Rozdział 20: Ty jesteś...

21 2 0
                                    

Mój nastrój w piątek rano, pierwszego października, był zaskakująco dobry. Poszedłem do szkoły bez żadnego stresu, bo Borsuki dzień wcześniej wygrały ważny mecz i miały wieczorem urządzić imprezę, by to uczcić. Nie musiałem się martwić, że znowu mnie pobiją.

Lekcje minęły mi zaskakująco szybko. Na ostatni WF szedłem ze swego rodzaju entuzjazmem; po nim mogłem wreszcie wrócić do domu, żeby się wyspać po całym tygodniu nocnej nauki.

Wuefistka skupiała się tylko i wyłącznie na Brunie. W końcu dzień wcześniej zagrał jeden z najlepszych meczy w całej swojej licealnej karierze.

— Bartek, co z nim nie tak? — zapytała nauczycielka, widząc kapitana w złym humorze.

Mnie też to zastanawiało. Wszystkie Borsuki chodziły tamtego dnia po szkole szczęśliwe i rozentuzjazmowane, a Bruno nawet się nie uśmiechał.

— Nie wiem. Pewnie ma jakieś problemy sercowe — powiedział Bartek.

Nauczycielka pokręciła pobłażliwie głową.

— Dziewczyny na bok, chłopaki, teraz trzeba się skupić, bo za miesiąc najważniejszy mecz tego sezonu. — oznajmiła. Już dawno przestałem wierzyć, że którykolwiek z meczy granych przez Borsuki miał jakieś szczególne znaczenie, bo dosłownie każdy określany był przez ich trenerkę jako „najważniejszy".

Po lekcji wyszedłem z szatni jako ostatni, żeby przez przypadek nie natknąć się na Oliwera albo innego agresywnego kolegę Bruna. Podejrzewałem, że wszyscy poszli szykować się na imprezę, ale mimo wszystko wolałem zostać w szkole chwilę dłużej, żeby nie wpakować się niepotrzebnie w kłopoty.

Wyszedłem z szatni ze słuchawkami w uszach i rękoma w kieszeniach. Szedłem szybkim krokiem po korytarzu i nie zauważyłem, że niespodziewanie pojawił się przede mną Bruno. Niemal się z nim zderzyłem, kiedy w tempie błyskawicy wyszedł z łazienki na korytarz. Próbowałem go ominąć, ale chłopak zagrodził mi drogę i nie miał zamiaru się przesunąć. Chciał podroczyć się ze mną trochę na koniec tygodnia. Postanowiłem więc się nie opierać. Stanąłem przed nim i czekałem cierpliwie, aż mnie przepuści.

— Chodź ze mną za szkołę. Musimy pogadać. — powiedział niespodziewanie.

— O czym niby chcesz ze mną rozmawiać? — zapytałem ze zdziwieniem.

— Jak nie pójdziesz, to wyślę na ciebie moich chłopaków — odrzekł wymijająco. Zgodziłem się więc, bo nie chciałem znowu zostać pobity.

— Czy oni tam są? — spytałem cicho, gdy schodziliśmy po schodach.

— Nie — odrzekł Bruno, i podobnie jak ja nie odezwał się już ani słowem.

Dotarliśmy w miejsce, gdzie ekipa Bruna regularnie stosowała wobec mnie przemoc. Zdjąłem plecak i położyłem go pod ścianą.

— Pewnie zastanawiasz się, dlaczego zawsze tylko patrzę, jak cię biją. — zaczął Bruno tajemniczo. — Nie pochwalam takiego zachowania, ale na czymś muszą odreagować. Nawet nie wiesz, jak ciężkie i skomplikowane jest ich życie.

Zaśmiałem się drwiąco ze słów chłopaka. On i jego koledzy nic nie wiedzieli o trudach życia. Mieli wszystko, czego można zapragnąć.

— Nieważne. Dzisiaj trochę zmienimy zasady. — dodał, odwracając się tyłem do mnie. — Stań pod ścianą.

Posłusznie wykonałem polecenie chłopaka. Nie wiedziałem, czego chciał, ale bałem się mu przeciwstawić.

Bruno obrócił się i szybkim krokiem pokonał parę metrów, które nas dzieliły. Stanął przede mną i oparł się wyprostowaną ręką o ścianę.

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz