Rozdział 34: Wydarta godność

29 3 1
                                    

Sobota, dzień po wygranym przez Borsuki meczu, była wyjątkowo ciepła jak na koniec stycznia. Temperatura wzrosła aż do dziesięciu stopni, przez co cały nagromadzony w miasteczku śnieg zaczął gwałtownie się roztapiać. Wszędzie zrobiło się brudno, kiedy czarne błoto z dróg osiadło na zgniłozielonej trawie. 

Miałem zamiar spędzić tamten dzień w swoim pokoju, grając na komputerze. Nie miałem siły ani motywacji na nic innego. Moja matka również nic dla nas nie zaplanowała. Zjedliśmy razem śniadanie, na które składały się resztki obiadu z poprzedniego wieczoru i kawałek ciasta, który mama przyniosła z pracy po urodzinach jednej ze swoich koleżanek. Później obydwoje poszliśmy w swoją stronę, matka zaczęła sprzątać dom, a ja zamknąłem się na klucz w moim pokoju. Ledwie zdążyłem włączyć komputer, a mój telefon niespodziewanie zawibrował. Zdziwiłem się. Oprócz mamy i grupy klasowej, na której wyciszyłem wszystkie powiadomienia, nikt nigdy do mnie nie pisał. Na wyświetlaczu pokazała się wiadomość od Bruna. Chciał się ze mną jak najszybciej spotkać na Blokach. Westchnąłem i wyłączyłem komputer. 

Miejsce i okoliczności tamtego spotkania wydawały mi się dziwne, lecz nie doszukiwałem się w nich niczego niepokojącego. Do tej pory widywaliśmy się tylko w moim kantorku lub w głębokiej, unikanej przez uczniów wnęce w ścianie za starą częścią szkoły. Bruno zabrał mnie trzykrotnie do różnych restauracji, za każdym razem późno po zmroku i z dala od centrum miasta. Był zawsze bardzo ostrożny. Bloki wydawały mi się zbyt popularnym miejscem, żebyśmy mogli spotkać się tam bez ryzyka przyłapania. 

Nie znajdowały się one daleko od mojego domu. Po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarłem na miejsce, jednak ku mojemu zdziwieniu nie zastałem tam chłopaka. Pomyślałem, że najprawdopodobniej schował się w jakiejś osłoniętej murem części blokowiska, nie chcąc zostać zauważonym. Postanowiłem go tam poszukać. 

Bloki były zaskakująco dużym obiektem. Część zabudowy znajdowała się na powierzchni, a część pod ziemią - to właśnie podpiwniczenia najbardziej mnie ciekawiły, lecz z powodu zbierającej się tam wody z roztopionego śniegu nie zszedłem na dół. Błądziłem wśród betonowych ścian, pokrytych tu i ówdzie marnej jakości graffiti, głównie w formie kolorowych podpisów i niewymyślnych obrazków przedstawiających męskie genitalia. Wszędzie roiło się od robaków i pajęczyn, z sufitu kapała woda, a mury porastała śluzowata mieszanina mchu i grzyba. Znalazłem mnóstwo pustych puszek i porozbijanych butelek po alkoholu, pozostawionych głównie przez imprezujących tam nastolatków. 

Badałem tamto miejsce przez ponad piętnaście minut, nawołując bezustannie Bruna, jednak jego nigdzie nie było. Fakt ten nieco mnie zdziwił, ponieważ chłopak nigdy się nie spóźniał. Zawsze pojawiał się wszędzie długo przed czasem. Pomyślałem, że coś mogło mu się stać, i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. 

Przeszedłem do części blokowiska pozbawionej dachu, gdzie pozostałości mokrego śniegu uparcie leżały nieroztopione pod murem. Postanowiłem poczekać na Bruna pięć minut. Jeśli się nie pojawi, to trudno. W końcu nie była to moja wina, że nie przyszedł. Nie mógł mnie ukarać. 

Oparłem się plecami o ścianę i spojrzałem do góry, w jedyne miejsce, gdzie nie było szaro i brudno. Na tle błękitnego nieba, pokrytego tu i ówdzie niewielkimi obłoczkami, pojawiła się czarna wrona, która po kilku sekundach zniknęła za murem. Chwilę później przyleciała kolejna, głośno kracząc, i ta również szybko odfrunęła. Obydwie były wysoko, gdzie nikt nie mógł ich dosięgnąć. Brzydkie jak noc, ale wolne. Pozbawione ciężaru świadomości. 

Usłyszałem po swojej prawej stronie cichy szmer. Przeniosłem tam swój wzrok, odrywając go od kojącego błękitu. Zza jednej ze ścian wynurzył się Bruno. Moja ulga i spokój prysnęły jak bańka mydlana. 

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz