiad. Wyciągnąłem z lodówki niewielką kostkę żółtego sera i ukroiłem sobie dwa kawałki chleba. Starałem się podzielić ser po równo na obydwie kromki, ale było go tak mało, że ledwo starczyło na jedną. Pochłonąłem szybko moje kanapki, jedną bardziej bogatą, drugą kompletnie suchą, ale to nie wystarczyło mojemu wycieńczonemu organizmowi. Już tak wiele razy próbowałem nie zwracać uwagi na to, że domaga się większej ilości jedzenia, że głód stał się dla mnie normalnością. Jednak mimo to z nadzieją otworzyłem lodówkę. W środku nie zostało już prawie nic. Na drzwiczkach dostrzegłem tylko mały słoiczek musztardy, a w jednej z szuflad powoli gnijącego selera. Trzeba było zrobić zakupy, ale nie miał kto się tym zająć. Matka pracowała całymi dniami, a wieczorami leżała przed telewizorem. Ja chodziłem do szkoły i nie miałem prawie żadnych pieniędzy. Dostawałem bardzo niewiele kieszonkowego, wystarczało mi jedynie na dwie drożdżówki lub bułki dziennie. Nie było mowy o inwestowaniu w cokolwiek z automatu szkolnego czy jedzenie na mieście, więc niejednokrotnie po prostu byłem głodny przez cały dzień. Zdarzało się też, że matka kupowała gotowe posiłki, wkładała do zamrażarki i jedliśmy je potem przez parę dni, jednak tym razem nic takiego nie udało mi się znaleźć.

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz