Rozdział 59: Rozgrzeszenie

17 3 1
                                    

Nie zamierzałem jednak zabijać Bruna bez wcześniejszego doprowadzenia go na skraj szaleństwa. Pragnąłem, by cierpiał w niepewności i przerażeniu aż do samego końca. Chciałem stać się jego panem i zmusić do błagania o litość. Zamierzałem dać mu ostatnie życzenie, ostatni płomyk nadziei, a następnie zdmuchnąć go naciśnięciem spustu. 

Jednak najpierw postanowiłem obnażyć Bruna z jego największego sekretu. Zrównać go z ziemią i zawstydzić przed wszystkimi. Sprawić, by poczuł to samo, co ja czułem przez ponad półtora roku katorgi w liceum. Pragnąłem zmusić chłopaka do wyznania pieczołowicie skrywanej prawdy na forum całej klasy. Jego śmierć nie mogła być zwyczajna. Chciałem zrobić z niej widowisko, które cała reszta będzie pamiętać do końca swojego życia. 

Stanąłem na środku klasy i nieznacznie opuściłem broń w dół. 

– Bruno... – zacząłem cicho, kierując wzrok na chłopaka. Jego jabłko Adama uniosło się w górę i opadło w dół, w miarę jak przełknięta z trudem ślina spłynęła w dół gardła. Nieustraszony kapitan drużyny Borsuków był biały jak wczesnomarcowy śnieg, nieprzerwanie padający za oknem. – Czy ty chcesz nadal żyć? 

Pytanie to zbiło z tropu wszystkich uczniów w klasie, a ich spojrzenia natychmiastowo padły na Bruna. Chłopak energicznie pokiwał głową. 

– Odpowiadaj, chcesz żyć czy nie?! 

Podniosłem głos, jednocześnie wznosząc karabin w górę, by niedbale wycelować jego lufę w pobladłego ze strachu kapitana. 

– Tak! – wyrzucił z siebie Bruno, niemal odruchowo unosząc dłonie w górę.

– Spokojnie, opuść ręce – nakazałem, posyłając mu delikatny uśmiech. Chłopak posłusznie wykonał polecenie. – Dlaczego chcesz uratować swoje życie... – kontynuowałem, nienaturalnie wydłużając każde wypowiadane słowo, by nadać swojej wypowiedzi mądry wydźwięk – ...mimo że tak bardzo go nienawidzisz? 

Bruno spojrzał na mnie z bólem, w jednej chwili zdając sobie sprawę z celu moich pytań. Wiedział, że zamierzałem zagrać z nim w niezwykle trudną grę, która w żaden sposób nie mogła zakończyć się jego zwycięstwem. Zrozumiał, że dzisiaj będzie musiał coś utracić –albo godność, albo swoje życie. 

Nie wiedział jednak, że tak naprawdę miałem zamiar odebrać mu i jedno, i drugie. 

– Nie chcę umierać – wydusił drżącym głosem, chowając twarz w dłoniach. 

– Patrz na mnie! – ryknąłem, a chłopak z wysiłkiem podniósł głowę w górę i spojrzał mi w oczy. – Pora się przyznać, Bruno. Musisz im o wszystkim powiedzieć. 

Zerknąłem na zegar. Zostało mi około dziewięciu minut. 

– Zdejmij koszulkę – nakazałem. – Szybko. 

Bruno niepewnie zdjął z siebie czarny T-shirt, po czym zmiął go w kulkę i odłożył na ławkę. Zgarbił muskularne plecy, wbijając zawstydzone spojrzenie w jeden punkt na ścianie. Choć starał się zasłonić swoje siniaki i blizny, część z nich ukazała się oczom zebranych w pełnej krasie. 

– Bruno, kto ci to zrobił? – zapytał niespodziewanie Kamil z nieukrywaną troską w głosie. Przenosił wzrok ze mnie na swojego przyjaciela, nie do końca wierząc w prawdziwość sytuacji, która rozgrywała się na jego oczach. Byłem niemal pewien, że częściowo postrzegał ją jako wyjątkowo silną halucynację, wywołaną w jego umyśle zbyt dużą ilością wypalonego narkotyku. Kilkukrotnie przecierał oczy i mrugał szybko powiekami, chcąc udowodnić sobie, że to wszystko działo się naprawdę, a nie jedynie w wyobraźni. 

Pociski sprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz